Sam nie wiem co jest dla mnie większą sensacją, czy to, że władze Legii Warszawa zdecydowały się zwolnić Kostę Runjaicia w tym momencie sezonu, czy nazwisko jego następcy. Co prawda zwolnionego trenera nie broniły ani wyniki (Legia w tym sezonie przegrał aż sześć razy w Ekstraklasie i zanotowała aż dziewięć remisów), ani piąta pozycja w tabeli za Jagiellonią Białystok, Śląskiem Wrocław, Lechem Poznań i Rakowem Częstochowa. Ale akurat odniosła dwa zwycięstwa z rzędu, a choć remis z Jagiellonią był rozczarowaniem, to jednak zawsze z liderem. Wydawało się, że forma drużyny idzie do góry na kluczowy moment sezonu.
Jeśli prawdą są sugestie na Tomasza Włodarczyka z meczyki.pl, że o zwolnieniu Runjaicia miał przesądzić jego wywiad w Lidze+ Extra po meczu z Jagiellonią, gdzie narzekał na słabą kadrę i przerzucał z siebie odpowiedzialność na zarząd klubu, to tym bardziej dziwi nazwisko następcy, który zasłyną z tego, że w podobnych okolicznościach zachowywał się w niczym buldożer.
Pewnie gdyby miały decydować same umiejętności trenerskie – Feio dowiódł ich jako asystent w Rakowie Częstochowa i główny trener w Motorze Lublin, który przejmował na ostatnim miejscu w 2. Lidze, by zrobić z niej czołową drużynę 1. ligi – jego nominacja w Legii nie byłaby aż taką sensacją.
Kto ma uratować dla Legii podium na koniec sezonu, czyli europejskie puchary, których brak byłby wielką porażką sportową, wizerunkową i finansową – jeśli nie Feio, uznawany za największy talent z trenerów młodego pokolenia obecnych w Polsce. I to mimo, że nigdy nie prowadził klubu Ekstraklasy, a już na pewno z tak wielką presją na wynik jak w Legii. Jak napisał na łamach kanalsportowy.pl Mateusz Borek „Pod względem taktycznym to najlepszy trener w Polsce. Wiem, że na razie prowadził tylko Motor, w Rakowie był asystentem, ale on ma to coś “extra”.
Jednak dziś przylgnęła do niego łatka człowieka o niezwykle krótkim loncie, gwałtownie ulegającego emocjom i niezwykłe impulsywnego, przez co nie raz wpakował w kłopoty siebie i swój klub.
Najgłośniejszym skandalem było rozbicie łuku brwiowego prezesowi Motoru Lublin, Pawłowi Tomczykowi niesławną tacką. Oraz wyzwiska wobec rzeczniczki klubu Pauliny Maciążek. Po którym jednak to tamci odeszli z Motoru, dla właściciel klubu, Zbigniewa Jakubasa wbrew stratom wizerunkowym Feio był zbyt cenny.
Ale przecież zdarzało mu się odpalać wcześniej. Jeszcze jako zawodnik Wisły Kraków wdał się szarpaninę z ochroniarzami, później w czasach pracy w Rakowie – z członkami sztabu innych drużyn (jak z trenerem bramkarzy Lecha Poznań, Maciejem Palczewskim, podczas finału Pucharu Polski, czy własnego sztabu co ostatecznie stało się powodem odejścia Feio z Częstochowy.
Teraz jednak Feio dostaje posadę marzeń. Dosłownie, bo jak opisuje weszło.com już w 2015 roku jako młody trener klubowej Akademii miał robić wyrzuty ze łzami w oczach ówczesnemu prezesowi Legii, Bogusławowi Leśnodorskiemu, że nowym trenerem klubu został Stanisław Czerczesow, a nie on.
Feio przepracował wtedy w Akademii i jako analityk wideo 5,5 roku. Objęcie pierwszej drużyny i to w tak trudnych okolicznościach – w debiucie czeka go wyjazd na mecz z Rakowem Częstochowa Dawida Szwargi, z którym obaj byli w sztabie Marka Papszuna – to niesamowity awans i wyzwanie.
Wypadało by, żeby w takim miejscu wreszcie rozbroił w sobie tę tykającą bombę, jaką bywał w każdym klubie, czy jako zawodnik czy w sztabie. Dorósł i wszedł na inny poziom komunikacji ze światem. Zaczął kontrolować emocje tak podczas meczów jak i na konferencjach prasowych (tę pierwszą, w środę o 9:30 będziemy dla Was transmitować na YouTubie). Nie dawał ani sprowokować dziennikarzom, którzy będą zadawać „wredne” pytania. I odpuścić gierki z trenerami i sztabowcami rywali.
Tylko czy w wówczas pozostanie tym samym trenerem? Który żyje emocjami generowanymi wokół siebie i klubu. Ściągając tym samym z presje z piłkarzy, którzy kochali go za to w każdej szatni. Nawet wychowankowie wspomnianej akademii Legii wspominają go jako najlepszego trenera z jakim mieli do czynienia.
Pod tym względem może być z nim jak z jego wielkim rodakiem Jose Mourinho. Ich drogi, zachowując proporcje już są podobne – obaj po średniej karierze piłkarskiej zaczynali w klubie jako analitycy wideo. Mourinho co prawda w nikogo tacką nie rzucił, ale potrafił włożyć palec w oko Tito Villanovie, asystentowi Pepa Guardioli podczas pamiętnego El Clasico. Gdy Barcelona szukała następcy Franka Rijkaarda, członkowie zarządu spotkali się z Mourinho, chcąc wysądować jakim byłby trenerem. Portugalczyk zachwycił ich prezentacją zmian jakich by dokonał by wprowadzić klub znów na szczyt. Ale zastrzegł, że nie zmieni swego zachowania na konferencjach prasowych, Będzie na nich robił „dymy”, będzie „rozpalał ogień”, czyli prowokował i wytrącał z równowago swoich rywali, wywierał presję na sędziów etc bo taki ma styl, to mu się sprawdza i nie umie inaczej. Władze Barcelony podziękowały i postawiły na młodego Guardiolę.
Zobaczymy czy i jak bardzo zmieni się w nowej roli i dostosuje Goncalo Feio. Na pewno i liga i sytuacja w Legii będzie ciekawsza.