Jedenastka najlepszych spadkowiczów z Ekstraklasy
ALEKSANDER BOBEK (ŁKS ŁÓDŹ)
To nie był idealny sezon w wykonaniu wychowanka Rycerzy Wiosny. Zdarzały mu się mecze, w których mógł zachować się lepiej w tej czy innej sytuacji. Z drugiej strony ŁKS przez większość sezonu spisywał się tak słabo w defensywie, że młodzian miał wiele okazji, by się wykazać. Niech was nie zmyli liczba bramek straconych przez łodzian (73). Gdyby nie 20-latek, drużyna wpuściłaby dwa razy więcej goli.
Wielokrotnie jednak Bobek ratował swoją ekipę przed kompromitacją albo przynajmniej przed kolejnymi utratami punktów. Ten chłopak ma naprawdę świetny refleks, potrafi czytać grę i pod względem fizycznym również nie można mu niczego zarzucić. Nic dziwnego, że wzbudza duże zainteresowanie na rynku transferowym – także zagranicznym. Ostatnio sytuację 20-latka sondował Raków Częstochowa, a do tego znalazł się on na celowniku kilku klubów z Włoch (między innymi Cagliari), FC Nantes z Francji czy FC Kopenhagi z Danii.
RAHIL MAMMADOV (ŁKS ŁÓDŹ)
Mianowanie na takiej liście obrońcy z drużyny, która straciła najwięcej goli w całym sezonie jest ryzykowne, lecz należy pamiętać, że akurat ten gracz parę razy ŁKS również uratował. Wydaje się, iż pod względem dopasowania profilu do stylu gry Rycerzy Wiosny z Azerem trafiono idealnie. Piłka przy nodze mu nie przeszkadza, co nie jest oczywistością na tym poziomie, a do tego potrafi zachować spokój i celnie podać nawet pod presją przeciwników. Ponadto jest całkiem dynamiczny, co stanowi duży atut u każdego środkowego obrońcy.
Naturalnie Mammadov nie jest zawodnikiem bez wad, ponieważ zdarza mu się źle ustawić albo interweniować w zbyt ryzykowny sposób. Przykładem może być bezmyślny wślizg w nogi piłkarza Lecha we własnej “szesnastce”, po którym jakimś cudem nie było rzutu karnego dla Kolejorza. Mimo wszystko wydaje się, że ten 28-latek mógłby stanowić wartość dodaną w jakimś mocniejszym klubie Ekstraklasy. Nie z czołówki, ale środka tabeli czy w ekipie walczącej o utrzymanie? Czemu nie?
DAWID SZYMONOWICZ I DIMITRIOS STAVROPOULOS (WARTA POZNAŃ)
Warta Poznań spędziła nieco ponad pół godziny w strefie spadkowej w ciągu ostatnich dwóch lat i to wystarczyło jej, by zlecieć na zaplecze Ekstraklasy. Niemniej jeśli za coś możemy chwalić tę ekipę, to za defensywę. Brzmi kuriozalnie, skoro Zieloni spadli? Niby tak, ale nie do końca – podopieczni trenera Szulczka stracili 43 bramki, podczas gdy Ruch Chorzów 55, a ŁKS Łódź aż 73. Ba, utrzymany Radiomak wpuścił 58 sztuk. Więcej straconych goli mają też Korona Kielce (44), Cracovia (46), Puszcza Niepołomice (49), Stal Mielec (48), Widzew Łódź (46), Zagłębie Lubin (50) czy nawet… mistrzowska Jagiellonia Białystok (45).
Szczelne zasieki to oczywiście zasługa kolektywnej gry poznaniaków w defensywie, która była możliwa dzięki dwum jej filarom – Dawidowi Szymonowiczowi i Dimitriosowi Stavropoulosowi. Zawodników tych wymieniamy razem, ponieważ świetnie się uzupełniali i gdy jeden z jakiegoś powodu nie mógł grać, wtedy drugi brał na swoje barki kierowanie formacją obronną – całkiem często z dużym powodzeniem.
Zarówno Polak jak i Grek nie są artystami w swoim fachu, to trzeba jasno zaznaczyć. Jeśli ktoś szuka stoperów dobrych w wyprowadzaniu piłki i tego typu umiejętnościach – to raczej zły adres. Natomiast jeżeli drużyna potrzebuje świadomych taktycznie obrońców, silnych fizycznie, zdolnych do dominowania nad rywalami w tym aspekcie, wtedy warto ruszyć po Szymonowicza i/lub Stavropoulosa.
MOHAMED MEZGHRANI (WARTA POZNAŃ)
Nie był to oczywisty transfer jak na Wartę Poznań (dołączył zimą), ale trzeba przyznać, że obronił się w szerszej perspektywie. Belg, który wcześniej występował w Puskas AFC, dołączył do drużyny Dawida Szulczka i najczęściej występował na prawym wahadle, gdzie przeważnie spisywał się bez zarzutów.
Liczby nie bronią 30-latka, ponieważ przez całą rundę wiosenną zaliczył jedynie 2 asysty i to w tym samym starciu – z Wartą Poznań. Z drugiej strony wydaje się, że w zespole, który byłby bardziej nastawiony na ofensywę Mezghrani mógłby pokazać się z jeszcze lepszej strony w tym aspekcie. Wielokrotnie pokazywał bowiem, że ma ciąg do przodu, nie boi się wchodzenia w pojedynki i może zrobić różnicę w ataku. W obronie również radzi sobie co najmniej poprawnie, więc na wahadło – jak znalazł.
Jego umowa wygasa z Zielonymi wygasa za miesiąc, a zatem nie trzeba byłoby płacić odstępnego za transfer.
DANI RAMIREZ (ŁKS ŁÓDŹ)
Czy to ten sam Dani, który czarował, niczym w ŁKS-ie przed laty, albo ten, który po transferze do Lecha Poznań efektownie dyrygował drugą linią Kolejorza? Niekoniecznie. Widać, że Hiszpan obniżył loty względem swojego pierwszego pobytu w Ekstraklasie. Z drugiej strony zaś nadal pozostaje bardzo kreatywny i błyskotliwy.
W dużej mierze to dzięki niemu Rycerze Wiosny byli w stanie odnosić jakiekolwiek zwycięstwa w obecnym sezonie. 36 kluczowych podań to może nie jest wynik czołówki z Ekstraklasy, ale jednocześnie nadal na całkiem przyzwoitym poziomie. Podobnie w tej statystyce wypadają bowiem tacy zawodnicy jak Juergen Elitim, Nono, Bartosz Nowak, Petr Schwarz czy Dani Pacheco. Do tego strzelił 9 goli (choć aż 7 z rzutów karnych) i zaliczył 2 asysty.
To wszystko razem wzięte nie daje nam obrazu gracza godnego transferu do najlepszych zespołów ligi, aczkolwiek dla jakiejś ekipy z nieco niższych rejonów tabeli Hiszpan nadal mógłby być wartościowym wzmocnieniem. ŁKS ogłosił już, iż Ramirez na pewno pożegna się z zespołem, co tylko powinno zwiększyć zainteresowanie jego usługami.
MIGUEL LUIS (WARTA POZNAŃ)
W Rakowie Częstochowa zupełnie się nie sprawdził, za to w Warcie Poznań był jedną z najważniejszych postaci w minionym sezonie. Przesadą byłoby napisanie, że Dawid Szulczek od niego rozpoczynał wybieranie podstawowej jedenastki, a z drugiej strony Portugalczyk aż 30 razy na 33 meczów wychodził na boisko od pierwszej minuty.
Było tak między innymi dlatego, iż trener Zielonych cenił sobie wszechstronność tego pomocnika, który odnajdował się w każdej powierzonej mu roli. Trzeba było zagrać odważniej i wziąć na siebie rozgrywanie? Nie ma sprawy. Zespół potrzebował okopać się przed własnym polem karnym i liczyć wyłącznie na kontry? Bez problemu.
Luis w całym sezonie strzelił 2 gole i zaliczył 3 asysty, aczkolwiek nie jest to piłkarz, od którego powinno się wymagać twardych liczb. O jego jakości lepiej mówią rzeczy, których nie da się zmierzyć – czytanie gry, ustawianie się, rozgrywanie futbolówki. Kontrakt kończący się w czerwcu tego roku powinien sprawić, iż Portugalczyk stanie się atrakcyjną opcją dla paru klubów z dolnej połowy tabeli Ekstraklasy.
MIŁOSZ KOZAK (RUCH CHORZÓW)
Zawodnik z trudnym charakterem, o czym przekonali się w Radomiaku. W Chorzowie natomiast dostał drugą szansę, by pokazać się w Ekstraklasie i trzeba przyznać, że nieźle ją wykorzystał. Oczywiście nie stał się gwiazdą w skali całej ligi, lecz w kilku spotkaniach pokazał, iż jest w stanie wydatnie wpływać na losy spotkania, z korzyścią dla swojej drużyny. Odważny, skuteczny w dryblingu, dynamiczny – tacy skrzydłowi zawsze są w cenie. „Bajerka w nodze” wielokrotnie sprawiła, że obrońcami rywali kręcił jak bączkami dla małych dzieci.
W sezonie 2023/24 uzbierał 25 wystęów, w których zdobył 2 bramki i 6 asyst, co jest naprawdę przyzwoitym wynikiem. Dla drużyn z dolnej części tabeli mógłby być wartościowym wzmocnieniem w walce o utrzymanie i spokojny ligowy byt.
KAY TEJAN (ŁKS)
Wiele osób krytykuje go za “podwórkowy styl”, co ma związek z tym, że Holender dość późno rozpoczął przygodę z profesjonalnym futbolem. Kto jednak uważnie śledził ŁKS w sezonie 2023/24, ten zapewne zauważył, iż wspomniana cecha jest bardziej atutem napastnika niż jego wadą. Dzięki temu zapewniał łódzkiej ekipie pierwiastek nieprzewidywalności, której wielu innym graczom tego zespołu brakuje. Najlepszy tego przykład to starcie z Radomiakiem – Tejan błyszczał na jego tle, wielokrotnie mijając przeciwników efektownymi dryblingami. Raz, że to podoba się kibicom. Dwa, że daje przewagę drużynie w poczynaniach ofensywnych.
Skoro 27-latek potrafił parę razy wyraźnie błysnąć w niemalże najgorszej ekipie Ekstraklasy, to można spodziewać się, iż w silniejszym klubie też da sobie radę. Napastnikowi dobrze zrobiło też przestawienie go z “dziewiątki” na prawe skrzydło, gdzie ma więcej przestrzeni na dryblingi. Zwłaszcza, że przy okazji Holender daje konkrety z przodu – 7 goli i 3 asysty w 30 spotkaniach to przyzwoity wynik jak na występy w ligowym spadkowiczu.
DANIEL SZCZEPAN (RUCH CHORZÓW)
Długa była jego droga do Ekstraklasy, a wiodła nawet przez śląskie kopalnie. W końcu jednak napastnik doczekał się prawdziwej szansy w najwyższej klasie rozgrywkowej i trzeba przyznać, że skorzystał z niej odpowiednio. Na tyle, by w kolejnym sezonie otrzymać kolejną, gdyby zdecydował się opuścić Ruch po spadku. Oczywiście nie jest to napastnik w typie wirtuoza, który efektownie drybluje albo robi inne niesamowite rzeczy. Z drugiej strony nawet bez takich „fajerwerków” potrafi być skuteczny. Udowodnił to, zdobywając 10 bramek w 30 spotkaniach.
Jak na piłkarza ekipy, która spadła z Ekstraklasy na kilka meczów przed końcem sezonu jest to zdecydowanie sensowny wynik. Zwłaszcza jeśli ceni się napastników mocnych fizycznie, zdolnych do wykonywania czarnej roboty w pressingu czy pojedynkach powietrznych. Niejeden zespół mógłby mieć pociechę z takiego „żołnierza”.
KAJETAN SZMYT (WARTA POZNAŃ)
Można mieć w zasadzie stuprocentową pewność, że ten przebojowy skrzydłowy nie zostanie w Warcie na kolejny sezon i nie pomoże jej w szybkim powrocie na najwyższy poziom rozgrywkowy. Skoro jako młodzieżowiec wyróżniał się na tle ekstraklasowym i wzbudzał zainteresowanie mocniejszych klubów, to nawet mimo kontraktu obowiązującego do czerwca 2025 roku nie powinniśmy spodziewać się jego pozostania w Fortuna 1. Lidze.
Jedyny scenariusz, przy którym Szmyt mógłby nie trafić ponownie do Ekstraklasy to taki zakładający rychły wyjazd za granicę. Ale czy to już ten moment? Można wątpić. Skrzydłowy faktycznie wyróżniał się w Warcie, w 33 meczach zdobył 7 bramek i zaliczył 2 asysty, ale przydałaby mu się jeszcze weryfikacja w mocniejszym zespole. Takim grającym ofensywnie, odważnie, gdzie 21-latek dostanie jeszcze więcej swobody i możliwości na wykazanie się w dryblingu czy pod bramką przeciwnika.
Dawniej mówiło się o zainteresowaniu ze strony Lecha Poznań, a teraz sytuację Szmyta uważnie monitoruje Jagiellonia Białystok, czyli nowy mistrz Polski. Kajetan mógłby na Podlasiu zastąpić Dominika Marczuka, ale czy dojdzie konkretnie do takiego transferu? Tego jeszcze nie wiadomo.