HomePiłka nożnaMarcin Borzęcki: Wulkan energii wykipiał. Kultowa postać opuszcza Bundesligę

Marcin Borzęcki: Wulkan energii wykipiał. Kultowa postać opuszcza Bundesligę

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Ubiera się niemodnie, nie dba o fryzurę, do pracy jeździ rowerem. Nie pracował w żadnym z klubów ligowej czołówki, nigdy nic nie wygrał, z poziomu murawy nie słyszał nawet hymnu Ligi Mistrzów.

Christian Streich

Fot: Pressfocus

A jednak to jego decyzję o przejściu na bezrobocie solidarnie opłakują niemieccy kibice. Wraz z końcem czerwca Christian Streich – po 12 latach w roli pierwszego trenera Freiburga – ruszy na zasłużony odpoczynek.

Przede wszystkim stabilizacja

Od stycznia 2012 roku VfB Stuttgart zatrudnił 21 trenerów, VfL Bochum 15, o jedno nazwisko mniej przewinęło się przez ławkę trenerską FC Koeln, a o dwa – przez listę płac Wolfsburga czy Hoffenheim. W tym samym czasie we Freiburgu niezmiennie zespół prowadził tylko jeden szkoleniowiec i jest to właśnie Christian Streich. Dla klubu był od zawsze kimś więcej niż tylko gościem odpowiedzialnym za zestawienie wyjściowej jedenastki i wybranie odpowiedniej formacji taktycznej. To chodząca instytucja, postać uosabiająca wszystkie cechy, które chce reprezentować i którymi chce się chwalić w świecie piłkarskim klub z południa Niemiec. Egzystencja SCF jest w końcu oparta na bliskiej współpracy z akademią i zacieśnianiu więzi z lokalną społecznością, a on nadawał się do tego idealnie. Stąd też w aktualnej kadrze drużyny aż dziewięciu wychowanków, a w strukturach klubowych kilku kolejnych. Streich do Freiburga trafił już w 1995 roku, dyrektor sportowy Jochen Saier działa tam od 2003 roku, dyrektor techniczny Klemens Hartenbach od 2006, dyrektor finansowy Oliver Leki od 2013, a są jeszcze asystenci trenera – Lars Vossler (od 2005) czy Patrick Baier (od 1999). Słowem: ciągłość. Rozwoju i zatrudnienia.

https://kanalsportowy.pl/pilka-nozna/streich-odchodzi-po-13-latach/58-letni Streich stał się w Bundeslidze postacią kultową z wielu względów. Oczywiście na nic zdałby się jego urok zewnętrzny, gdyby był kiepskim trenerem, więc na szacunek zapracował sobie w pierwszej kolejności pracą. Gdy ponad dekadę temu przejmował zespół, ten był typową windą kursującą regularnie między pierwszą a drugą ligą. Wprawdzie dopiero co zajął dziewiąte miejsce w elicie, ale wcześniej był czternasty, a kilka poprzednich sezonów spędził na zapleczu. Streich krok po kroku rozwijał więc drużynę i jego procesu nie zakłócił nawet spadek, który przydarzył się w czwartym sezonie pracy. To więc rzadko spotykana sytuacja, by szkoleniowiec utrzymał w takiej sytuacji stanowisko, ale we Fryburgu nikt nawet nie rozważał innego scenariusza. Temu samemu trenerowi powierzono więc misję powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej, co udało się już po roku. A od tamtego momentu zespół zaczął rozkwitać i przeżył najpiękniejsze chwile w historii. Dotarł do finału Pucharu Niemiec, trzy razy zagrał w Lidze Europy, dwukrotnie pojawił się w tych rozgrywkach w 1/8 finału. Z ligowego słabiaka Streich uczynił mocną piłkarsko drużynę, której obecnie bliżej do walki o puchary niż do walki o utrzymanie.

Czlowiek z ludu

Jego obecność na ławce trenerskiej miała zawsze wymiar znacznie szerszy, można wręcz powiedzieć społeczny – choć wtedy nie można by się tylko ograniczać do ławki trenerskiej. 58-latek szerokie audytorium gromadził bowiem podczas konferencji prasowych. Choć jego niemiecki jest niezwykle specyficzny i z uwagi na pochodzenie dla wielu niezbyt zrozumiały, dziennikarze zawsze chętnie zadawali mu pytania wykraczające poza sport. A i sam trener SCF jak gdyby tylko na nie czekał – uwielbiał się zawsze odpalać w kwestiach społecznych, nierzadko rozwodził się na temat polityki, poruszał problemy obyczajowe. Ludzie pokochali go za szczerość i prawdziwość. Pewnie inne wrażenie wywoływałby mędrkujący facet w garniturze i z drogim zegarkiem, który po meczu wsiadałby do limuzyny i odjeżdżał w kierunku willi na zamkniętym osiedlu. Ale Streich był zawsze człowiekiem z ludu – na mecze i treningi przyjeżdżał rowerem, po stadionie łaził potargany, w wymiętych dżinsach i rozchełstanej koszulce, a w wolnym czasie uwielbiał krążyć po miejskich targowiskach i urządzać sobie pogaduszki z kibicami.

Kibice kochają go więc za to, że kompletnie nie przystaje do świata piłkarskiego. Uznawany jest też za najbardziej emocjonalnego szkoleniowca w lidze. Nie krył nigdy łez, nie krył też nerwów i radości. Potrafi namiętnie wykłócać się z sędziami, potrafi pokłócić się z przeciwnikiem, potrafi też na murawie rozryczeć się jak dziecko. Autentyczność tego szkoleniowca sprawiła, że pokochali go wszyscy – nie tylko kibice Freiburga, ale też innych zespołów. Bo Streich właściwie nie wzbudza negatywnych emocji, a jakby tego było mało, to jest jeszcze zdecydowanym zwolennikiem niemieckiego futbolu w jego aktualnej formie. Z założenia odrzuca wszystkie pomysły, które mogłyby naruszyć konserwatywną i sztywną konstrukcję tamtejszej piłki, nie widzi w niej miejsca na zewnętrznych inwestorów i na obce kapitały. Głoszenie takich tez to miód na uszy fanów – niezależnie od zamieszkiwanego przez nich landu i klubowych sympatii.

Ulubieniec dziennikarzy

Streich to również autor wielu bon motów. Kiedy poprosił o koszulkę Manuela Neuera i po kilku tygodniach przyznał, że jej nawet nie uprał, tłumaczył przed dziennikarzami, iż „to zależy jak się na pewne sprawy patrzy, bo jednym ser śmierdzi, a dla innych jest pyszny i ma ładny zapach”. Fenomenu Erlinga Haalanda nie potrafił rozgryźć, bo w końcu „niesamowite jak szybko bodziec z głowy idzie u niego do nóg, a przecież ma do pokonania długą drogę”. Innym razem został zapytany o to, czego zabrakło jego drużynie, by awansować do pucharów, więc wzruszył ramionami i zgodnie z prawdą przyznał, że zabrakło punktów. A chyba najwięcej powie o nim scenka z konferencji prasowej po awansie do Bundesligi, który jego zespół zapewnił sobie po zwycięstwie w Paderborn. Choć piłkarze byli rozweseleni i chcieli z trenerem świętować sukces, ten tupnął nogą i zniesmaczony przegonił ich z sali wypełnionej dziennikarzami. „Wynocha stąd! Oni tu jeszcze walczą o utrzymanie” – warknął na zdumionych zawodników, po czym usiadł i spokojnie przeprosił przedstawicieli SC Paderborn.

Pogłoski o odejściu Streicha pojawiały się już w ostatnich tygodniach. Sam zainteresowany dawał między wierszami do zrozumienia, że zaczyna brakować mu energii, na której przecież bazuje przez całą szkoleniową karierę. W poniedziałek oficjalnie ogłosił, że czerwiec będzie jego ostatnim miesiącem pracy. Przynajmniej na razie. Doświadczony szkoleniowiec ma przecież na liczniku 481 spotkań w roli opiekuna SCF, a tylko dwóch trenerów w historii Bundesligi poprowadziło jeden zespół w większej liczbie meczów (to Otto Rehnagel i Thomas Schaaf, obaj w Werderze Brema). Przez te wszystkie lata klub rósł razem z nim. Gdy trafił do niego w 1995 roku, zarejestrowanych oficjalnych członków Freiburga było 800. Gdy przejął pierwszy zespół w 2012 roku, liczba kibiców mogących się pochwalić członkostwem wynosiła 5 tysięcy. Dziś do tego wyniku trzeba dopisać jeszcze jedno zero. I choć kolejne wzrosty tej wartości będą pojawiały się już bez Streicha na ławce, to na zawsze pozostanie autorem największego skoku cywilizacyjnego w historii klubu.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Filip Marchwiński ma problem. Lecce potwierdza
Kulisy wyboru Thomasa Tuchela. Jak wyglądała sprawa z innymi kandydatami?
Pep Guardiola coraz bliżej podjęcia decyzji. Wyrok nie będzie kluczowy
Niedoszły reprezentant Niemiec może zmienić narodowość! Nietypowa decyzja
Lech Poznań ma plan na zastąpienie lidera. Pełna gotowość
Feio skomentował swoją przyszłość. Jasna deklaracja
Radomiak ma nowego zawodnika. Egzotyczne wzmocnienie
Lamine Yamal mógł napisać historię. Joan Laporta wszystko ujawnił
FC Barcelona walczy z La Liga. Laporta wyjaśnia sytuację finansową klubu
Oto największe talenty piłkarskie! Lista Golden Boy ogłoszona