Sezon 2023/24 długo mógł stać się najlepszym w historii Pogoni, ale ostatecznie prawdopodobnie będzie najgorszym od trzech lat. Nie tylko bez trofeum (to już pewne), lecz także bez podium czy nawet awansu do eliminacji europejskich pucharów, a wypuszczenie z rąk Pucharu Polski w ostatniej akcji meczu będzie prześladować kolejne pokolenia kibiców zespołu ze Szczecina.
Co gorsza, w związku z mniejszymi nagrodami za miejsce w tabeli i brakiem premii za triumf w krajowym pucharze ograniczenia finansowe zapewne nie pozwolą na wyciągnięcie konsekwencji i konieczne zmiany. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w przypadku Pogoni dobrze to już było i skutki sportowej porażki będę brutalne.
Czasy to w Szczecinie właśnie były, a zaraz czasów nie będzie…
NOKAUT W WARSZAWIE
Nie ma jednej odpowiedzi, dlaczego projekt w stolicy Pomorza Zachodniego w tym kształcie się nie udał, winnych jest wielu (od szefostwa po piłkarzy), powodów przynajmniej kilka i oczywiście narracja wokół klubu byłaby całkowicie inna, gdyby drużyna wytrzymała kilkadziesiąt sekund na Narodowym i pokonała Wisłę Kraków 1:0.
Ale nie wytrzymała.
Co więcej, po klęsce w Warszawie zawodnicy Pogoń nie zdołali się podnieść i choć jeszcze z trudem pokonali Puszczę Niepołomice 1:0, to już nie dali rady sprostać Rakowowi Częstochowa i polegli 1:2.
– Wciąż w negatywny sposób wpływa na nas to, co się wydarzyło w Warszawie. To dewastujące. To wpływa na drużynę z perspektywy mentalnej, ale robimy wszystko, aby podnieść zespół – powiedział przed meczem pod Jasną Górą trener Jens Gustafsson, niejako w ten sposób zapowiadając to, co działo się na stadionie jeszcze aktualnych mistrzów Polski.
Portowcy pękli w finale z Wisłą – w najważniejszym spotkaniu w ostatnich 14 latach grali słabiej niż przeciętny pierwszoligowiec – i nie zostali posklejani do kupy przez sztab po zasłużonej przegranej. U szkoleniowca, który bardziej zajmuje się głową niż nogami, zawiodły właśnie głowy i dlatego według mnie Gustafsson powinien zostać pierwszym pociągniętym do odpowiedzialności za wyniki.
PSYCHOLOG
– Trener musi mieć przed oczami pełen obraz, w którym zawiera się i jedno, i drugie. Wytworzenie określonej otoczki, środowiska w drużynie jest kluczowe, bo to sprawia, że zawodnik robi więcej niż teoretycznie potrafi. To ważniejsze od taktyki, ale wszystko musi być na swoim miejscu. Po prostu jedno bez drugiego nie będzie odpowiednio działać – mówił mi Gustafsson podczas swojego pierwszego zgrupowania na stanowisku, przed sezonem 2022/23.
W ten sposób potwierdzał opinie ze Szwecji – to bardziej psycholog niż taktyk. Kończył studia z nauk behawioralnych (obejmujące psychologię, socjologię i pedagogikę). Pracował jako ekspert ds. kadr w Försäkringskassan, w państwowym ubezpieczycielu, oraz w największej w Szwecji agencji rekrutacyjnej. W wywiadach podkreślał, że piłkarze muszą się przede wszystkim rozwijać jako ludzie. Słowem – bardziej znał się właśnie na ludziach niż na futbolu.
I przez niemal dwa lata w Szczecinie silniejszy nacisk kładł na relacje międzyludzkie niż szczegółowe analizy taktyczne czy odprawy. W każdym tygodniu zapraszał zawodników na rozmowy indywidualne. Pytał, kto czego potrzebuje? Czy piłkarze chcą takich spotkań więcej czy mniej? Co chcieliby słyszeć w ich trakcie? Jakiej komunikacji oczekują? Na jakich informacjach im zależy? Żywo interesował się drugim człowiekiem.
Unikał konfliktów i starał się ewentualne nieporozumienia gasić w zarodku. Po niepowodzeniach nie wybuchał, tylko rozprawiał o pozytywnym myśleniu i wierze, że zmierzają w odpowiednim kierunku. Jednym to odpowiadało, innym zupełnie nie. Spokojne, wyważone skandynawskie podejście było czymś nowym dla większości doświadczonej drużyny (niektórzy uważali go po prostu za nieszczerego). A z perspektywy dwóch lat można wyciągnąć jasny wniosek – finalnie to nie zadziałało i Portowcy w kluczowym momencie wyłożyli się jak zawsze, co ostatnie dwa tygodnie potwierdzają dobitnie.
TAKTYKA NA DRUGIM PLANIE
Oczywiście to nie tak, że Gustafsson na piłce nożnej się nie zna, natomiast nie jest taktycznym maniakiem jak reprezentanci młodego pokolenia trenerów – Goncalo Feio, Daniel Myśliwiec czy Adrian Siemieniec. W Pogoni nikt nie liczył, ile razy uda się „otworzyć” grę od własnego pola karnego i z jakiego sektora najczęściej. Nikt nie sprawdzał, dlaczego wznowienia z autów tu wychodzą, a tam nie. Nie było szczegółowych analiz straconych bramek i rozkładania na czynniki pierwsze błędów. Nie było pokazywania na zaawansowanych danych, co faktycznie się sprawdza, a co tak naprawdę nie.
Efekt? W trakcie studiów podyplomowych „Analiza Taktyczna” miałem okazję zobaczyć analizę Portowców przeprowadzoną przez sztab jednego z klubów Ekstraklasy w sezonie 2022/23 i pół roku później ekipa ze Szczecina borykała się wciąż z tymi samymi problemami m.in. asekuracja Leonardo Koutrisa przy dośrodkowaniach z prawej strony. Jakim cudem? Cóż, w trakcie odpraw pokazywano dwie, trzy negatywne sytuacje i tyle, a następnie skupiano się na pozytywach, co skutkowało brakiem poprawy.
Kolejny przykład – zawodnicy innych zespołów po meczach mówili, że jednym z ich założeń jest dostarczenie piłki na lewą stronę Granatowo-Bordowych, bo najpewniej Koutris będzie musiał radzić sobie w sytuacji dwóch na jednego, jako że Kamil Grosicki pozostaje zwolniony z wielu obowiązków w obronie.
Idźmy dalej – Pogoń ma „bronić do przodu”, więc środkowi obrońcy często wychodzili ze swoich stref, tyle że z powodu braku klarownego modelu gry w defensywie (czyli zasad, co kto i kiedy ma robić) nagminnie nikt ich nie asekurował i przed bramką Valentina Cojocaru powstawała dziura. Poza tym boczni podłączali się jednocześnie do akcji w ataku i zostawiali stoperów samych. Analitycy, którzy oglądali Portowców, oceniali jasno – organizacja w obronie nie istnieje.
Efekt? Pogoń za kadencji Gustafssona straciła 84 bramki w Ekstraklasie – najwięcej z zespołów niedawnego TOP 4, czyli poza ekipą ze Szczecina Legią, Lechem i Rakowem. Co prawda była druga najskuteczniejsza spośród tego grona po drużynie z Częstochowy, ale w sumie dało to najgorszy dorobek punktowy z tej czwórki – 111.
Brak balansu między atakiem i obroną był kosztowny.
PROBLEMY MAJĄ WSZYSCY
Ale czy Pogoń miała i ma potencjał, by punktować lepiej niż rywale z Warszawy, Poznania i Częstochowy? Nie, finansowo nie może się z nimi mierzyć, a w długiej perspektywie właśnie pieniądze są kluczowe. Tyle że w Jagiellonia Białystok, Śląsk Wrocław i Górnik Zabrze również nie, a ciągle te trzy zespoły mogą finiszować na podium.
Czy Gustafsson dostał wszystkie odpowiednie narzędzia do osiągania sukcesów? Nie, przede wszystkim ze względu na liczebność kadry, ale to samo można powiedzieć o Jagiellonii, Śląsku i Górniku. Co więcej, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że o ile Portowcom brak głębi składu, o tyle na kilku pozycjach są zdecydowanie mocniejsi niż za Kosty Runjaicia, który zdobył dla Granatowo-Bordowych dwa brązowe medale. Ot, choćby boki obrony – Linus Wahlqvist i Leonardo Koutris są lepsi niż byli Jakub Bartkowski czy Luis Mata. Albo napastnik – Niemiec pewnie dałby się pociąć za napastnika pokroju Efthymiosa Koulourisa, który zdobył w sumie 18 bramek. Czy bramkarz – Valentin Cojocaru, bo Dante Stipica w ostatnim sezonie Runjaicia już nie pomagał.
Jednak czy jakikolwiek trener w Pogoni dostanie wszystkie odpowiednie narzędzia do osiągania sukcesów? Nie, bo na tym etapie rozwoju klubu ze stolicy Pomorza Zachodniego na to nie stać. Trener Portowców musi sobie radzić z przeciwnościami, zresztą jak we wszystkich zespołach w kraju (np. w Legii łatano środek pomocy Rafałem Augustyniakiem, a w Lechu atak Filipem Marchwińskim). To szkoleniowiec musi sobie budować zawodników, jak Siemieniec choćby Kristoffera Hansena czy Mateusza Skrzypczaka albo Jan Urban niechcianego w Szczecinie Kryspina Szcześniaka lub młodzieżowców – Dominika Szalę i Kamila Lukoszka. To trener musi wykazywać się elastycznością, której od początku brakuje Szwedowi, niezainteresowanemu szukaniem słabych punktów przeciwników, uważającemu, że Granatowo-Bordowi powinni się skupiać na sobie.
WINNY, ALE NIE SAM
Gustafsson nie jest jedynym winnym zapaści i nie tylko trenera powinny dotyczyć rozliczenia. O liczebności składu już było, ale przecież również należy jako wadę wytknąć strukturę wiekową – przeciętnie to Pogoń wystawia w tym sezonie najstarszą podstawową jedenastkę w lidze (28,89 lat, za EkstraStats) i będzie musiała zapłacić karę za niewypełnienie limitu gry młodzieżowców.
Szwed sam nie wybierał piłkarzy i na pewno on nie odpowiada za to, że akademia przestała dostarczać wychowanków (jedyny młody wprowadzony w tym sezonie – Patryk Paryzek – rok przed dołączeniem do seniorów został sprowadzony z AP Reissa Poznań, a wcześniej szkolił się w Lechu).
Ale Gustafsson dostał do prowadzenia drużynę na tu i teraz, która tu i teraz zawiodła. Nie wiemy, czy trener przykładający więcej uwagi do taktyki niż do kompetencji miękkich poradziłby sobie lepiej, ale wiemy, że ten bardziej dbający o relacje niż o naprawianie błędów taktycznych poległ i to poległ na swoim poletku. Zawodnicy wyłożyli się mentalnie. To niedopuszczalne.
Dlatego – jeszcze raz – to Gustafsson powinien zostać rozliczony na samym początku bilansu za rozgrywki 2023/24.