REKORDZISTA MIĘDZY SŁUPKAMI
O przyszłości Szczęsnego mówiło się sporo już od dłuższego czasu. Jeszcze w trakcie Mistrzostwo Europy nasilały się spekulacje dotyczące potencjalnego zakończenia przygody reprezentacyjnej przez 34-latka, a kiedy na ostatni mecz fazy grupowej z Francją między słupkami pojawił się Łukasz Skorupski – stało się niemal pewnym, że to symboliczne oddanie miejsca w bramce przez piłkarza Juventusu. Z oficjalnymi deklaracjami wychowanek warszawskiej Legii jednak się wstrzymywał. Podobnie było zresztą, gdy kilka tygodni temu – na prośbę klubu – rozwiązał kontrakt ze „Starą Damą”, zrzekając się przy tym znacznej części potencjalnych zarobków. Był moment, gdy łączono go z przeprowadzką do Arabii Saudyjskiej, zainteresowanie jego usługami wyrażały też inne kluby Serie A. Impas się jednak przeciągał, a zakończył go dopiero we wtorek sam zainteresowany. Na Instagramie ogłosił bowiem, że to dobry moment by pójść za głosem serca i przestawić życiowe priorytety.
W barwach drużyny narodowej Szczęsny zagrał w 84 meczach, co oznacza, że tylko dwunastu piłkarzy w historii częściej wybiegało na plac z orzełkiem na piersi. Z zawodników wciąż aktywnych 93 występy w dorobku ma Piotr Zieliński, a aż 152 absolutny rekordzista – Robert Lewandowski. Były już bramkarz kadry za plecami zostawił jednak kilka dużych nazwisk: Zbigniewa Bońka, Władysława Lubańskiego, Tomasza Wałdocha czy Łukasza Piszczka. Warto też zresztą zauważyć, że na żadnego z golkiperów nie stawiano nigdy częściej, a mniej spotkań w dorobku mają między innymi Artur Boruc (65), Jan Tomaszewski (63) czy Jerzy Dudek (60). Szczęsny został też samodzielnym rekordzistą pod względem liczby zachowanych czystych kont. Nie dał się bowiem pokonać w 34 meczach, dzięki czemu wyprzedza drugiego w tej klasyfikacji Łukasza Fabiańskiego o 7 starć zakończonych bez utraty bramki. Rekordy jednak rekordami ale czas przypomnieć sobie te mecze, w których 34-latek budował swoją legendę.
SŁODKO-GORZKIE POCZĄTKI
W reprezentacji były piłkarz Juventusu zadebiutował w meczu towarzyskim z Kanadą w 2009 roku, ale na regularne występy musiał poczekać dwa lata. Do bramki wskoczył dopiero na kilkanaście miesięcy przed Euro 2012. To nie był zresztą wymarzony turniej w jego wykonaniu, bo przecież już w meczu inauguracyjnym z Grecją zobaczył czerwoną kartkę i do bramki już na tej imprezie nie powrócił. Potem zresztą przytrafiła mu się kontuzja, na dłużej stracił miejsce w jedenastce i wrócił do niej dopiero w 2014 roku, gdy miał już w dorobku ponad 100 meczów w pierwszej drużynie Arsenalu. Wrócił jednak z przytupem, od razu budując sobie mały pomnik. 11 października – a więc niespełna dekadę temu – brał udział w historycznym starciu z Niemcami na Stadionie Narodowym. Piłkarze Adama Nawałki wygrali 2:0 po bramkach Arkadiusza Milika i Sebastiana Mili, lecz nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie znakomita postawa bramkarza. Goście stworzyli sobie bowiem wiele dogodnych sytuacji, ale nie potrafi znaleźć sposobu na zawodnika „Kanonierów”. Ostatecznie oddali aż 12 celnych strzałów – i żaden nie zakończył się umieszczeniem piłki w siatce.
Szczęsny urósł wówczas w oczach kibiców, ale niekoniecznie w oczach selekcjonera. Cały czas walczył bowiem z Łukaszem Fabiańskim o bluzę z numerem jeden i nie zawsze tę walkę wygrywał. A jak już wygrał – jak choćby przed Mistrzostwami Europy we Francji – to w pierwszym meczu z Irlandią Północną doznał kontuzji i resztę turnieju oglądał z ławki. W kolejnych latach znów było zresztą słodko-gorzko. W eliminacjach do rosyjskiego mundialu grywał wymiennie z „Fabianem” i choć same MŚ zaczął od pierwszej minuty na boisku, to w spotkaniu z Senegalem koszmarnie się pomylił, co w dużej mierze zaważyło na losach biało-czerwonych. Niezbyt szczęśliwe było dla niego również Euro 2020. Tam wprawdzie nie popełnił żadnego rażącego błędu, ale miał sporo pecha w meczu ze Słowacją, gdy po strzale Roberta Maka piłka najpierw odbiła się od słupka, a potem od pleców bramkarza, by na końcu wtoczyć się do siatki. Nie sposób więc go za to winić, lecz niestety w archiwach przy jego nazwisku pozostanie trafienie samobójcze.
KATARSKI POGROMCA KARNYCH
Na prawdziwego kozaka Szczęsny wyrósł więc tak naprawdę w kadrze na finiszu swojej kariery reprezentacyjnej. Ale jaki to był finisz! Przede wszystkim fenomenalnie spisał się na rozgrywanym przed dwoma laty czempionacie światowym w Katarze. W drugim spotkaniu zatrzymał Arabię Saudyjską, spisując się bardzo dobrze przez cały mecz, a przede wszystkim naprawiając błąd Krystiana Bielika. Pomocnik w doliczonym czasie gry pierwszej połowy sfaulował w polu karnym rywala, a do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Salem Al-Dawsari. Kapitan zespołu został przeczytany przez polskiego bramkarza, a jakby tego było mało – Szczęsny w spektakularnym stylu odbił nad poprzeczkę dobitkę Mohammeda Al-Buryaka. Działo się to przy wyniku 1:0 i pewnie zupełnie inaczej mogłyby się nasze losy potoczyć, gdyby nie bohaterska postawa golkipera.
Kilka dni później zawodnik Juventusu stanął w obliczu jeszcze poważniejszego wyzwania. Naprzeciwko niego stanęli bowiem przyszli mistrzostwie świata z Leo Messim na czele. Wszyscy doskonale pamiętamy okoliczności tamtego spotkania i choć postawa zawodników wzbudziła niesmak wśród kibiców, to akurat do bramkarza nikt nie mógł mieć pretensji. Nawet za wydarzenie z 36. minuty, gdy próbując dojść do dośrodkowanej piłki, zderzył się z Leo Messim i zmusił arbitra do odgwizdania rzutu karnego. Karę Polakowi wymierzyć postanowił sam poszkodowany, który wziął solidny rozbieg i mocno uderzył lewą nogą przy słupku. Szczęsny – wówczas jeszcze przy wyniku 0:0 – zachował się jednak wzorowo, odbijając strzał na rzut rożny. Opóźnił tym samym strzeleckie zapędy „Albicelestes”, którzy generalnie w tamtym meczu aż 16 razy kopali celnie na jego bramkę. Dał się pokonać tylko dwukrotnie, co wystarczyło do awansu do fazy pucharowej.
BRAWUROWY FINISZ
O awans na tegoroczne Mistrzostwa Europy musieliśmy drżeć do samego końca. Już w fazie grupowej na własne życzenie napytaliśmy sobie biedy, zmuszając się do rywalizacji w barażach i tak jak jeszcze pierwszy mecz z Estonią był dla nas jak bułka z masłem, tak przed wyjazdem do Cardiff drżeli wszyscy. Przebieg spotkania pokazał zresztą, że respekt dla rywala był uzasadniony, bo rywalizować na wyjeździe z Walijczykami to żadna przyjemność. Po dwóch godzinach gry udało się jednak doprowadzić do rzutów karnych. A w nich niekwestionowanym bohaterem był polski bramkarz. Wprawdzie puścił każdy z pierwszych czterech strzałów gospodarzy, ale kluczowe było to, co zrobił w piątej serii. Wówczas piłkę ustawił sobie na jedenastym metrze Daniel James. Wziął rozbieg, kopnął w prawy dolny róg z perspektywy Szczęsnego i mógł tylko obserwować, jak futbolówka zatrzymuje się na dłoniach golkipera, który wprowadził tym samym biało-czerwonych na dużą imprezę.
Na niej zresztą też pokazał klasę. W starciu z Holandią popisał się kilkoma brawurowymi interwencjami, radząc sobie choćby z atakami Cody’ego Gakpo czy Virgila van Dijka. Podobnie było zresztą przeciwko Austrii, choć dla niego samego to pewnie marne pocieszenie, bo w końcu w obu tych meczach zawodnicy Michała Probierza ponieśli porażkę. Tak czy owak cała przygoda Szczęsnego w kadrze obfitowała we wszystko – sukcesy ale i porażki, mecze udane oraz te słabe, spektakularne interwencje i katastrofalne babole. Koniec końców z piłką – tak klubową jak i reprezentacyjną – żegna się jednak na swoich zasadach. Z podniesioną głową, na szczycie i z uwielbieniem kibiców.