Michał Pol: – Czy Pogoń Szczecin na pewno nie ma podstaw do żalu czy pretensji do sędziów po finale Pucharu Polski?
Rafał Rostkowski: – Nie sądzę, aby akurat w tym przypadku pretensje do nich miały głębszy sens. Nie oczekujmy, że arbitrzy będą widzieć więcej niż wszystkie kamery. One nie dają pewności, więc sędziowie też nie mogli jej mieć. A pewność to warunek niezbędny, aby anulować gola z powodu spalonego czy podyktować rzut karny za faul. „Chyba”, „prawdopodobnie” i „prawie na pewno” to określenia kibicowskie, sędziowie w czasie meczów używają ich znacznie rzadziej, po prostu rzadko i nie jako uzasadnienie do podjęcia tak poważnych decyzji.
– To inaczej: czy Pogoń może czuć się pokrzywdzona?
– Oczywiście, ma takie prawo. Kibice mają prawo zakładać czy wierzyć, że tuż przed golem na 1:1 był spalony. Mają też prawo wierzyć, że Efthymis Koulouris był faulowany przez Marca Carbo, a nie że przewrócił się korzystając z prezentu w postaci ułożenia rąk rywala. Te ręce, jakby obejmujące Koulourisa, mogły sugerować, że piłkarz Pogoni był sfaulowany.
– Nie ma pewności, nie można ustalić jak było naprawdę?
– To trudno stwierdzić czy zweryfikować. Trudno podważyć decyzję sędziów, bo niby na jakiej podstawie? Może Carbo rzeczywiście przytrzymywał Koulourisa, a może to on przytrzymywał ręce Carbo, aby wykorzystać je jako pretekst do upadku i próby wymuszenia rzutu karnego. Aby ocenić, jak było naprawdę, musielibyśmy zobaczyć powtórkę całego zajścia z udziałem tych dwóch zawodników z kamery pokazującej ich od przodu, a nie zza pleców czy z boku, ale tylko w fazie upadania na murawę.
Co do rzekomego spalonego przed golem na 1:1, żadna powtórka telewizyjna nie daje pewności, czy napastnik Wisły dokładnie w momencie podania był na pozycji spalonej. Różne powtórki tej sytuacji, stop-klatki i linie pozostawiają sporo wątpliwości. Są zdecydowanie mniej wiarygodne niż możliwości techniczne, którymi dysponowali sędziowie wideo z zespołu VAR.
– Decyzje sędziowskie w tych dwóch sytuacjach wielu osobom wydają się wątpliwe.
– Owszem, z tym się mogę zgodzić. Czyli można wątpić, można narzekać, ale fakty są takie, że opinia publiczna nie zobaczyła ani jednego dowodu dającego pewność co do spalonego i ani jednego niezbitego dowodu na faul w polu karnym. Zobaczyliśmy klipy, które można nazwać co najwyżej mało przekonującymi dowodami poszlakowymi. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że sędziowie VAR też nie mieli podstaw do tego, żeby anulować gola czy wezwać sędziego głównego do monitora w sprawie potencjalnego faulu w polu karnym.
– Wykonanie rzutu wolnego przed golem na 1:1 z miejsca 12 metrów bliższego niż miejsce faulu to chyba sprawa ewidentna?
– Tak, oczywiście. Tyle że tutaj pretensje można mieć raczej do tych, którzy są odpowiedzialni za to, że w praktyce obowiązuje duża i powszechna tolerancja dla wykonywania rzutów wolnych z własnego połowy boiska daleko od miejsca popełnienia faulu. Podobna tolerancja dotyczy wykonywania wrzutów zza linii bocznej, wykonywania rzutów z ruchomej piłki i tym podobnych kwestii.
Gdyby sędziowie naruszyli standard postępowania w takich sytuacjach, moglibyśmy ich krytykować, ale… to nie oni wyznaczają standardy. Prawda jest taka, że gdyby sędzia nakazał bramkarzowi cofnąć piłkę o tych 12 metrów na własnej połowie, być może już nikt nie mówiłby o bramce, ale wiele osób zarzuciłoby arbitrowi aptekarstwo, psucie widowiska drobiazgowością i chęć bycia najważniejszym aktorem widowiska. Czego by nie zrobił, w każdym przypadku znaleźliby się krytycy jego postępowania.
– A czy sędzia może przedłużyć mecz o więcej minut niż sędzia techniczny pokazał na tablicy?
– Sędzia techniczny pokazuje, ile minimalnie arbiter doliczy minut. Jeżeli w czasie doliczonym są kolejne przerwy, na przykład na pokazanie żółtych kartek, to ten czas również powinien być doliczony. Tak właśnie było w czasie finału Pogoń – Wisła.
– Czyli porażka Pogoni z sędziowskiego punktu widzenia była zasłużona?
– Sędziowie tak na mecze w czasie gry nie patrzą, z reguły nie wczuwają się w takie czy podobne odczucia publiczności. Oceniają różne sytuacje, podejmują decyzje, ale nie analizują, kto „zasłużył na zwycięstwo, kto zasłużył na porażkę”. To nie należy do powinności sędziów. Osobiście współczuję Pogoni, bo ma naprawdę dobry sezon i to jest klub, który od jakiegoś czasu zasługuje na jakieś trofeum. Współczuję też Widzewowi, bo teraz widać, że przegrywając wcześniej z Wisłą Kraków bardzo pechowo w pewnym sensie otarł się o Puchar Polski. Trzeba jednak przyznać, że Wisła w finale zagrała ekstraklasowo. To spora niespodzianka, ale sportowo z pewnością nie była w tym meczu słabsza. Wywalczyła to zwycięstwo i za to należy jej się szacunek i gratulacje.
– Kibice Pogoni wypominają sędziemu Tomaszowi Kwiatkowskiemu, że rok temu skrzywdził Pogoń w meczu z Górnikiem Zabrze, przez co Pogoń straciła szansę na medal…
– To fakt, pomylił się, a sędzia wideo nie pomógł mu wtedy tego błędu naprawić. Ale co to ma do finału Pucharu Polski? Czy ktoś oczekiwał, że teraz sędzia wyrówna rachunki z Pogonią krzywdząc Wisłę, której odda to później przy innej okazji? Totalny nonsens. Poważni ludzie, zawodowi sędziowie, osoby odpowiedzialne tak nie postępują. Do błędu w meczu sprzed roku sędzia przyznał się już wtedy, to powinno zamknąć temat. Gdyby popełnił kolejne błędy na niekorzyść Pogoni, moglibyśmy zastanawiać się, czy powinien być wyznaczany na mecze tego klubu ponownie. Ale fakty są takie, że żadnego poważnego błędu w finale Pucharu Polski nikt z ekspertów sędziom nie zarzucił. Niektórzy spekulują, zastanawiają się, gdybają, mówią o swoich odczuciach, ale od takich dyskusji do stwierdzenia błędu jest dosyć daleko.
Rozmawiał Michał Pol