Everton stracił prowadzenie
Po godzinie gry sprawa wydawała się jasna – Everton prowadził dwoma bramkami z Bournemouth i nic nie zapowiadało, żeby mógł wypuścić z rąk trzy punkty. Trafienia Michaela Keane’a i Dominika Calverta-Lewina dały drużynie Seana Dyche’a solidną przewagę, choć znane piłkarskie powiedzenie mówi, że najniebezpieczniejszy wynik to właśnie 2:0.
Ta maksyma znalazła potwierdzenie na stadionie w Liverpoolu. Piłkarze Bournemouth nie zdecydowali się jednak na odrabianie strat krok po kroku – wybrali drogę pełnej intensywności bramek i wrażeń.
Spektakularna pogoń Bournemouth
W 87. minucie kontakt gościom dał Antoine Semenyo. Sędzia zasygnalizował, że dolicza 6 minut do postawowego czasu gry, więc podopieczni Andoniego Iraoli mieli czas, aby powalczyć o kolejne gole.
W drugiej minucie doliczonego czasu Jordana Pickforda pokonał Lewis Cook. Kibice Wisienek bylo rozradowani, wydawało się, że ich ulubieńcy uratują punkt, ale zawodnicy Bournemouth postanowili dać swym fanom jeszcze więcej radości.
W ostatniej minucie doliczonego czasu do siatki trafił Luis Sinisterra. Kolumbijczyk zapewnił tym samym Wisienkom pierwsze zwycięstwo w tym sezonie.
Everton po trzech kolejkach zamyka tabelę Premier League. The Toffies nie zdobyli do tej pory żadnego punktu. Porażka w takich okolicznościach z Bournemouth nabiera innego znaczenia.