HomePiłka nożnaMieli być przyszłością reprezentacji. Ale czy będą? Skomplikowane losy nadziei kadry

Mieli być przyszłością reprezentacji. Ale czy będą? Skomplikowane losy nadziei kadry

Źródło: Kanał Sportowy

Aktualizacja:

Wymiana pokolenia w reprezentacji Polski i “nowy początek” z pewnością nie będą krótkotrwałym i ubogim w różnego rodzaju emocje procesem. W ostatnich latach kilku piłkarzy szybko doczekało się miana zawodników, mogących w przyszłości stanowić o jej sile. Czy wciąż mają na to szanse? Ich obecne losy niekoniecznie to zapowiadają.

Kozłowski Moder Urbański

Rafał Barański/Arena Akcji/Newspix.pl | Łukasz Grochala/Cyfrasport/Newspix.pl

Kacper Kozłowski

Gdyby wymienić jedną z niewielu pozytywnych rzeczy, z których możemy zapamiętać Paulo Sousę na stanowisku selekcjonera polskiej kadry, byłoby nią postawienie na Kacpra Kozłowskiego. Grający jeszcze wtedy w Pogoni Szczecin nastolatek zrobił wszystko, aby dostać szansę w reprezentacji, a Portugalczyk mu w tym pomógł.

Niecałe trzy miesiące po debiucie w kadrze Kozłowski dokonał kolejnej ekspresowej sztuki w swojej karierze, debiutując na mistrzostwach Europy. W meczu z Hiszpanią wchodził na boisku, mając 17 lat i 246 dni, dzięki czemu stał się najmłodszym piłkarzem w historii Euro. Co prawda na Euro 2024 wyprzedził go Lamine Yamal, ale to właśnie Kozłowski przez trzy lata dzierżył palmę pierwszeństwa w tym aspekcie.

Nietrudno wówczas było nie mieć wrażenia, że rośnie nam nie tylko znakomity piłkarz, ale przede naprawdę solidna postać reprezentacji Polski, być może na kolejne wiele lat. Aspiracje i oczekiwania były bardzo duże, możliwości wcale nie mniejsze, ale późniejsza rzeczywistość niestety dość mocno zweryfikowała zarówno samego Kozłowskiego, jak i nadzieje polskich kibiców.

Pół roku po Euro 2021 Brighton zapłaciło za niego 11 milionów euro, a następnie na trzy lata wypożyczyła najpierw do Unionu Saint-Gilloise, a potem Vitesse Arnhem. W ekipie “Mew” Kozłowski ostatecznie nie dostał żadnej szansy, a latem 2024 roku bez żalu oddano go do tureckiego Gaziantepu. Tam radzi sobie całkiem nieźle, ale czy to jest to, czego można było się spodziewać po “jednym z największych talentów” ostatnich lat? I czy wciąż można na nim polegać, jeśli chodzi o przyszłość reprezentacji?

Od października 2021 roku Kozłowski ani razu nie pojawił się na zgrupowaniu dorosłej kadry. Miał ku temu dwie idealne okazje w październiku i listopadzie, kiedy to znalazł się wśród powołanych przez Michała Probierza, ale z powodu kontuzji stracił szansę na powrót. Co będzie dalej? To z pewnością zależy od jego sytuacji klubowej, ale skoro selekcjoner dał mu kredyt zaufania i tylko pech sprawił, że z niego nie skorzystał, pozostaje liczyć na to, że przy kolejnej okazji szczęście będzie mu jednak sprzyjać.

Jakub Moder

Jeśli prześledzimy kariery Kozłowskiego i właśnie Modera, zauważymy kilka istotnych podobieństw. W momencie “piku” w Ekstraklasie zgłosiło się po niego Brighton, które i tym razem wydało 11 milionów euro, po czym natychmiastowo oddało go na wypożyczenie. Dla pomocnika rozwiązanie było idealne – de facto nie zmienił miejsca pracy, ponieważ został w Lechu Poznań na kolejne kilka miesięcy, a do Anglii przeniósł się na początku 2021 roku.

W tym samym czasie Moder stawiał pierwsze kroki w reprezentacji i choć debiutował u Jerzego Brzęczka, to najbardziej pamiętny moment zaliczył pod wodzą również Paulo Sousy – mowa o strzelonym golu na Wembley w starciu z Anglią (1:2). Chyba każdy dość szybko zrozumiał, że jest realna szansa na to, iż dziura po powoli kończącym z kadrą Grzegorzu Krychowiaku praktycznie została załatana. Tak przynajmniej miało być.

Wszystko układało się pomyślnie, aż do początku kwietnia 2022 roku i feralnego zerwania więzadła krzyżowego, które drastycznie wpłynęło na karierę Modera, a skutki tego odczuwa tak naprawdę do dziś. Choć z jego zdrowiem jest już wszystko w porządku, konsekwencje długiego rozbratu z boiskiem są nieubłagane. Nie dość, że stracił pozycję w Brighton, to coraz więcej kibiców zaczęło kwestionować jego obecność w reprezentacji. I trudno się dziwić takim deklaracjom.

Od pierwszego zgrupowania w 2024 roku Michał Probierz regularnie powołuje Modera, mimo że ten praktycznie w ogóle nie grał w Brighton. Co więcej, wystąpił we wszystkich trzech spotkaniach na Euro 2024, ale zdecydowanie nie był to ten sam Moder, który trzy lata wcześniej tak udanie wchodził do kadry. Co prawda wytłumaczenie takiej dyspozycji jest zrozumiałe, ale już fakt stawiania na 25-latka mimo braku regularności w klubie – już nie.

Paskudna kontuzja i późniejsze perturbacje sprawiają, że oczekiwania wobec Modera mogą być całkowicie obiektywnie przesunięte w czasie. Transfer do Feyenoordu może sprawić, że w końcu zacznie regularnie grać, a co za tym idzie, jego kolejne powołania i występy w reprezentacji nie będą kwestionowane. Z tym z kolei wiąże się główna korzyść – jeśli zdoła wrócić na swój optymalny poziom, kadra zyska postać w środku pola, której mocno jej brakuje. I w to trzeba wierzyć.

Nicola Zalewski

Jakkolwiek by nie chcieć tego uznać, Nicola Zalewski w reprezentacji Polski to również zasługa Paulo Sousy. Portugalczyk dał mu okazję do debiutu na początku września 2021 roku w meczu z San Marino, choć w AS Romie dopiero co zaczynał budować swoje nazwisko w pierwszej drużynie. Miał już co prawda na koncie 28 występów w kadrach młodzieżowych, ale w seniorskiej do tego czasu jeszcze nie grał.

U kolejnych selekcjonerów Zalewski utrzymywał miejsce w reprezentacji, ale bardzo często stawiano mu jeden, dość istotny zarzut – nie dawał liczb. Choć grał na wahadle lub jako skrzydłowy, w 13 pierwszych występach miał na koncie jedynie dwie asysty. Było to niejako przełożenie tego, co pokazuje w klubie. W AS Romie “nastukał” już 122 spotkania, a jego bilans nie powala na łopatki – zaledwie dwa gole i dziewięć decydujących podań.

Sporo w sytuacji Zalewskiego w kadrze zmieniło się w momencie objęcia jej przez Michała Probierza. Nie dość, że pod jego wodzą niemal zawsze rozgrywa pełne 90 minut, to w końcu zaczął więcej dawać w ofensywie. W 15 meczach pod jego wodzą zawodnik AS Romy zaliczył pięć asyst i trzykrotnie wpisywał się na listę strzelców. Można było zacząć twierdzić, że 23-latek w końcu gra na miarę swojego potencjału.

Tak jak u Modera, problemem Zalewskiego jest jednak sytuacja w klubie. W tym sezonie jego pozycja w AS Romie jest raczej drugoplanowa, a mało brakowało, a latem już by go w stolicy Włoch nie było (zamieszanie z rzekomym transferem do Turcji). Jeszcze w styczniu 23-latek finalnie może zmienić otoczenie, a najbliżej jest mu ponoć do Olympique Marsylia.

Wszystko więc wskazuje na to, że tylko zmiana klubu może sprawić, że Zalewski będzie mógł regularnie pokazywać swoje umiejętności. Ma to przecież bardzo duże znaczenie w kontekście reprezentacji – w całej Lidze Narodów był on prawdopodobnie najlepszym polskim piłkarzem, dlatego kolejne miesiące na ławce w AS Romie z pewnością nie działałyby pozytywnie. Jak będzie w przyszłości i czy właśnie Zalewski może być motorem napędowym kadry w kolejnych latach? Jeśli ustabilizuje swoją sytuację klubową, ma na to spore szanse.

Jakub Kiwior

Dotychczasowa kariera 24-latka rozwijała się zupełnie inaczej, niż wielu wyróżniających się polskich piłkarzy. Nie zdecydował się na rzucenie się na głęboką wodę i dołączenie do klubu, w którym trudno byłoby mu się przebić. Zamiast tego, postawił na spokojne, stopniowe zbieranie doświadczenia. Z GKS-u Tychy przeniósł się najpierw do młodzieżowych zespołów Anderlechtu, a następnie do słowackich Železiarne Podbrezovy i MSK Ziliny. Tam dostrzegła do Spezia, która zapłaciła za niego 2,4 mln euro.

Obrana ścieżka kariery wydawała się być strzałem w dziesiątkę. Po półtora roku gry we Włoszech Arsenal wyłożył na niego niecałe 20 milionów euro, a w międzyczasie również zadebiutował w reprezentacji Polski, w której stał się praktycznie nie do ruszenia. Od meczu z Holandią za czasów Czesława Michniewicza (2:2), Kiwior opuścił tylko jeden mecz – z Chorwacją w ostatniej Lidze Narodów. W 2,5 roku zaliczył już 31 występów.

Dość płynnie nastąpiła więc zmiana, jeśli chodzi o czołową postać na środku defensywy. Wcześniej niekwestionowanym jej liderem był Kamil Glik, ale po MŚ 2022 nastąpił jeden z etapów wymiany pokoleniowej. Kiwior niejako zajął jego miejsce i choć nie ustrzegł się średnio udanych występów, to z całkowicie obiektywnego punktu widzenia, nie można mu zarzucić tego, że regularna gra w narodowych barwach jest niezasłużona.

O ile po ostatnich miesiącach moglibyśmy być pewni, że 24-latek będzie ostoją obrony na kolejne lata, tak jego sytuacja klubowa wcale nie musi tego uzasadniać. Mikel Arteta nie ma do niego bezgranicznego zaufania, przez co w tym sezonie nie jest wyborem numer jeden, dwa, a nawet trzy dla Hiszpana. Co prawda wystąpił łącznie w 15 spotkaniach, ale zazwyczaj były to sporadyczne występy na końcowe minuty.

O potencjalnym odejściu Kiwiora i powrocie do Włoch mówi się właściwie od letniego okienka. Nie inaczej jest teraz – włoskie media wymieniają chociażby Inter Mediolan w gronie potencjalnie zainteresowanych jego sprowadzeniem. Wydaje się, że transfer i regularna gra będą niezbędne, aby Kiwior utrzymał swoją pozycję w reprezentacji i kto wie, być może stanowił o sile defensywy w kolejnych latach.

Kacper Urbański

Tak jak trzy lata wcześniej każdy zachwycał się Kacprem Kozłowskim i jego odważnym debiutem na Euro 2021, tak samo było z Kacprem Urbańskim. 20-latek zadebiutował tuż przed Euro 2024 i już w pierwszym spotkaniu z Ukrainą zanotował asystę. W jego grze można dostrzec to, czego większości pomocnikom polskiej kadry brakuje – finezję, odwagę, kreatywność i pomysłowość na przesuwanie akcji do przodu.

Powołanie do kadry było kwestią czasu – znakomita druga część poprzedniego sezonu w Bolonii sprawiała, że każdy oczekiwał nazwiska Urbańskiego na liście powołanych przez Michała Probierza. Gdy już się to stało i gdy 20-latek pokazał się w narodowych barwach, balonik został napompowany bardzo szybko. W tercecie z Sebastianem Szymańskim i Piotrem Zielińskim mogli być rozwiązaniem, którego od tak dawna polskiej kadrze mocno brakuje.

Ale jak na złość, Urbański musiał mierzyć się z podobnego kalibru problemem, co poprzednicy. W tym sezonie, już bez Thiago Motty na ławce trenerskiej, jego renoma w klubie znacząco spadła. Vincenzo Italiano stawiał na niego głównie na początku rozgrywek, choć najczęściej wpuszczał go jedynie z ławki rezerwowych. Później było gorzej, a dowodem na to jest fakt, że w siedmiu poprzednich spotkaniach w Serie A nie rozegrał ani minuty.

Otoczenie 20-latka i zapewne on sam dostrzegli ten problem, a rozwiązaniem okazało się wypożyczenie do Monzy. Co prawda mowa o ostatnim zespole w tabeli Serie A, ale w nim Urbański najpewniej nie będzie musiał narzekać na brak minut. Inną kwestią jest aspekt sportowy – Monza nie jest na tym samym poziomie co Bologna, a co za tym idzie, warunki do rozwoju są nieco inne.

Nazwanie Urbańskiego nadzieją reprezentacji Polski na kolejne lata nie musi być przesadą – w końcu każdy zdążył zauważyć, co jest w stanie zaoferować. Na jego korzyść działa również wiek. Na niekorzyść jednak to, że po udanej drugiej części poprzedniego sezonu, finalnie stracił miejsce w składzie Bolonii. Jak będzie w Monzy? Czy potwierdzi tam swój talent i wróci do macierzystego klubu? Czy dzięki temu zapewni reprezentacji spokój na kolejne lata? Najbliższe miesiące to pokażą.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Bez Stocha w Willingen. Trener Thurnbichler zdecydował
Paweł Wąsek czwarty w Oberstdorfie! Przebił Małysza! Latał jak natchniony!
Paweł Wąsek pofrunął! Jest rekord życiowy [WIDEO]
Ależ wpadka Stocha! To jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło! Wąsek też zawiódł
Trener Polaków odpowiada na zarzuty ojca Kamila Stocha. Jasno
PŚ w Oberstdorfie. Komplet Polaków w konkursie lotów. Stoch blisko wpadki
Kamil Stoch przemówił ws. igrzysk. Jasna deklaracja
Robert Karaś skomentował swoją dyskwalifikację. Zaskakujące słowa
Robert Karaś zdyskwalifikowany na osiem lat! Recydywa
Piotr Żyła wraca do Pucharu Świata! Pojedzie na loty