Pierwsze skojarzenie: dawno tego nie grali
18 marca minęły 2 lata. Była 26 kolejka sezonu 2021-22. Tonąca Wisła chwyciła się Jerzego Brzęczka, który zastąpił Adriana Gulę. Zanim były selekcjoner reprezentacji Polski zawiózł Białą Gwiazdę do Szczecina dał nadzieję na skuteczną ucieczkę ze strefy spadkowej. Nikłą, bo z pięciu meczów żadnego nie wygrał i odpadł z Pucharu Polski z Olimpią Grudziądz. Jakąś, bo jednak zremisował z Lechem, pechowo przegrał z Legią. Za to Pogoń trzymała się czołówki i Koście Runjaićowi marzyło się spektakularne pożegnanie z klubem, któremu poświęcił prawie 5 lat.
Pogoń wygrała 4:1 przy pomocy 2 goli samobójczych Wisły, o co postarali się Joseph Colley i Konrad Gruszkowski. Ten pierwszy będzie jednym z nielicznych, który zarówno wystąpił w tamtym meczu ligowym jak i ma szanse pokazać się w finale Pucharu Polski. Aż dziwne, że przy takiej masie napływu i odpływu cudzoziemców akurat jeden z bardziej egzotycznych: gambijski Szwed zarzucił kotwicę w Krakowie. Poza nim mogą to być: Mariusz Malec, Rafał Kurzawa, Wahan Biczachczjan i Kamil Grosicki z Pogoni. Z Wisły ostał się jeno rzeczony Colley.
W pozostałych 8 meczach tamtego sezonu Wisła wygrała tylko raz i co oczywiste smutnego losu nie zmieniła. Pogoń w pełni wykorzystała rolę gospodarza również tylko raz w kolejnych 4 meczach i tych rozdanych gościom punktów zabrakło do zajęcia wyższego niż 3 miejsce.
Drugie skojarzenie: różnica klas
Ekstraklasowicz kontra pierwszoligowiec (a według dawnej nomenklatury: pierwszoligowiec versus drugoligowiec) historia odnotowała już takie przypadki w finale Pucharu Polski. I to zaskakująco dużo. Ostatni w 2021 roku, kiedy Raków Częstochowa po mękach i remontadzie w ostatnich 10 minutach uporał się z Arką Gdynia. Najbardziej pamiętny i niechlubny zarazem z roku 1998. Miejscem akcji był stadion Lecha, choć najważniejsze – rzecz jasna, o czym można poczytać w wielu źródłach, chociażby na Wikipedii – dokonywało się poza stadionem. Wystarczy przypomnieć, że dwunastym zawodnikiem Amiki Wronki w meczu z Aluminium Konin okazał się sędzia Marek Kowalczyk.
W finałach zdarzyły się tylko dwa przypadki, kiedy pierwszoligowy Dawid kładł na łopatki ekstraklasowego Goliata. W 1996 roku Ruch Chorzów pokonał GKS Bełchatów 1:0, znacznie większą sensację sprawiła Miedź Legnica 4 lata wcześniej. Po 120 minutach i remisie 1:1 pokonała w rzutach karnych Górnika Zabrze. Wtedy też biblijny Dawid wcielił się w ziemską postać filigranowego Dariusza Baziuka.
Trudno też pominąć milczeniem dwa finały, które obyły się bez przedstawiciela najwyższej klasy. W nich Stal Rzeszów pokonała ROW Rybnik w 1975 roku i Lechia Gdańsk wygrała z Piastem Gliwice w 1983 roku.
Trzecie skojarzenie: z zagranicy
Na jednej ławce Jens Gustafsson, na drugiej – Albert Rude. Szwed z Hiszpanem. Różne historie przerabialiśmy w finałach Pucharu Polski, ale po raz pierwszy taką, żeby Mazurka Dąbrowskiego granego przed meczem słuchało dwóch zagranicznych trenerów.
Z obcością w podstawowych składach obu drużyn raczej nie powinno dojść do nadmiernej przesady. W półfinale z Piastem Wisła skorzystała z 6, a Pogoń z Jagiellonią – 7. Będzie więc miał kto śpiewać hymn.
Czwarte skojarzenie: tu i tam
Odchodząc z Pogoni, Igor Łasicki nie przypuszczał, że następny raz spotka ją na swojej drodze w finale Pucharu Polski. Zresztą dał się zapamiętać w tej edycji. To on przecież doprowadził do całego zamieszania w ćwierćfinale z Widzewem, tak później głośno oprotestowanego przez łodzian.
Na boisku był już wtedy Michał Żyro. Z kolei dla niego Pogoń była pierwszym przystankiem po powrocie z nieszczęsnych Wysp. Następnie przez Kielce, Mielec, Gliwice i Białystok dopłynął do Krakowa. W jego dorobku znajduje się 5 pucharów (wszystkie z Legią), ale zagrał tylko w dwóch finałach. W 2012 roku udział zaznaczył golem z Ruchem Chorzów. Było 7 piłkarzy, którzy zapisali się w historii zdobyciem PP 6 razy (żaden nie zdobył więcej). Żyro ma szansę dołączyć do tego wąskiego grona, w tym Włodzimierza Lubańskiego.