Choć Real bombardował bramkę Manuela Neuera, to do 88. minuty przegrywał 0:1 z Bayernem. Ale gdy już wyrównał, to większość kibiców Królewskich poczuła nie tylko ulgę, ale także spokój, bo Real znów pewnie przetrwa kryzys i lada moment zada decydujący cios. No i zadał. Tu wszystko wydarzało się, jak w tym starym filmie, który oglądało się setki razy, więc finał nie będzie zaskakujący. Zaskakujący okazał się tylko bohater. Jakby zamiast gwiazdy Hollywood, cały splendor zebrał niszowy aktor teatralny.
W samej końcówce rewanżowego półfinału dwukrotnie Neuera pokonał rezerwowy Realu – Joselu, 34-letni debiutant w Lidze Mistrzów, który w przeszłości… odbił się od madryckiej drużyny.
Zastąpić Benzemę
Latem 2023 roku Real pożegnał się z Karimem Benzemą, laureatem Złotej Piłki, który czmychnął do saudyjskiej ligi. W jego miejsce nie udało się ściągnąć ani Kyliana Mbappe, ani Harry’ego Kane’a, więc Florentino Perez zdecydował, że na Francuza poczeka rok, a Joselu został opcją tymczasową uzupełniającą ławkę rezerwowych. W Madrycie uznano, że Carlo Ancelotti będzie stawiał na Rodrygo i Viniciusa Juniora, a Joselu będzie ich tylko od czasu do czasu odciążał. Ale nikt nie mógł przewidzieć, że okaże się to aż taki transferowy majstersztyk.
Ściągnięcie Joselu od początku wydawało się jednak sensowne. Hiszpan zakończył poprzedni sezon z 16 bramkami, choć występował w słabiutkim Espanyolu, który został zdegradowany. Katalończycy, szukając oszczędności w budżecie, zgodzili się na wypożyczenie za marne 1,5 miliona euro.
A że w dodatku Joselu grał kiedyś w rezerwach Realu i jest oddanym kibicem Królewskich, to pojawiło się więcej argumentów za tym transferem.
– Nie będę narzekał, że nie przejmę numeru ”9”, bo nie jestem tu po to, by kogokolwiek zastąpić. Karim jest jednym z najlepszych na świecie, a ja po prostu mam do wykonania swoją pracę. Przybyłem do Madrytu, żeby pomóc trenerowi i zrobię wszystko, o co mnie poprosi. Znam swoje miejsce w szeregu – wyjaśnił Joselu, który urodził się w Niemczech, ale od dziecka kibicował Realowi.
Joselu spotkał Mourinho
Joselu to wychowanek Celty Vigo, który jako 19-latek trafił w 2009 roku do rezerw Realu Madryt. I choć strzelał tam regularnie (aż 40 trafień w 70 meczach), to nie udało mu się przebić do pierwszego składu. Jose Mourinho dał mu zadebiutować dopiero w meczu 38. kolejki sezonu 2010/11, gdy już Real prowadził 7:1 z Almerią. Mecz skończył się wynikiem 8:1, a ostatniego gola dołożył właśnie Joselu, który zastąpił Benzemę. Ale Joselu nigdy nie dostał prawdziwej szansy w Madrycie, bo został uznany za zbyt jednowymiarowego napastnika. Na kolejnego gola w barwach ukochanego Realu w lidze hiszpańskiej musiał czekać 13 lat.
W międzyczasie, oprócz Hiszpanii, zwiedził także Niemcy (Eintracht, Hannover, Hoffenheim) oraz Anglię (Newcastle, Stoke). Nie podbił jednak ani Bundesligi (22 gole w 79 meczach), ani Premier League (10 bramek w 68 spotkaniach).
Szczęście odnalazł dopiero po powrocie do ojczyzny, gdzie najpierw grał w Alaves, a potem w Espanyolu, strzelając regularnie po kilkanaście goli w sezonie. Ale dopiero bieżący sezon okazał się przełomowy. Okazał się ważnym rezerwowym Los Blancos i etatowym reprezentantem Hiszpanii, gdzie strzelił pięć goli w 10 meczach. Ale wróćmy do Realu.
Biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, spędził na murawie niespełna 2000 minut, a zdobył 16 bramek, w tym pięć w LM.
To niesamowite, że jego kariera rozkwitła tak późno. Muszę przyznać, że gdy zobaczyłem, że w Hiszpanii gra zawodnik o nazwisku Joselu, to musiałem sprawdzić, czy to ten sam, co grał kiedyś w Stoke – nie ukrywał zdziwienia na łamach The Athletic Simon Lowe, pisarz i wierny fan Stoke.
– Mam 34 lata, ale wiek to tylko liczba. Ja się przede wszystkim świetnie bawię na boisku – zwykł mawiać Josule.
Najlepsza okazja do zabawy już 1 czerwca w finale LM z Borussią. Na Wembley przekonamy się, czy ta historia zakończy się happy endem.
ANTONI PARTUM