Lewandowski w liczbach
Jednym z przewodnich haseł kadencji Michała Probierza jest odwaga. Selekcjoner mówi o niej niemal na każdym kroku, co podkreślają sami piłkarze. Oczywiście, czasem zdarza się, że do Biało-czerwonych wracają demony z przeszłości, lecz przeważnie słowa udaje się zamienić w czyny – przynajmniej jeśli chodzi o grę w ataku. W 15 meczach pod wodzą Probierza rywale Polaków zachowali czyste konto tylko raz.
Ciekawostką jest jednak to, że ta zmiana podejścia odbywa się bez wyraźnego udziału Roberta Lewandowskiego. Dobitnie pokazał to w mecz z Chorwacją, w którym Polacy strzelili dwie bramki, zanim na boisku pojawił się kapitan. Od września zeszłego roku na listę strzelców częściej od niego wpisuje się Sebastian Szymański i Piotr Zieliński (po cztery trafienia). 36-latkowi dorównuje za to Nicola Zalewski, który może się pochwalić trzema golami.
Od niecałych 15 lat wykorzystanie potencjału „Lewego” to zwykle jedno z pierwszych zadań, które stawia się przed nowym selekcjonerem. Statystyki nie kłamią – Michał Probierz nie radzi sobie z tym wyzwaniem tak dobrze, jak większość jego poprzedników.
Dorobek bramkowy Roberta Lewandowskiego za kadencji poszczególnych selekcjonerów:
- Adam Nawałka: 40 meczów, 37 goli – średnia 0,93 gola na mecz
- Paulo Sousa: 12 meczów, 11 goli – średnia 0,92 gola na mecz
- Fernando Santos: 6 meczów, 3 gole – średnia 0,5 gola na mecz
- Jerzy Brzęczek: 18 meczów, 8 goli – średnia 0,44 gola na mecz
- Czesław Michniewicz: 10 meczów, 4 gole – średnia 0,4 gola na mecz
- Franciszek Smuda: 30 meczów, 11 goli – średnia 0,37 gola na mecz
- MICHAŁ PROBIERZ: 12 meczów, 3 gole – średnia 0,25 gola na mecz
- Waldemar Fornalik: 13 meczów, 3 gole – średnia 0,23 gola na mecz
- Leo Beenhakker: 13 meczów, 3 gole -średnia 0,23 gola na mecz
- Stefan Majewski: 2 mecze, 0 goli
Średnią bramek Lewandowskiego pod wodzą Beenhakkera i Majewskiego łatwo wytłumaczyć. W tamtych czasach mało kto spodziewał się, że „Lewy” będzie gwiazdą Borussii Dortmund, Bayernu Monachium i FC Barcelony. Wygląda jednak na to, że w czasach Probierza najlepszy strzelec w historii polskiej kadry cofnął się do najgorszych chwil swojej kariery reprezentacyjnej. Wystarczy spojrzeć, ile gwiazda Dumy Katalonii strzelała w poszczególnych latach.
- 2024: 2 gole (średnia 0,2/mecz)
- 2023: 4 gole (średnia 0,5/mecz)
- 2022: 4 gole (średnia 0,4/mecz)
- 2021: 11 goli (średnia 0,92/mecz)
- 2020: 2 gole (średnia 0,5/mecz)
- 2019: 6 goli (średnia 0,6/mecz)
- 2018: 4 gole (średnia 0,36/mecz)
- 2017: 9 goli (średnia 1,5/mecz)
- 2016: 8 goli (średnia 0,66/mecz)
- 2015: 11 goli (średnia 1,57/mecz)
- 2014: 5 goli (średnia 0,83/mecz)
- 2013: 3 gole (średnia 0,3/mecz)
- 2012: 2 gole (średnia 0,2/mecz)
- 2011: 3 gole (średnia 0,3/mecz)
- 2010: 6 goli (średnia 0,46/mecz)
- 2009: 1 gol (średnia 0,08/mecz)
- 2008: 2 gole (średnia 0,4/mecz)
Jeśli chodzi o samą liczbę strzelonych goli, jest to najgorszy rok „Lewego” od 2020. Różnica jest taka, że cztery lata temu kapitan reprezentacji Polski zaliczył zaledwie cztery występy z „orzełkiem” na piersi. Z kolei tym roku zagrał w 10 meczach reprezentacji, co daje najgorszą średnią bramek na mecz od dwunastu lat. Z czego wynika ta strzelecka niemoc?
Na tym polega sekret Lewandowskiego
Jeszcze jakiś czas temu można było pomyśleć, że spadek formy Roberta Lewandowskiego związany jest z jego wiekiem. Mówimy przecież o piłkarzu, który w sierpniu skończył 36 lat. Spekulowano, że w niedalekiej przyszłości Polaka czeka rychły transfer poza Europę lub nawet zakończenie kariery.
Wszystko zmieniło się, gdy nowym trenerem FC Barcelony został Hansi Flick. Niemiecki szkoleniowiec pokazał, że wie, jak wydobyć z „Lewego” to, co najlepsze. W sezonie 2024/25 snajper Blaugrany zdobył 19 bramek w 17 meczach. Teorie o podstarzałym Lewandowskim można więc włożyć między bajki.
Warto jednak przyjrzeć się tym bramkom nieco bliżej. Okazuje się, że Lewandowski strzelił aż 16 goli w swoim pierwszym kontakcie z piłką. W systemie stworzonym przez Hansiego Flicka pełni rolę idealnego „egzekutora”. W każdej chwili może dostać futbolówkę tam, gdzie zrobi z niej największy pożytek.
W tym miejscu należałoby wrócić do reprezentacji Polski. Podczas zgrupowań kadry Lewandowski trafia do nieco innego świata. Lamine Yamala, Raphinhę i Pedriego zastępują piłkarze, którzy nie mają pewnego miejsca w składzie Brighton & Hove Albion, Bologni i Wolfsburga. Nawet w „galowym” zestawieniu potrafimy mieć problemy z kreowaniem sytuacji – zwłaszcza w meczach z najlepszymi reprezentacjami w Europie. Choć trudno w to uwierzyć, 21 listopada minie rok od ostatniej bramki Lewandowskiego zdobytej z gry.
Oczywiście, można dojść do wniosku, że właśnie w spotkaniach z europejskimi potentatami kapitan Biało-czerwonych powinien wziąć na siebie dodatkową odpowiedzialność. Trudno jednak oczekiwać od Lewandowskiego, żeby na tym etapie swojej kariery zmienił swój styl gry. To klasyczna „dziewiątka”, która żyje z podań kolegów. Nie pomoże drużynie dryblingiem, czy też błyskotliwym podaniem. Zabrzmi to dość dziwnie, ale w tym naprawdę nie ma nic złego. W historii futbolu nie było bowiem zbyt wielu piłkarzy, którzy potrafili samemu wykończyć rozpoczętą przez siebie akcję.
Zresztą, nie ma żadnego przypadku w tym, że liczba bramek strzelonych przez „Lewego” w danym roku zależy od średniej jakości przeciwnika. Według rankingu ELO z ostatnich dziesięciu lat Polska miała przed sobą bardzo trudnych rywali w 2024, 2022 i 2018. Tak się składa, że właśnie wtedy 36-latek strzelał rzadziej. Gdy Polakom udało się unikać zbyt wielu starć z potęgami (2023, 2021, 2019) średnia bramkowa z reguły rosła. Może to banał, ale piłkarzom o charakterystyce Lewandowskiego łatwiej zdobywać bramki przeciwko tzw. „kopciuszkom”.
Reakcją Lewandowskiego na brak podań jest opuszczenie swojej strefy. Żeby mieć w ogóle piłkę przy nodze, musi często pojawiać się w okolicach linii środkowej boiska. Tu jednak pojawia się dylemat. Brakuje wtedy kogoś, kto wywierałby presję na obrońcach rywala po ewentualnej stracie. Akcje często tracą na intensywności, ponieważ doświadczony napastnik czeka na resztę kolegów z drużyny. Zdarza się też, że to oczekiwanie daje obrońcom szansę na odbiór piłki. Krótko mówiąc, tracą na tym wszyscy – zarówno on, jak i cały zespół.
Z punktu widzenia snajpera reprezentacji Polski alternatywa jest tylko jedna – stanie i czekanie, aż piłka jakimś cudem dotrze w pole karne. To się jednak nie dzieje zbyt często. Czołowe reprezentacje z łatwością zamykają nam drogę do bramki – wystarczy dobre ustawienie w obronie lub nieco bardziej stanowcze wyjście do pressingu. W październikowym meczu z Portugalią Lewandowski miał tak naprawdę tylko jedną okazję na strzelenie gola. Po dośrodkowaniu Przemysława Frankowskiego oddał strzał głową, który przeleciał tuż obok słupka. Jedna klarowna sytuacja na 90 minut to zdecydowanie za mało. Nawet najskuteczniejsi napastnicy na świecie zwykle potrzebują kilku prób, by pokonać bramkarza rywali.
Po porażce z reprezentacją Portugalii Lewandowski dał upust swoim emocjom w rozmowie z „TVP Sport”.
– Na pewno życzyłbym sobie, by tych podań w okolice pola karnego było więcej. Nie chcę schodzić po piłkę do linii obrony, żeby ją dotknąć, by być pod grą, bo tu też nie o to chodzi. Tam mogę schodzić sobie pograć, ale to na treningu, na meczu powinienem być bliżej pola karnego i tam czekać na zagrania – stwierdził.
Lewandowski w cieniu arcyważnych meczów
Dysonans pomiędzy oczekiwaniami Lewandowskiego a rzeczywistością jest widoczny niemal od początku reprezentacyjnej kariery 36-latka. Jest najbardziej bramkostrzelnym napastnikiem w historii reprezentacji Polski, ale jednocześnie może towarzyszyć mu uczucie niedosytu. Z czasem „Lewy” stał się ciałem obcym. Zagrożenie, które może stworzyć, nic nie znaczy, jeśli piłka nie trafia nawet w „szesnastkę”.
Już wiadomo, że 36-latka zabraknie w meczach z Portugalią i Szkocją. Oba spotkania są bardzo ważne – od nich zależy bowiem utrzymanie w dywizji A Ligi Narodów. Michał Probierz wciąż będzie mógł skorzystać z Adama Buksy, Krzysztofa Piątka i Karola Świderskiego. O każdym z nich dotychczas mówiło się w kontekście „Lewego”. Ich los był właściwie przesądzony: rola partnera 36-latka albo ławka rezerwowych. Dla nich mecz o stawkę z rywalem z wysokiej europejskiej półki nadal jest czymś względnie nowym. Końcówka roku 2024 to świetny moment na to, by Buksa, Świderski i Piątek zaczęli pisać kolejny rozdział własnej historii.
Coraz więcej procesów zachodzących w kadrze omija Roberta Lewandowskiego. Można mieć wrażenie, że dziś równie często mówi się o rotacjach Michała Probierza, problemach w defensywie i potrzebie zmiany ustawienia. Mecze z Portugalią i Szkocją będą idealnym symbolem roku, w którym wszystkie planety ostatecznie przestały obracać się wokół tej samej gwiazdy. Tak właśnie dobiega końca 17. rok reprezentacyjnej kariery „Lewego”. Następna przerwa na kadrę będzie miała miejsce dopiero w połowie marca 2025.
Wielkimi krokami zbliża się zatem moment, w którym wielki napastnik zawiesi buty na kołku. Jeszcze kilka lat temu zapowiadano, że będzie to czarny dzień w historii reprezentacji Polski. Eksperci przekonywali, że bez Lewandowskiego Polska wróci do ciemnych lat 90-tych, w których ani razu nie udało się zakwalifikować na wielki turniej. Dziś coraz więcej wskazuje na to, że jego odejście nie będzie miało znaczącego wpływu na grę kadry. Całkiem możliwe, że będzie tak, jak było do tej pory.