Spadek z Derby County
Przemiana Ronneya-zawodnika w Rooneya-trenera odbyła się w bardzo płynny sposób. Bohater niniejszego tekstu jesienią 2020 roku grał jeszcze w barwach Derby County, lecz po zwolnieniu Phillipa Cocu w połowie listopada to były piłkarz Manchesteru United przejął stery drużyny. W dwóch spotkaniach zdarzyło się nawet, że Rooney wystąpił w trzech rolach jednocześnie: był graczem, kapitanem zespołu oraz szkoleniowcem. Barany przegrały oba te mecze.
Były to ostatnie występy w karierze zawodniczej legendy Premier League. W styczniu Rooney oficjalnie zawiesił buty na kołku, stając się pełnoprawnym trenerem Derby County.
– Będę tęsknił za graniem w piłkę, ale czas nie oszczędza nikogo. Miałem swój okres, teraz nadeszła pora na młodszych piłkarzy, których chcę prowadzić i pomóc im stać się lepszymi zawodnikami – mówił wtedy Rooney cytowany przez “The Guardian”.
– Mam nadzieję, że mogę zacząć teraz pisać historię i rozpocząć karierę trenerską z sukcesami – dodał wówczas Anglik.
Legenda Manchesteru United mocno się jednak przeliczyła. W drużynie z hrabstwa Derbyshire początkujący szkoleniowiec wytrwał jedynie półtora roku, a o jakichkolwiek sukcesach nie było mowy. Rooney w swoim pierwszym sezonie ledwo utrzymał się w Championship. Jak pisał portal goal.com, szkoleniowiec spał nawet na kanapie w klubowym ośrodku treningowym, żeby zmaksymalizować jak najbardziej efektywnie czas, który poświęcał na ratowanie drużyny. W kolejnym roku jednak już spadł z Derby do League One. Tym razem nocowanie w klubie nie dało pożądanych efektów.
Trzeba pamiętać, że szczególnie drugi sezon Rooneya na Pride Park naznaczony był trudnościami, z którymi były gracz Manchesteru United tak naprawdę nie miał nic wspólnego. Klub został ukarany w sumie 21 odjętymi punktami m.in. za nieprawidłowości finansowe. Gdyby dodać je wszystkie do ostatecznego dorobku Baranów, zespół 39-latka spokojnie utrzymałby się na zapleczu Premier League.
Nie da się jednak ukryć, że Rooney nie poczynił z drużyną żadnego progresu. Trudno nawet stwierdzić, jaka miała być jego filozofia trenerska w drużynie Baranów. Często zmieniał formacje, grał trzema, czterema, a nawet pięcioma obrońcami. Raz stawiał na jednego napastnika, innym razem na dwóch. Widać było, że legenda angielskich boisk eksperymentuje, szuka, stara się stawiać pierwsze kroki w nowej roli. W sytuacji, w której drużyna walczy o utrzymanie, wszystkie środki są przecież dozwolone. Nie okazały się one jednak zbawienne dla Derby County, które przypłaciło kadencję Rooneya relegacją. Szefowie klubu uznali, że to czas na koniec współpracy z początkującym trenerem.
Należy jednak odnotować, że był to i tak najdłuższy okres w dotychczasowej przygodzie 39-latka w trenerce. Anglik zgromadził też w drużynie Baranów najwyższy współczynnik punktów na mecz w swojej karierze na ławce trenerskiej, choć nie jest on szalenie imponujący – wynosi zaledwie 1.14 punktu na spotkanie.
Amerykański sen się nie ziścił
Na kolejną pracę 39-latek czekał niecały miesiąc. Swoim wyborem zaskoczył kibiców, którzy mogli się spodziewać, że wybierze jakiś angielski klub z niższych klas rozgrywkowych, żeby w spokojnym miejscu spróbować odbudować się po nieudanej przygodzie w Derby County. Rooney postanowił jednak wyjechać z Europy i podpisał kontrakt z amerykańskim DC United, w którym grał kiedyś jako piłkarz.
“ESPN” pisało wtedy, że praca w DC United może być dla Anglika jedynie krótkim przystankiem w drodze do lepszego klubu. Media podkreślały fakt, że do stolicy Stanów Zjednoczonych Rooney przyjechał sam, bez rodziny, która została w Anglii.
Legenda ligi angielskiej przejęła zespół Orłów będący w dolnych rejonach tabeli konferencji wschodniej. Drużyna pod wodzą Anglika nie zdołała podnieść się z desek i zamknęła sezon 2022 jako najgorsza ekipa w stawce – nie tylko we własnej konferencji, ale również w całej MLS. W kolejnych rozgrywkach DC United nieznacznie poprawiło swój wynik, lecz wylądowało w środku stawki, ze stratą kilku punktów do sfery play-offów. Na początku października władze klubu wręczyły Rooneyowi wypowiedzenie.
– Zrobiłem wszystko, co mogłem, aby awansować z klubem do play-offów – stwierdził bezradnie Rooney.
“Zmiana z okropnej na przeciętną pozycję to żaden powód do świętowania”, pisało wówczas gorzko “ESPN” o epizodzie 39-latka w zespole z Waszyngtonu. Kolejny klub, kolejna zmarnowana szansa na zaistnienie w świecie trenerskim. Wydawało się, że MLS może być niezłym środowiskiem do zrobienia wyniku, o jakim marzył Rooney od początku swojej szkoleniowej przygody. Niezła liga, brak ryzyka spadku na zaplecze, apetyty DC United na wskoczenie do play-offów, lecz bez nie wiadomo jak wybujałych aspiracji. Ostatecznie nic z tego nie wpłynęło krzepiąco na wyniki osiągane przez podopiecznych Rooneya.
Powrót do ojczyzny
Renoma byłej legendy Czerwonych Diabłów nadal jednak była mocna. Już 3 dni po oficjalnym rozstaniu z Amerykanami Rooney związał się z kolejnym klubem. Anglik wrócił do ojczyzny, aby objąć stery Birmingham City. 39-latek podjął więc drugą próbę zaistnienia na zapleczu Premier League. Może zostanie to potraktowane jako zbędne powtórzenie, ale tym razem również wydawało się, że pechowy szkoleniowiec znalazł się w miejscu odpowiednim do tego, aby zrobić z drużyną krok do przodu, a co za tym idzie – w końcu udowodnić, że może zostać trenerem przynajmniej w połowie tak dobrym jak był piłkarzem.
Po dobrej robocie, jaką wykonał poprzednik Rooneya, John Eustace, świeżo upieczony trener drużyny z St Andrew’s zastał swój nowy klub na 6. pozycji w tabeli. Do podium Blues tracili tylko dwa punkty. W końcu Rooney nie przyszedł do zespołu, który musiał podnieść się z samego dna tabeli. Wręcz przeciwnie – szczyt był blisko, a marzenia o awansie do Premier League mogły dodać nowemu sternikowi wiatru w żagle. Tym bardziej, że sam szkoleniowiec podkreślał, jak komfortowa i motywująca jest sytuacja, w której zastał klub.
– Bardzo podoba mi się fakt, że jesteśmy na dobrej pozycji. Uwielbiam wyzwania oraz presję, która się z nimi wiąże – przyznał, cytowany przez portal goal.com.
Wszystko zmieniło się jednak po przyjściu Rooneya. Spragniony szczęścia szkoleniowiec zaczął swoją przygodę w Birmingham od trzech porażek z rzędu. Na pierwsze zwycięstwo czekał ponad miesiąc od zatrudnienia. W sumie podczas swojego pobytu na stadionie St Andrew’s tylko dwa razy poprowadził swoją drużynę do triumfu.
Jego przygoda w klubie z miasta Peaky Blinders trwała nieco ponad dwa miesiące. Skończyło się tylko na 15 meczach. Rooney zastał Birmingham City na 6. miejscu w tabeli, a gdy odchodził, klub zajmował dopiero 20. pozycję. Trudno o bardziej wymowne podsumowanie jego pobytu w hrabstwie West Midlands.
Na początku 2024 roku 39-latek ostatecznie stracił pracę. Sezonu nie udało się już uratować trenerom, którzy zostali zatrudnieni po zwolnieniu Rooneya – Tonemu Mowbrayowi oraz Garemu Rowettowi. Blues zakończyli rozgrywki na 22. miejscu. Do utrzymania zabrakło im tylko jednego “oczka”.
Epizod w Birmingham był prawdopodobnie najgorszym okresem w karierze trenerskiej Rooneya. Legenda Manchesteru United, tym razem nie bezpośrednio, doprowadziła kolejny klub do spadku. 39-latek przetrwał w drużynie zaledwie kilka tygodni. Poza tym, gdy do niej przychodził, ta w ogóle nie znajdowała się w kryzysie. To wyniki za jego kadencji drastycznie wpłynęły na ligowe losy Birmingham City.
– Piłka nożna to biznes oparty na wynikach. Zdaję sobie sprawę, że nie były one na pożądanym poziomie. Sądzę jednak, że czas jest najcenniejszym towarem, jakiego potrzebuje trener. Nie uważam, że 13 tygodni wystarczy, aby wprowadzić potrzebne zmiany – napisał w swoim oświadczeniu Rooney.
– Zajmie mi trochę czasu, żeby przetrawić to niepowodzenie. (…) Planuję spędzić trochę czasu z rodziną, szykując się do kolejnej okazji na mojej trenerskiej drodze – dodał szkoleniowiec.
Pogrążył go kolega z reprezentacji
Tak też się stało. Po słabym okresie w Birmingham Rooney zrobił sobie dłuższą przerwę od pracy. Nowe wyzwanie podjął dopiero po ponad czterech miesiącach od zakończenia współpracy z ekipą Blues. Pod koniec maja bieżącego roku przejął Plymouth Argyle, które o mało co nie spadło z Championship. Utrzymało się, dzięki przewadze jednego punktu nad… Birmingham City. Decydującym czynnikiem w sprowadzeniu Rooneya do klubu była jego znajomość z dyrektorem sportowym Neilem Dewsnipem. Obaj panowie poznali się jeszcze w akademii Evertonu.
Tym razem Rooney przyszedł do miejsca o innych ambicjach i aspiracjach. O ile w Birmingham City była chrapka na walkę o play-offy, to Plymouth Argyle chciało spokojnie się utrzymać na zapleczu Premier Leauge. Wydawało się zatem, że szukający szczęścia szkoleniowiec znalazł się w środowisku, w którym nie będzie presji na zrobienie poważnego wyniku. Ponownie pojawiła się nadzieja, że w końcu trafił do właściwego klubu.
Znowu jednak wyniki osiągane przez drużynę Rooneya były rozczarowujące. Brakowało stabilizacji, Plymouth wygrało jedynie 20% wszystkich spotkań, przy których pracował 39-latek. Zwycięstwo przytrafiało się raz na jakiś czas, nie było mowy o regularnym punktowaniu.
Ostatni komplet punktów Pielgrzymi zanotowali na początku listopada. W kolejnych spotkaniach Plymouth bezskutecznie próbowało odnieść jakieś zwycięstwo. Z końcem roku zaczęło przybywać głosów o kruchej pozycji Rooneya w drużynie z Home Park. 39-latek próbował różnych metod na uzdrowienie rezultatów, przeszedł nawet na chwilę na system z trójką obrońców, lecz jego podopieczni z każdym kolejnym meczem przybliżali swojego szkoleniowca do utraty posady.
W ostatnich dniach grudnia Plymouth poniosło dwie porażki, które ostatecznie przesądziły o przyszłości Rooneya. Pierwszą z nich była wysoka przegrana z Coventry City, które prowadzi Frank Lampard. W ligowym pojedynku stanęli naprzeciw siebie dawni koledzy z reprezentacji Anglii. Wygrała legenda Chelsea, która doprowadziła pozycję ulubieńca Old Trafford na skraj przepaści.
Czarę goryczy przelała porażka z Oxford United. Plymouth przegrało 0:2, a jedną z bramek zdobył Przemysław Płacheta. Polski skrzydłowy przypieczętował rozkład współpracy Rooneya z ekipą Greens. W Sylwestra 39-latek zakończył pracę w swoim czwartym klubie w karierze trenerskiej. “The Athletic” ujawniło, że szefowie Plymouth byli skorzy dać trenerowi jeszcze trochę czasu, aby odwrócił złą sytuację, ale rozczarowanie kibiców aktualną formą zespołu skłoniło ich do pożegnania szkoleniowca z końcem roku. Zostawił on w końcu Plymouth Argyle na ostatnim miejscu w tabeli.
Dotychczasowa przygoda legendy Premier League na ławce trenerskiej każe z dużą dozą ostrożności podchodzić do antycypacji przyszłości zawodowej Rooneya.
Frustracja, alkohol i serial, którego nie będzie
Po zakończeniu przygody Rooneya w Plymouth Argyle portal “The Athletic” ujawnił kilka przykrych szczegółów zza kulis pracy 39-latka w klubie. Szkoleniowiec miał nie kontrolować swoich emocji, gdy wyniki zespołu były słabe. Piłkarze ponoć nie czuli, że ich trener faktycznie robi wszystko, aby zmienić złą sytuację w tabeli. Kwestionowano jego zaangażowanie w wykonywane obowiązki w ostatnich tygodniach jego pobytu na Home Park.
Kibice zwrócili też uwagę na częstą obecność sternika ekipy Pielgrzymów w barach i pubach w mieście. “The Athletic” wspomina, że na początku kadencji Rooneya fani chwalili go za chęć luźnej integracji z klubową społecznością, lecz później, gdy rezultaty drużyny były coraz bardziej rozczarowujące, alkoholowe wypady szkoleniowca zaczęły irytować sympatyków The Greens. Tym bardziej, że Rooney nigdy nie krył tego, że picie, jeszcze za czasów kariery zawodniczej, pomagało mu w stawianiu czoła kolejnym wyzwaniom. W podcaście Roba Burrowa pod tytułem “Seven” legenda Manchesteru United wyznała, że “alkohol był jego ulgą”.
Co ciekawe, kadencja Rooneya w Plymouth Argyle miała być również scenariuszem filmu dokumentalnego, który wyprodukować chciała firma Lorton Entertainment. Od początku sezonu pracowano nad ujęciami, kamery były obecne wokół szkoleniowca Pielgrzymów. Zwolnienie trenera stawia jednak przyszłość dokumentu pod znakiem zapytania.
Co dalej?
Jak podaje “Daily Mail”, 39-latek wraca teraz do swojego rodzinnego domu w hrabstwie Cheshire. W najbliższym czasie Rooney ma się skupić na najbliższych. W porównaniu do jego wyników w pracy, żona szkoleniowca, Coleen, cieszy się sukcesami w swoim życiu zawodowym. Jest ona znaną angielską celebrytką. Według “The Sun”, może wkrótce podpisać też lukratywny kontakt telewizyjny. Wystąpiła ostatnio w popularnym na Wyspach reality show “I’m a Celebrity… Get Me Out of Here!”, w którym zajęła drugie miejsce.
Tak wysokich lokat Rooney jako trener jeszcze nigdy nie osiągnął. Czy kiedykolwiek osiągnie? Na razie legenda Premier League swoim szkoleniowym CV bardziej wpisuje się w trend uznanych piłkarzy, którym kompletnie nie wyszło na ławce trenerskiej. Gary Neville, Diego Maradona czy nawet Andrea Pirlo na boisku prezentowali się wyśmienicie, lecz po zmianie swojej roli w świecie piłkarskim nie potrafili nawiązać do poziomu, jaki prezentowali za czasów kariery zawodniczej. Czy Rooney spróbuje raz jeszcze uratować swoją trenerską reputację?