Nie przegrywali tak od ponad sześciu lat
W ostatnich latach przywykliśmy do tego, że w przypadku najsilniejszych klubów niewiele wystarczy do tego, by padło słowo „kryzys”. Szczególnie jeśli mowa o takich zespołach jak Manchester City, który od przyjścia Pepa Guardioli wyśrubował w Premier League takie standardy, że każdy, kto chce walczyć z nim o mistrzostwo, musi zdawać sobie sprawę, że nawet remis może być traktowany jak porażka.
The Citizens są regularni jak mało kto i w przeszłości radzili sobie bez ważnych piłkarzy, ale teraz znaleźli się w dołku. W ciągu siedmiu dni najpierw odpadli z Pucharu Ligi z Tottenhamem (1:2), przegrali pierwszy ligowy mecz od grudnia 2023 roku, ulegając na wyjeździe 1:2 rewelacyjnemu Bournemouth, a we wtorek zostali rozbici 4:1 w Lizbonie w jednym z ostatnich meczów Rubena Amorima w roli trenera Sportingu.
Nagłówków krzyczących o kryzysie Manchesteru City więc nie brakuje, bo drużyna Pepa Guardioli pada ofiarą swoich wcześniejszych osiągnięć. Seria trzech z rzędu porażek jest wyrównaniem najgorszej passy, jaka przytrafiła się drużynie pod wodzą Katalończyka, a ostatni raz zdarzyła się w 2021 roku. Wtedy jednak rozbita była na przełom sezonów, bo zawierały się w niej przegrany finał Ligi Mistrzów z Chelsea w maju, mecz o Tarczę Wspólnoty na inaugurację sezonu w Anglii, a potem pierwsza kolejka Premier League w rozgrywkach 2021/22 i wyjazdowy mecz z Tottenhamem.
Żeby znaleźć ostatnią taką serię w trakcie trwania jednego sezonu, trzeba się cofnąć w czasie o sześć i pół roku. W kwietniu 2018 roku City nie poradziło sobie z Liverpoolem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, przegrywając tydzień po tygodniu oba spotkania – 0:3 na Anfield i 1:2 u siebie – a w międzyczasie uległo jeszcze Manchesterowi United w lidze (2:3). Pocieszeniem może być fakt, że czterech porażek z rzędu za Guardioli nie było nigdy, co sugeruje, że zespół zaraz wyjdzie na prostą. Obecny dołek formy jest jednak inny niż wcześniejsze, bo wskazał na pewne słabości drużyny i nie wszystkie uda się łatwo naprawić.
Problem pierwszy: kontuzje
Guardiola cierpi na brak swoich fundamentalnych zawodników – szczególnie Rodriego i Kevina De Bruyne. Pierwszy straci cały sezon przez zerwane więzadła, natomiast drugi niedawno wyleczył uraz i ze Sportingiem wrócił, wchodząc z ławki na kilka ostatnich minut. Obecność Belga jest ważna, bo choć były już sezony, kiedy opuszczał nawet połowę spotkań w Premier League, a City i tak świętowało na koniec mistrzostwo, to w ostatnich latach jego brak odczuwalny jest bardziej.
Belg znakomicie współpracuje z Erlingiem Haalandem, co widać od początku pobytu Norwega na Etihad, a jeszcze wyraźniej objawiało się to na samym początku sezonu. De Bruyne zagrał w pierwszych czterech kolejkach i w nich Haaland strzelał w każdym meczu, łącznie dziewięciokrotnie. W następnych sześciu bez swojego rozgrywającego, zdobył już tylko dwie bramki. Od początku poprzedniego sezonu Premier League Manchester City wygrywa ponad 86% spotkań, w których De Bruyne jest dostępny, a bez niego ta wartość spada do 61,5%. Średnia punktów z Belgiem wynosi 2,7 na mecz, podobnie jak liczba goli. Bez niego – kolejno 2,1 i 2,2 na mecz.
To może wydawać się niewiele, ale pół punktu na mecz to na dystansie całego sezonu ligowego 19 oczek mniej, a problem w tym, że od początku minionych rozgrywek De Bruyne nie spędził nawet połowy możliwych minut na boisku. Przez to świeżo po kontuzji na pełne obroty musiał wskoczyć Phil Foden, ale to na razie cień piłkarza ze wspaniałej wiosny. Ataki są wolniejsze i brakuje im elementu nieprzewidywalności, więc nic dziwnego, że średnia goli oczekiwanych na mecz w przypadku The Citizens (2,01 w lidze) jest najniższa od pięciu lat.
Jego powrót jest tym bardziej istotny, że kontuzjowani byli niedawno wszyscy skrzydłowi w drużynie, co jeszcze bardziej ograniczyło kreatywność. Jeremy Doku już wrócił i wchodził z ławki w ostatnich dwóch meczach, a uraz Savinho okazał się niegroźny, ale Jack Grealish i Oscar Bobb zmagają się z poważniejszymi kontuzjami. Wyrwy powstawały też w obronie, gdzie najpierw leczyli się Manuel Akanji, Nathan Ake i Kyle Walker, a teraz są to Ruben Dias i John Stones. Guardiola narzekał ostatnio, że ma do dyspozycji tylko 13-14 zdrowych graczy z pola, dlatego w LM ze Sportingiem na środku obrony zagrał m.in. 19-letni Jahmai Simpson-Pusey, który tydzień wcześniej z Tottenhamem dopiero debiutował.
Problem drugi: gra w obronie
Kontuzjowani piłkarze prędzej czy później wrócą, ale to nie koniec listy problemów. W bowiem, że Manchester City gorzej radzi sobie w defensywie i tu o poprawę łatwo nie będzie, biorąc pod uwagę, że Rodri w tym sezonie już nie wróci. Owszem, Hiszpan słynie z precyzyjnych podań, a w ostatnich latach poprawił swój wkład jeśli chodzi o bramki i asysty, ale to wciąż najważniejszy piłkarz City w grze bez piłki. W sezonach 2022/23 i 2023/24 pomocnik był liderem Premier League w liczbie odbiorów, odzyskanych piłek, a także kontaktów z piłką i celnych podań. W niektórych z tych kategorii zbliżał się do niego co najwyżej Declan Rice, jednak rolą Hiszpana było rozbijanie kontrataków rywali i szukanie szybkiej opcji rozegrania.
Bez niego cierpi głównie faza defensywna. O ile Mateo Kovacić, Rico Lewis, Bernardo Silva czy Ilkay Gündodan są w stanie zastąpić go w rozegraniu, o tyle żaden nie jest tak dobry w fizycznych starciach. Manchester City jest narażony na kontry jeszcze bardziej, a już w poprzednim sezonie Premier League był drużyną, która straciła w ten sposób najwięcej goli w stawce. To da się wytłumaczyć – zwykle drużyna Guardioli utrzymuje się długo przy piłce daleko od własnej bramki, więc gdy przeciwnik ją zabiera, stawia na bezpośrednie wypady.
Teraz Manchester City natrafia na takie sytuacje jeszcze częściej, bo pod nieobecność Rodriego środek bardziej przecieka i nie ma tam zawodnika aż tak „odpornego” na pressing. Nie zawsze rywale wykorzystują takie szanse, czego potwierdzeniem jest chociażby nieskuteczność Adamy Traore z Fulham w meczu wygranym ostatecznie przez City 3:2, ale w obecnym tempie mistrzowie Anglii stracą jeszcze więcej goli po kontrach, niż w poprzednim sezonie.
Po dziesięciu kolejkach w Premier League mają jedenaście straconych goli, czyli na tym etapie najwięcej od sezonu 2008/09. Jako pierwsi stracili gola w pięciu meczach w lidze i łącznie w dziewięciu na siedemnaście rozegranych na wszystkich frontach. Aż cztery razy przeciwnicy w Premier League zdobywali bramki przeciwko City w pierwszych kwadransach i w tym okresie spotkań więcej goli tracą tylko Ipswich oraz West Ham. Od czystego konta w pierwszej kolejce przeciwko Chelsea (2:0), później w lidze udało im się zachować je tylko raz. Wartość goli oczekiwanych, do jakiej City dopuszcza swoich rywali, wynosi 1,11 i jest najwyższa za całej kadencji Guardioli! Nie pomaga też fakt, że Ederson broni poniżej 67%, co daje mu dopiero piętnaste miejsce wśród bramkarzy w Premier League.
Problem trzeci: wąska kadra
Dochodzimy do trzeciej kwestii, która będzie najtrudniejsza do naprawienia. O ile atak drużyny o takim potencjale zapewne niebawem się obudzi, a w obronie można liczyć na poprawę, gdy wszyscy będą zdrowi, tak w przypadku szerokości kadry trudno o łatwe rozwiązania. Cytowane wcześniej słowa Guardioli o tym, że ma tylko kilkunastu zdrowych zawodników są z pola brzmią poważnie, ale to nie oznacza, że kilkunastu wypadło. Do takiej sytuacji doprowadziło bowiem tylko kilka absencji i są kluby, które już na tym etapie sezonu zmagają się z większą liczbą nieobecności.
Jak do tej pory w Premier League Guardiola wystawił tylko 20 piłkarzy – z mniejszej liczby skorzystał tylko Eddie Howe w Newcastle, które też zmaga się z kontuzjami. Bez minut w lidze są tylko rezerwowy bramkarz Stefan Ortega, kontuzjowany od końcówki okresu przygotowawczego Oscar Bobb, a ponadto juniorzy, którzy swoje szanse dostawali w Pucharze Ligi czy Lidze Mistrzów, jak wspomniany Simpson-Pusey.
Kadra Manchesteru City szczupleje z roku na roku i stopniowo traci na jakości. Od lata 2022 roku opuścili ją chociażby Gabriel Jesus, Ołeksandr Zinczenko, Raheem Sterling, Aymeric Laporte, Joao Cancelo, Riyad Mahrez, Cole Palmer oraz Julian Alvarez. Do Barcelony poszedł też Ilkay Gündodan, choć on wrócił po ledwie roku, jednak poza nim we wspomnianym okresie przyszli Josko Gvardiol, Matheus Nunes, Savinho, Mateo Kovacić, Jeremy Doku, Manuel Akanji i Erling Haaland oraz Sergio Gomez i Kalvin Phillips, których w klubie już nie ma.
Problem czwarty: wiek
Mimo że wśród nabytków są Haaland czy Gvardiol, którzy okazali się znakomitym wzmocnieniami, to ubytek jest widoczny. Wciąż nie ma w drużynie zastępcy za Rodriego, a teraz boli utrata Alvareza na rzecz Atletico. Argentyńczyk świetnie zastępował De Bruyne, gdy Belg leczył się w poprzednim sezonie, bo jako napastnik potrafi też grać głębiej i rozgrywać. To sprawiało, że nie gryzł się na boisku z Haalandem, a gdy trzeba było, zastąpił również Norwega.
Taka sytuacja powoduje, że Manchester City jest coraz bardziej zależny od liderów, a ci nie robią się młodsi. Jak dotąd w lidze Guardiola wystawił dziesięciu piłkarzy w wieku co najmniej 29 lat. Przebija go tylko Julen Lopetegui, który dał zagrać jedenastu takim zawodnikom w West Hamie. Ta grupa graczy składa się na 50% wszystkich minut rozegranych przez piłkarzy mistrzów Anglii w lidze i to już najwyższa wartość jak do tej pory.
Na rotacje też nie ma miejsca, co pokazuje liczba użytych zawodników, ale również to, ile muszą grać. W szatni City jest ośmiu piłkarzy, którzy rozegrali jak dotąd co najmniej 80% możliwych minut. To niecodzienna sytuacja, bo wcześniej za kadencji Guardioli najwyższa liczba takich zawodników na przestrzeni całego sezonu wynosiła tylko pięciu.
Wiatr zmian
To wszystko oczywiście nie sprawia, że obrońców tytułu należy wypisać z walki o mistrzostwo Anglii, jednak w obliczu zmian, jakie zachodzą w klubie, to daje do myślenia. Niedawno The Citizens ogłosili, że po sezonie ich nowym dyrektorem sportowym zostanie Hugo Viana, który do tej pory pełnił to stanowisko w Sportingu. Portugalczyk zastąpi w tej roli Txikiego Begiristaina, odpowiadającego wraz z Ferranem Soriano w największym stopniu za to, że w 2016 roku w ogóle udało się sprowadzić Guardiolę na Etihad.
Taka zmiana to zwiastun większych zmian, a były już głosy, że Viana zadba o to, by na wypadek, gdyby Guardiola nie przedłużył wygasającej po sezonie umowy, Manchester City objął jego dobry znajomy Ruben Amorim. Wiemy jednak, że 39-latek za chwilę zacznie pracę po sąsiedzku w Manchesterze United i spekulacje trenerskie można odsunąć na bok. Tak czy inaczej Viana będzie musiał spojrzeć trzeźwym okiem na kadrę zespołu i niewykluczone, że podejmie decyzje o odmłodzeniu jej.
Metryki nie da się oszukać i dawni liderzy będą musieli ustąpić miejsca nowym. De Bruyne chwilę po sezonie skończy 34 lata, Walker 35, a Ederson 32. Gündodan 34. urodziny świętował niedawno, po 30-tce są Silva, Stones i Kovacić, a zaraz dołączą do nich Ake i Akanji. Przyszłość ma należeć do Fodena (24 lata), Haalanda (24), Gvardiola (22), Doku (22), Savinho (20) czy Lewisa (19), ale trzeba zadbać o dopływ świeżej krwi i graczy o odpowiednich umiejętnościach. W końcu mowa o klubie, który chce pozostawać na szczycie w Anglii i wyznaczać sobie ambitne cele w Lidze Mistrzów. Kwestią zupełnie osobną jest to, jakie Viana będzie miał możliwości, by dokonywać transferów w obliczu zbliżającego się wyroku wobec 115 zarzutów nieprawidłowości regulaminowych i przekroczenia zasad finansowych.
Zapaść z ostatnich tygodni może być tylko chwilowa – szczególnie, że przed porażką z Bournemouth City miało 32 spotkania ligowe z rzędu bez przegranej, a do wtorku i wyjazdu do Lizbony biło angielski rekord, gdy nie dało się pokonać w 26 kolejnych spotkaniach Champions League – jednak zanim przyszły słabe wyniki, pogorszyła się sama gra. W szerszym ujęciu da się odczuć, że na Etihad zbliża się koniec pewnego cyklu.