HomePiłka nożnaRewelacyjne tygodnie Legii. Jedna decyzja wszystko zmieniła!

Rewelacyjne tygodnie Legii. Jedna decyzja wszystko zmieniła!

Źródło: własne

Aktualizacja:

Jeszcze niespełna dwa miesiące temu Legia Warszawa przeżywała kryzys, a stołek zajmowany przez Goncalo Feio chybotał się. Wystarczyła jedna decyzja taktyczna, by obraz gry zespołu uległ jednak całkowitej zmianie.

Legia

SOPA Images Limited / Alamy Stock Photo

POGUBIONE PUNKTY W LIDZE

Kiedy w połowie kwietnia portugalski trener przejmował stery przy Łazienkowskiej 3, miał do zrealizowania jeden cel: awansować do europejskich pucharów. Wprawdzie gdzieś na horyzoncie majaczyła jeszcze szansa na mistrzostwo Polski i pewnie wielu kibiców liczyło na wyprzedzenie rywali rzutem na taśmę, lecz priorytetem było dostanie się do rozgrywek międzynarodowych. Strata piątej wówczas w tabeli Legii do lidera wynosiła siedem punktów, natomiast podium było oddalone o zaledwie trzy punkty od stołecznych. Bez występów na arenie europejskiej klubowy budżet bardzo mocno by ucierpiał, dlatego z dużą ulgą przyjęto zajętą na finiszu rozgrywek trzecią lokatę.

Początek tego sezonu był jednak słodko-gorzki. Z jednej strony „Wojskowi” dobrze radzili sobie w eliminacjach Ligi Konferencji, przechodząc dzielnie przez kolejne rundy. Cieniem na te sukcesy kładły się jednak rezultaty osiągane w Ekstraklasie. W trzeciej kolejce Legia przegrała u siebie 1:2 z Piastem Gliwice, w szóstej zremisowała 1:1 ze Śląskiem Wrocław, w ósmej przegrała 0:1 z Rakowem Częstochowa, w dziewiątej w identycznym stosunku z Pogonią Szczecin, a w dziesiątej podzieliła się punktami po meczu z Górnikiem Zabrze. Na tym etapie rozgrywek w Warszawie mieli więc już 10 „oczek” straty do pierwszego w stawce Lecha Poznań, więc nic dziwnego, że ten kryzys rzutował na zaufanie do szkoleniowca.

Wszystko zmieniło się jednak wraz z początkiem października. Z ostatnich ośmiu spotkań we wszystkich rozgrywkach stołeczni wygrali aż siedem, a ten ósmy właśnie zremisowali – i to z mistrzem Polski na jego terenie. Feio w błyskotliwy sposób wyprowadził więc zahaczający o przydrożne rowy pojazd na prostą, a manewr ten udał się w dużej mierze dzięki jednej prostej decyzji – zmianie formacji.

PROBLEMY ZE ZDOMINOWANIEM RYWALA

Od początku swojej pracy przy Łazienkowskiej 3 portugalski szkoleniowiec był wierny ustawieniu z trzema środkowymi obrońcami i dwoma wahadłowymi. Często zmieniały się nazwiska w wyjściowej jedenastce, delikatnej korekcie ulegało ustawienie piłkarzy, natomiast sam szkielet był trwały. Punktem przełomowym okazał się jednak inauguracyjny mecz LKE z Betisem, gdy Manuel Pellegrini został zaskoczony przez przeciwnika formację 4-3-3. W tamtym spotkaniu warszawska ekipa wypadła znakomicie, wygrywając 1:0 i długimi fragmentami kontrolując poczynania boiskowe. Po tym spotkaniu Feio nowych założeń już nie porzucił – konsekwentnie trzyma się nowego pomysłu na to, jak powinni być na placu ustawieni piłkarze, a to daje znakomite efekty.

Wcześniej głównym zarzutem formułowanym pod adresem drużyny było zachwianie proporcjami. Wprawdzie zespół potrafił pracować bez piłki, dostosowywać się do gry rywala i starać mu się uprzykrzać życie, ale nie potrafił za to brać spraw w swoje ręce. Legia z okresu od sierpnia do końca września nie umiała narzucić swojego sposobu grania przeciwnikowi, zdominować go i nabyć łatwości w kreowaniu sobie sytuacji strzeleckich. A ta umiejętność w jej przypadku jest kluczowa, bo w końcu z natury wiele zespołów skłania się na ogół ku temu, by warszawiakom piłkę oddać i czekać na ich ruch. Tymczasem Legia z piłką przy nodze męczyła się, brakowało jej pomysłów na przełamanie bloku obronnego, a przy okazji była też podatna na kontrataki. Było ją więc relatywnie łatwo wypunktować, co jednak zmieniło się wraz z korektą taktyczną.

„Czasem wystarczy zmiana ustawienia i wszystko zaczyna działać. Myślę, że z meczu na mecz nasza gra wygląda coraz lepiej. Zmieniliśmy ustawienie i nasze mentalne nastawienie. To ustawienie bardziej sprzyja nam do gry w piłkę. Wcześniej graliśmy trójką z tyłu. W środku brakowało jednego zawodnika. To samo z “dziewiątką”, która schodzi niżej do rozegrania. Mamy więcej opcji w rozegraniu” – tłumaczył już przed meczem z GKS-em Katowice (wygrana 4:1) Rafał Augustyniak.

ZABEZPIECZENIE W DRUGIEJ LINII

Przejście na czwórkę z tyłu nie rozwiązuje wszystkich problemów stołecznych, natomiast na pewno sporą część z nich. Nie jest też gwarancją tego, że do końca sezonu będzie udawało się punktować wyłącznie na tak wysokim poziomie jak na przełomie października i listopada. Ta decyzja trenera sprawiła jednak, że jego zespół jest znacznie bardziej konkretny i groźny, a przy okazji udało się też wykorzystać zawodników, którzy do tej pory nie pełnili zbyt istotnej funkcji. Takim jest choćby Kacper Chodyna, który długo był przez portugalskiego szkoleniowca odstawiany. W końcu wskoczył jednak do wyjściowej jedenastki, a jego obecność tam przynosi też liczby – asystował w meczu z Jagiellonią Białystok, strzelił gola Lechii, bramką i ostatnim podaniem popisał się tez z GKS-em.

Stabilizację złapała też formacja defensywna, która w ośmiu meczach od początku ubiegłego miesiąca straciła zaledwie cztery gole. Nieco eksperymentalnie na boku obrony ustawiany jest Paweł Wszołek, znakomicie na przeciwległej flance radzi sobie Ruben Vinagre, a żelazny duet stoperów tworzą Radovan Pankov i Steve Kapuadi.

Być może jednak drugą kluczową zmianą, oprócz tej zespołowej formacji, jest też obsada w środku pola. Długo bowiem na starcie tego sezonu zawodnikiem z drugiej linii, ustawianym najbliżej obrońców, był Claude Goncalves. Wprawdzie Portugalczykowi zdarzało się pokazywać zaawansowanie technicznie, natomiast przede wszystkim „błyszczał” nieodpowiedzialnością. Na pozycji wymagającej bezpiecznej i pewnej gry regularnie tracił piłki, gubił się, sprawiał prezenty przeciwnikom. Wraz ze zmianą ustawienia doszło jednak do kluczowej zmiany i na boiskowej „szóstce”, gdzie potem grał albo Maxi Oyedele, albo Rafał Augustyniak. Ten pierwszy miał świetne wejście do zespołu, ale szybko złapał kontuzję, ten drugi z kolei jest zdrowy i gwarantuje ogromną stabilność. Może nie jest wirtuozem technicznym, ale też być nie musi – mając przed sobą Bartosza Kapustkę i Ryoyu Morishitę musi się bowiem skupiać przede wszystkim na rozbijaniu ataków rywali, zgarnianiu drugich piłek i zwyczajnym pozbywaniu się zagrożenia w newralgicznej strefie.

Te wszystkie pozytywne zmiany, które pojawiły się w Legii wraz z początkiem października, wkrótce będzie trzeba jednak podeprzeć transferami. W ustawieniu z czwórką z tyłu stołeczni mają bowiem sporo braków kadrowych – w środku ale i na bokach. To już jednak zmartwienie Jacka Zielińskiego, który na razie może jednak odetchnąć, bo forma zespołu poszła w górę. Strata do lidera wciąż jest jednak wyraźna, choć stołeczni będą mogli zniwelować ją już w niedzielę bezpośrednim meczem z Lechem i domknąć tym samym niezwykle udany okres.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Policja ostrzega kibiców Chelsea przed “niebezpiecznymi chuliganami”
Kacper Urbański pojedzie na Euro U21? “Na liście są też inni z pierwszej kadry”
Zieliński może stracić rywala! Napoli jest zdeterminowane, aby dopiąć transfer!
Hannover podjął decyzję ws. Wdowika. To było do przewidzenia
Ogromne zainteresowanie biletami na finał Pucharu Polski. Padły serwery
Gigantyczna kasa w grze. Legia i Jagiellonia powalczą o miliony
Kolejny gigant chce Pululu! Lista zainteresowanych coraz dłuższa
Messi bohaterem Interu Miami. Piękny gol na wagę awansu [WIDEO]
Rodzinny wywiad po meczu z PSG. Matty Cash rozmawiał z… siostrą [WIDEO]
“Żałosny najemnik”. Kibice BVB przejechali się po Lewandowskim