HomePiłka nożnaKorespondencja z Old Trafford: Slot zachwyca, nowy sezon – stare United

Korespondencja z Old Trafford: Slot zachwyca, nowy sezon – stare United

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Jeszcze nigdy nowy menedżer Liverpoolu nie zaczął pracy od trzech zwycięstw na rozpoczęcie sezonu – aż do teraz. Pierwszym, który tego dokonał jest Arne Slot. Holender w niedzielę udzielił lekcji futbolu swojemu rodakowi, Erikowi Ten Hagowi, a The Reds rozbili Manchester United 3:0.

Arne Slot

Arne Slot. Fot. Alamy

Korespondencja z Old Trafford

Spodziewaj się niespodziewanego

Przed starciami tego kalibru zawsze trudno jest cokolwiek przewidywać – tym bardziej, jeśli przypomnimy sobie zeszły sezon. Wówczas w dwóch ligowych meczach padły dwa remisy, mimo że Liverpool łącznie oddał w tych spotkaniach 62 strzały i dominował przez niemal pełne 180 minut. Na Anfield zmusił Manchester United do desperackiej obrony i tylko świetna gra obrońców oraz interwencje Andre Onany sprawiły, że skończyło się wynikiem 0:0. Wiosną na Old Trafford Liverpool już do przerwy powinien prowadzić wyżej niż 1:0, a Czerwone Diabły nie oddały nawet strzału. I nagle w drugiej połowie Bruno Fernandes wykorzystał błąd Jarella Quansaha, przelobował Alissona prawie z połowy boiska, a później Kobbie Mainoo dorzucił pięknego gola i to The Reds musieli ratować remis po rzucie karnym Mohameda Salaha.

Tym razem też przewidywania układały się różnie. Manchester United obiecująco zaczął sezon, wygrywając z Fulham, by tydzień później przegrać z Brighton po golu straconym w doliczonym czasie. Liverpool podchodził do tego starcia jako faworyt. Nie dość, że wygrał oba mecze, to jako jedyny zespół w Premier League nie stracił nawet gola. Jednak przed wyjazdem na Old Trafford trudno czuć się faworytem. Arne Slot zaczął swoją kadencję w klubie bardzo dobrze, ale przecież zarówno z Ipswich Town (2:0), jak i z Brentfordem (2:0), jego piłkarze grali słabo w pierwszych połowach i zwycięstwa zawdzięczali poprawie w drugich. Holender uczulał przed meczem, że aby pokonać MU, Liverpool musi zagrać dobre i przede wszystkim równe spotkanie. I tego się doczekał.

Błędy i nieskuteczność MU

Czerwone Diabły zaczęły dość odważnie, zmuszając gości do wysiłku, ale ostatecznie pogrążyły ich własne błędy. Dwa błędy Casemiro i dwie straty na własnej połowie boiska rozpoczęły dwie akcje bramkowe Liverpoolu, które wykończył Luis Diaz po asystach Salaha. Z Old Trafford – pulsującego i żywiołowego w pierwszych minutach – całkowicie uszło powietrze, a to samo było widać po drużynie Erika Ten Haga. Gdy Salah dorzucił bramkę na 3:0 zaraz po przerwie, czuło się, że mecz jest zakończony. Oczywiście, Manchester United jeszcze walczył i stworzył nawet kilka okazji, ale można było odnieść wrażenie, że ochotę do gry wykazują tylko Kobbie Mainoo i Joshua Zirkzee, coś wskórać próbuje Marcus Rashford, a Matthijs De Ligt w pewnym momencie zaczął już kipieć z frustracji.

Gdyby spojrzeć w suche statystyki, trudno byłoby dostrzec tę przepaść wyrażoną końcowym wynikiem. Oba zespoły oddały po trzy celne strzały, ale to po próbach graczy Liverpoolu piłka za każdym razem lądowała w siatce. W drugą stronę Alisson najpierw zatrzymał dobre uderzenie Zirkzee z linii pola karnego, a później instynktownie odbił jego strzał głową z kilku metrów. Przed przerwą zatrzymał też kąśliwe uderzenie Noussaira Mazraouiego, gdy jeszcze był rykoszet od Virgila Van Dijka. To Manchester United był też częściej przy piłce, wymienił więcej podań i zaliczył więcej kontaktów z piłką w polu karnym rywala.

Różnicę zrobiła nieskuteczność i przede wszystkim masa błędów, szczególnie na własnej połowie. Casemiro był kozłem ofiarnym w pierwszej połowie i na drugą nawet nie wyszedł, a to i tak niewiele zmieniło. Drużyna Ten Haga zakończyła z 42 stratami na własnej części boiska. To historia powtarzająca się już od dawna i tym razem powtórka okazała się wyjątkowa bolesna. Nic tak nie deprymuje drużyny jak bramki tracone na własne życzenie i dało się dostrzec, że MU wpadł w spiralę negatywnych zdarzeń, a Liverpool okazał się wyjątkowo bezlitosny.

Nie kupili „szóstki”? Żaden problem

To jednak nie jest tak, że gospodarze podarowali wielkiemu rywalowi zwycięstwo na tacy. Slot mógł triumfować, bo choć przychodził w miejsce uwielbianego Jürgen Kloppa, który zostawił mu drużynę, w której nie trzeba było wiele zmieniać, to Holender nadaje jej własnego charakteru. To wciąż jest Liverpool potrafiący zamęczyć pressingiem i wyprowadzający zabójcze, szybkie kontry, ale przy okazji coraz częściej umie kontrolować przebieg meczu i grać w nieco bardziej elegancki sposób. Teraz został pierwszym menedżerem w historii klubu, który zaczął pracę od trzech wygranych w lidze – i to w dodatku bez straty gola.

Bohaterami Liverpoolu okazali się Salah z Diazem, jednak Slot będzie na pewno zadowolony z gry środka pola. Przez długi czas starał się namówić do przenosin na Anfield Martina Zubimendiego, bo w odziedziczonej po Kloppie drużynie brakowało mu klasowej „szóstki”, w dodatku takiej, która będzie potrafiła dobrze wychodzić spod pressingu i rozgrywać. W skrócie – bardziej odpowiednika Rodriego w Manchesterze City niż Fabinho z mistrzowskiego sezonu The Reds ponad cztery lata temu. Zubimendi został jednak w Realu Sociedad i Slot nie szukał planu B, tylko zaufał w tej roli Ryanowi Gravenberchowi, a ten na początku sezonu odpłaca się dobrą grą.

Już tydzień temu z Brentfordem wychowanek Ajaksu miał najwięcej celnych podań i odzyskanych piłek w barwach The Reds, a na Old Trafford zagrał być może swój najlepszy mecz w dotychczasowej karierze w Premier League. To Alexis Mac Aliister częściej zostawał głębiej i uwalniał Gravenbercha, który odegrał kluczową rolę przy golu na 1:0 i już wcześniej, przy nieuznanym trafieniu Trenta Alexandra-Arnolda rozprowadził cały atak ze środkowej strefy. Cały tercet środkowych pomocników, do którego wlicza się Dominik Szoboszlai, wypadł bardzo dobrze. Węgier odzyskał aż 10 piłek i dołożył asystę. Mac Allister miał pięć odbiorów, odzyskał osiem piłek i wykonał mnóstwo pożytecznej pracy nieco w cieniu. Gravenberch przejął cztery podania – najwięcej ze wszystkich graczy na boisku. Z taką grą i ogromną siłą rażenia w ofensywie trzeba powiedzieć jasno, że The Reds wyrastają na mocnego kandydata do walki o najwyższe cele.

Nowy sezon, stare United

Przerwa reprezentacyjna wypada w niekorzystnym momencie dla Liverpoolu, bo zespół jest na fali, za to przerwy potrzebuje Ten Hag. W pierwszych od 8,5 roku holenderskim starciu na ławkach trenerskich w Premier League, górą był ten, który pracował w swoim trzecim meczu, a ten, który zaczyna trzeci sezon w Manchesterze United znów sięgał po te same tłumaczenia. Ekspert Viaplay Fredrik Ljungberg po meczu twierdził, że Ten Haga należy zwolnić, bo na tym etapie kadencji na Old Trafford nie ma prawa ciągle tłumaczyć niepowodzeń w ten sam sposób i rozkładać ręce, twierdząc, że „nie jest Harrym Potterem”.

Menedżer Czerwonych Diabłów musi wymyślić nowy plan. Z Liverpoolem na całej linii zawiódł Casemiro, zupełnie nie funkcjonowały skrzydła, czego dowodem były gwizdy w kierunku Alejandro Garnacho, kiedy schodził z boiska, oraz Rashforda, gdy spowolnił jedną z kontr. Niewidoczny był Bruno Fernandes – zawsze przecież motor napędowy zespołu. Dobre wrażenie po meczu otwarcia z Fulham uciekło bardzo szybko i nagle MU sprawia wrażenie, która na boisku zawsze się spieszy.

Ten Hag musi opracować jakiś nowy plan. Wydaje się, że nowy nabytek z ostatniego dnia okna Manuel Ugarte musi wskoczyć do wyjściowego składu niemal od razu, a przy okazji przydałby się powrót do zdrowia Luke’a Shawa. To nadal jest drużyna, w której nie brakuje dobrych piłkarzy, ale trudno dostrzec pomysł na grę – i to już zarzut do menedżera. To nawet sezon, ale wciąż ten sam, trapiony problemami i rozchwiany od ściany do ściany Manchester United. Od wygranej z Fulham na inaugurację minęło tylko 16 dni, a Ten Hag już musi mierzyć się z tymi samymi krytycznymi głosami, co przez większość poprzednich rozgrywek. Chwila prawdy nadeszła dla niego szybciej niż można się było tego spodziewać.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Jagiellonia ma co świętować! Co za radość w szatni [WIDEO]
Flick może odetchnąć. Gwiazda Barcelony wraca na kluczowe mecze!
Legia i Jagiellonia z ważnymi punktami. Polska zyskuje w rankingu UEFA!
Bellingham był sfrustrowany. Zwrócił uwagę napastnikom
Feio zadowolony po wyczekanym zwycięstwie. Hurraoptymizmu jednak nie ma
Szymański znowu zawiódł. Turcy mają dość
Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok zachwyciły. Tabela Ligi Konferencji [ZDJĘCIE]
Jagiellonia sensacyjnie pokonuje Kopenhagę! Co za wieczór na Parken
Fenerbahce wyrwało remis. Szymański nie zachwycił
Manchester United rzutem na taśmę wyrywa punkt! Maguire bohaterem! [WIDEO]