Minęło 20 minut spotkania, a Robert Lewandowski miał już na koncie kilka wygranych pojedynków, kapitalne podanie na skrzydło do Lamine’a Yamala oraz niecelny strzał, gdy z pola karnego huknął nad poprzeczką. Choć Polak nie miał udziału przy golu Barcelony, gdy Yamal cudownym podaniem obsłużył Raphinhę, to grał tak, jakby chciał pokazać, że można pochwalić napastnika, nie tylko rozliczając go z bramek. A że aktywni wydawali się skrzydłowi Barcelony, to Lewandowskiego mogła czekać piękna noc.
Wszystko zmieniło się jednak w 30. minucie, gdy Ronald Araujo zobaczył czerwoną kartkę, a Xavi zastąpił Lamala stoperem – Inigo Martinezem. A gdy chwilę później PSG wyrównało za sprawą Osumane’a Dembele, byłego gracza Barcy, to stało się jasne, że Lewandowski będzie cierpiał na stadionie olimpijskim w Barcelonie.
Frustracja Lewandowskiego
Choć na początku drugiej połowy, to wciąż Barcelona miała korzystniejszy wynik (4:3 w dwumeczu), to jednak goście byli pełni energii, ewidentnie natchnieni golem niesfornego Francuza. No i zejście Lamala podcięło skrzydła Barcelonie, która została zepchnięta do defensywy.
Lewandowski mógł czuć frustrację, bo zamiast czekania w polu karnym na dobre podania, starał się pomagać przy rozegraniu i harował w obronie za dwóch. Przy okazji nie odstawiał ani nogi, ani nawet… łokcia, jak w 51. minucie, gdy dostało się Lucasowi Hernandezowi, dawnemu koledze z Bayernu. Chwilę później Polak został staranowany przez Marquinhosa, upomnianego żółtą kartką.
Ale w kryzysowej sytuacji Lewandowski i spółka znaleźli się dopiero po godzinie gry, gdy już PSG prowadziło 3:1 (5:4), a do siatki trafili Vitinha oraz Kylian Mbappe. Pod koniec meczu Barca, pomimo gry w osłabieniu, podjęła rękawice i szukała gola zapewniającego dogrywkę. Nadziała się jednak w 89. minucie na kontrę, którą na drugiego swojego gola zamienił Mbappe.
Mbappe puszcza oko kibicom Realu
Przed meczem polscy kibice po cichu liczyli, że to będzie kolejny wielki wieczór Lewandowskiego w LM. Może nie aż tak wielki, jak w 2013 r., gdy w półfinale LM strzelił cztery gole Realowi i może nie tak wielki, jak w sierpniu 2020 r., gdy całował Puchar Europy. Ale przynajmniej taki, który będziemy wspominali latami. Niestety, to jednak Mbappe przyćmił Lewandowskiego.
Zdobywając dwie bramki w Katalonii puścił oko do kibiców Realu, którzy już zapomnieli o nieudanym zeszłorocznym romansie Francuza z Królewskimi i głęboko uwierzyli, że 1 lipca Mbappe zostanie zawodnikiem Realu.
A Lewandowski?
Co z tego, że w drugiej połowie sprytnym podaniem obsłużył w polu karnym Ilkaya Guendogana czy samemu sprawdzał refleks Gigio Donnarummy? Co z tego, że napracował się niemiłosiernie, wchodząc w aż 23 (!) pojedynki, wygrywając 14 z nich? To nie ma dziś żadnego znaczenia, bo Barcelona już piąty raz z rzędu nie zagra w półfinale, a Polak może mieć kłopot, by osiągnąć magiczną barierę stu goli w Lidze Mistrzów. We wtorek pazerność na bramki nieco go zgubiła, gdy w końcówce lekceważył lepiej ustawionych partnerów. I to się może zemścić w przyszłości.
W przyszłym sezonie Lewandowski będzie miał 36 lat i prawdopodobnie ostatnią szansę na podbój Ligi Mistrzów. Kiedyś PSG mogło mu się kojarzyć ze spełnionym marzeniem o triumfie w LM. Dziś PSG będzie raczej dla niego klubem, który symbolicznie zakończył rozdział Xaviego w Barcelonie. Rozdział, który w ostatnich miesiącach mógł nabrać kibiców Barcy, że zakończy się happy endem.
A tymczasem Barca odpadła z LM, ma nikłe szanse na obronę mistrzostwa, a Lewandowski – najskuteczniejszy aktywny uczestnik Ligi Mistrzów (Leo Messi i CR7 raczej już nie zagrają w Europie) – musi patrzeć za plecy.
35-letni Polak ma 94 gole po 120 meczach LM, a dekadę młodszy Mbappe uzbierał już 48 bramek w 71 meczach. A jego licznik bije dalej.