MITTEL CZYLI ŚREDNI
Kibice VfB nie kryli sceptycyzmu po tym transferze, tym bardziej, że w Hercie Mittelstaedtowi szło w najlepszym przypadku średnio. Kibice Herthy też nie rwali sobie włosów z głowy, tym bardziej, że o transferze jej wychowanka mówiło się już od jakiegoś czasu. A propos – mittel to w języku niemieckim wyraz oznaczający środek. I Mittelstädt taki właśnie był – średni. Ani dobry, ani zły. Totalnie przeciętny piłkarz, nie wyróżniający się niczym w ligowym dżemiku. Raz mu coś wyszło, raz nie, raz grał, raz nie grał. Był, bo był, ale jakby odszedł z Bundesligi, to ta raczej nie straciłaby na atrakcyjności. Od zawsze uchodził za talenciaka (w 2016 roku został nawet wyróżniony brązowym medalem Fritza Waltera w kategorii U19, przyznawanym najzdolniejszym młodym piłkarzom w poszczególnych kategoriach wiekowych), ale nic ponadto. Inna sprawa, że w Hercie doszedł chyba do ściany. Miał świadomość, że w macierzystym klubie nie wyjdzie już poza ramy wychowanka, którego zawsze ma się pod ręką, a zatem nie trzeba o niego walczyć. Musiał wyjść poza swoją strefę komfortu, aby dać sobie szansę.
Marzec 2024. Julian Nagelsmann mówi na konferencji prasowej przed meczem z Francją, że z danych statystycznych, jakie ma do dyspozycji sztab reprezentacji, wynika, iż Maxi Mittelstaedt to jeden z czterech najlepszych lewych obrońców w Europie. Dla wszystkich staje się jasne, że tymi słowami nie tylko powołuje Mittelstaedta do kadry na Euro, ale wręcz daje mu gwarancję gry w pierwszym składzie reprezentacji, obok Floriana Wirtza, Jamala Musiali, Toniego Kroosa czy Antonio Ruedigera. Temu samemu Mittelstaedtowi, który parę miesięcy temu przegrywał w Hercie rywalizację z Marvinem Plattenhardtem. Aż trudno w to uwierzyć.
POTRZEBA MATKĄ WYNALAZKU
Niemcy przez lata cierpieli na brak klasowych bocznych obrońców, zwłaszcza właśnie na lewej stronie. Szukali różnych rozwiązań, zmieniali system, by przejść na wahadła, grzebali w personaliach, przesuwali piłkarzy z innych pozycji. Benedikt Hoewedes, Jonas Hector, Marvin Plattenhardt, a potem Robin Gosens – tak wygląda zestawienie piłkarzy, którzy w ostatnim dziesięcioleciu obsadzali w reprezentacji Niemiec lewą obronę bądź lewe wahadło. Każdy z kolejnych trenerów musiał tam sobie kogoś „wymyślić”, bo pewniaków nie było. Nagelsmann poszedł tą samą drogą, też musiał się wykazać kreatywnością, tyle tylko, że mógł sięgnąć po piłkarza, który faktycznie wybijał się na tle ligowych konkurentów i złapał w minionych miesiącach życiową formę.
No i od razu rzucił Mittelstaedta na głęboką wodę. Debiut w kadrze przypadł na wyjazdowy mecz z Francją. Jego bezpośrednim rywalem był Ousmane Dembele, a więc rywal bardzo trudny do upilnowania. I choć Maxi dał się parę razy ograć szybkonogiemu przeciwnikowi, to jednak ogólnie jego występ uznano za bardzo obiecujący. Kilka dni później było jeszcze lepiej, bo w meczu z Holandią strzelił swojego premierowego gola w kadrze. Notabene – bardzo ładnego.
KOMPLETNY OBROŃCA?
Wystarczyło kilka miesięcy „obróbki skrawaniem” ze strony Sebastiana Hoenessa, by Mittelstaedt przeistoczył się w niemalże kompletnego i nowocześnie grającego obrońcę, który nie tylko radzi sobie świetnie w ofensywie (4 asysty w lidze, 7. miejsce pod względem liczby dośrodkowań w pole karne), ale też znakomicie wypełnia podstawowe obowiązki gracza formacji defensywnej. Mittelstaedt był w ścisłym topie ligowym, jeśli chodzi o same próby odbiorów i skuteczne odbiory (2. miejsce w obu klasyfikacjach), a minięcie go dryblingiem graniczyło wręcz z cudem, bo nikt w lidze nie radził sobie z zatrzymywaniem tego typu akcji rywala lepiej od niego.
Stuttgart to mały Bayer, w podobny sposób otwiera grę, wykorzystuje podobne ustawienia i lubuje się w wysokim doskoku do przeciwnika. To sprawiło, że Mittelstaedt znacząco urozmaicił swoją grę. Sebastian Hoeness korzystał z niego na trzech pozycjach – przede wszystkim oczywiście na lewej obronie, ale zdarzały się też mecze, w których Maxi przesuwany był na pozycję półlewego środkowego obrońcy, lub też – co naturalne – na lewe wahadło. Mittelstaedt znakomicie współpracował na swojej stronie z Chrisem Fuehrichem, widać było, jaki progres zrobił przez te kilka miesięcy, przede wszystkim pod względem taktycznym. Wiedział doskonale, kiedy zdublować pozycję Fuehricha i utrzymać szerokość w grze drużyny, a kiedy zejść do środka, by zagęścić tamtą strefę. Jest też znacznie częściej pod grą, niż miało to miejsce w czasach gry dla Herthy, a to w prostej linii rozwija go piłkarsko. O ile wówczas średnia jego kontaktów z piłką w przeliczeniu na 90 minut wahała się najczęściej między 60 a 70, o tyle w minionym sezonie zbliżył się pod tym względem aż do 90.
Droga, jaką przebył przez ostatnie 12 miesięcy Mittelstaedt, jest tak niesamowita, że aż kiczowata. Od rezerwowego z ligowego spadkowicza, po podstawowego gracza niemieckiej reprezentacji. To też pokazuje, że każdy z piłkarzy nosi w plecaku marszałkowską buławę. Jedna właściwa decyzja i jeden dobry sezon, mogą diametralnie zmienić jego status i postrzeganie przez kibiców czy dziennikarzy. Przyszłość Mittelstaedta w Stuttgarcie stoi dziś pod dużym znakiem zapytania, ale tym razem to klub jest petentem, a nie on. Szacunkowo zarabia około 1 mln € na sezon, a więc ze dwa-trzy raz mniej niż czołowi piłkarze w jego klubie. Po Euro jego status na pewno ulegnie zmianie. Stuttgart będzie musiał zdecydowanie głębiej sięgnąć do kieszeni, by utrzymać w kadrze etatowego kadrowicza.
TOMASZ URBAN, DZIENNIKARZ VIAPLAY