– W Atalancie doszło do sporych zmian, bo po wielu latach odszedł trener Gian Piero Gasperini, którego bardzo ceniłem. Ale Ivan Jurić to jego uczeń, więc spodziewam się trudnej przeprawy, bo Atalanta to agresywna drużyna, która gra bardzo wysoko – przekonywał przed meczem Luis Enrique, ale po ostatnim gwizdku już wiemy, że nic nie zostało z tamtej Atalanty, która jeszcze niedawno szalała w Lidze Mistrzów czy potrafiła zdobyć Ligę Europy.
PSG totalnie zdominowało gości, obejmując prowadzenie już w 3. minucie. Marquinhos najpierw odebrał piłkę Daniele Maldiniemu, potem rozegrał akcję, a na końcu sam ją sfinalizował strzałem z najbliższej odległości. Chwilę później mogło być już 2:0, jednak Achraf Hakimi trafił w słupek. Drugi gol dla PSG padł pod koniec pierwszej połowy, gdy Chwicza Kwaracchelia popisał się indywidualnym rajdem.
Warto dodać, że chwilę później karnego zmarnował Bradley Barcola. Luis Enrique popisy swoich zawodników oglądał z wysokości trybun, choć nie był wcale zawieszony. To był jego świadomy wybór.
– Przez długi czas obserwowałem trenerów rugby, którzy analizowali grę z różnych perspektyw. Lubię, gdy mogę usprawnić coś w taki sposób. Mogę wszystko kontrolować, a po obejrzeniu pierwszej połowy z wysokości trybun można idealnie przygotować przemowę w szatni w trakcie przerwy. To mi pozwala na zebranie jeszcze większej ilości informacji – tłumaczył Hiszpan, który dopiero po przerwie usiadł na ławce rezerwowych.
Gol Mendesa [WIDEO]
Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił. Atalanta wciąż nie potrafiła się przeciwstawić obrońcom trofeum, co już w 51. minucie pokazał gol Nuno Mendesa. Portugalczyk strzałem na bliski słupek zaskoczył Marco Carnesecchiego. I zrobiło się 3:0.
Choć w barwach PSG nie zagrali Ousmane Dembele czy Desire Doue, to mistrzowie Francji i tak gładko wygrali 4:0 (w samej końcówce do siatki trafił Goncalo Ramos). Piłkarze Enrique potwierdzili, że tym sezonie będą jednymi z głównych faworytów do zdobycia Pucharu Europy.
Nicola Zalewski nie wszedł na boisko
Po trudnym okresie w Romie Nicola Zalewski odżył w Interze Mediolan, a teraz błyszczy w Atalancie, czego dał popis w miniony weekend. Polacy fani liczyli, że w środę na reprezentanta Polski będzie patrzył cały piłkarski świat, a jednak skrzydłowy nie pojawił się na murawie Parc des Princes. I właściwie trudno zrozumieć decyzję Juricia, który na lewym wahadle wystawił niedoświadczonego Lorenzo Bernasconiego.
21-latek, który w trakcie kariery rozegrał zaledwie pięć minut w Serie A, był bezradny w starciu z PSG. Dziwne, że szansy nie dostał Zalewski, który jest przyzwyczajony do prestiżowych meczów, bo choć ma dopiero 23 lata, to zaliczył już trzy finały europejskich pucharów (Liga Mistrzów, Liga Europy oraz Liga Konferencji). Jeśli Nicolę nie zatrzymał żaden drobny uraz, to Jurić z pewnością będzie musiał się tłumaczyć włoskim dziennikarzom. Być może Zalewski dostanie szanse w drugiej kolejce z Clubem Brugge. Z kolei PSG czeka hitowy mecz z Barceloną.