Dyrektor sportowy Lecha Poznań jednym z problemów
Ostatnia dyspozycja Lecha przekreśliła szansę na mistrzostwo Polski, a gra w europejskich pucharach stanęła pod znakiem zapytania. Zarząd klubu przyśpieszył swoją reakcję i jeszcze w tym sezonie podpisał kontrakt z nowym trenerem – Nielsem Frederiksenem. To jednak może nie rozwiązać problemów, bo te są jeszcze bardziej złożone. Filip Modrzejewski (sport.pl) przeprowadził analizę, z której wynika, że za Tomasza Rząsy (dyrektor sportowy Lecha) proporcja udanych do nieudanych transferów wynosi 36 procent do 56. Jak informuje Roman Kotłoń, rola Rrząsy w klubie, mimo nieudanych transferów, jest coraz większa. W dodatku trenerów, którzy pracowali w klubie najdłużej nie wybierał przypadkowo, bo zarówno z Dariuszem Żurawiem, jak i z Van den Bromem miał coś, co wcześniej go z nimi łączyło. Z tym pierwszym pracował w sztabie Macieja Skorży. Z Holendrem natomiast rozmawiał po niderlandzku, żeby inni nie rozumieli.
Konflikt w szatni
Do tego dochodzą wcześniej wspomniane transfery. W ciągu jego pracy w klubie było kilka niewypałów transferowych za milion euro lub więcej. Mowa o takich zawodnikach jak Sykora, Ba Loua, Sousa i na ten moment również Gholizadeh. No i gdyby tego było mało, okazuje się, że w Lechu jest duży konflikt pomiędzy piłkarzami zagranicznymi, a Polakami. Podobno jedynym polskim zawodnikiem, który ma dobre relację z zawodnikami zagranicznymi jest Bartosz Salamon.
Problemy pokazują, że trener to tylko część tego, co nie funkcjonuje w klubie. Jeśli wybory podejmowane w kontekście kupna nowych zawodników się nie zmienią, sytuacja ponownie może zatoczyć koło. Wszystko pokaże następny sezon. Lech aktualnie zajmuje piąte miejsce w tabeli ze stratą puntu do trzeciej Legii. Do końca sezonu pozostały jeszcze dwie kolejki.