HomePiłka nożnaLipiński po Lidze Mistrzów: Carlo Ancelotti za swój fart musiał zapłacić słoną cenę

Lipiński po Lidze Mistrzów: Carlo Ancelotti za swój fart musiał zapłacić słoną cenę

Aktualizacja:

Opinie kształtuje wynik. Tak było, jest i będzie, choć być może nie powinno. W związku z tym na zwycięzcę zawsze patrzy się łagodniej i szuka w analizach metody, która pomogła odnieść sukces. Z kolej na przegranego musi znaleźć się jakiś hak i przyczyna tego, co poszło nie tak.

Carlo Ancelotti

Carlo Ancelotti. Fot. Will Palmer/SPP/SIPA USA/PressFocus


Cienka granica

Pod takim kątem wypadało spojrzeć na rozstrzygnięcie dwumeczu Real – Manchester City. Nie szkodzi, że przegrani wyglądali lepiej, co znajdowało odzwierciedlenie w zwykłym wrażeniu i suchych statystykach, natomiast zwycięzców było momentami po ludzku nawet żal, że gwiazdy zostały zredukowane do roli do biegających wyrobników lub przesuwających się pachołków. Nie szkodzi, ponieważ za czas jakiś i to niedługi to starcie, zwłaszcza rewanżowe, otuli legenda heroizmu królewskich piłkarzy, uznanie dla ich pokory i umiejętności podporządkowania się celowi, taktycznej przebiegłości trenera i tym podobne. Tak już jest i chyba być musi. Nie ma w sporcie pojęcia niezasłużonej porażki. Tylko zwycięzcy mają rację. Krytykować ich trochę nie wypada.


Jeszcze raz przekonaliśmy jak cienka granica dzieli dwa wydawałoby się skrajne stany: stanie się legendą od stania się ofiarą losu. Jeden rzut karny, moment słabości strzelca, szósty zmysł bramkarza…


Manchester jak Cardiff


Rewanż Manchester City – Real zmieścił się pod tym samym mianownikiem, co finałowy baraż Walia – Polska. Gdyby w Cardiff inaczej dla nas ułożyły się rzuty karne, to byłaby tragedia narodowa, krzyki, że trzeba zatrudnić nowego selekcjonera, bo polska myśl szkoleniowca cofa nas w czasie, lamenty nad tym, że nie oddaliśmy ani jednego celnego strzału, że Lewandowski taki i owaki, a na karne trzeba było wpuścić Bułkę. A że ułożyły się dobrze, nic więcej poza radością z awansu nie miało znaczenia.


Jeśli oczami wyobraźni zobaczylibyśmy Manchester City w półfinale LM, to wraz z tym obrazem doleciałaby do naszych uszu takie głosy z Hiszpanii: Realowi nie wypada tak grać, wstyd dla Królewskich, Carlo już nie dojeżdża, pora mu na emeryturę, na stare lata wyszło z niego przebrzydłe catenaccio. Nawiasem mówiąc, Włosi mają niezły ubaw z tego, że piłkarsko estetycznych do bólu Hiszpanów tak ucieszył awans we włoskim do szpiku kości stylu.


Pod kołami fortuny


Carlo Wielki Ancelotti uchodzi za szczęściarza, farciarza, człowieka w czepku urodzonego. Jeśli coś ma się udać cudem, to jemu. Przyzwyczaił do tego, że bardziej dziwi porażka 0:4 jak w ubiegłorocznym półfinale z Pepem Guardiolą, niż niewiarygodna wygrana z nim po dogrywce jak 2 lata temu czy teraz po rzutach karnych. Jednak na ten fart musiał zapracować lub jak kto woli – zapłacić pewną, dość słoną cenę. Jako piłkarz i trener.


Zanim z Milanem Arrigo Sacchiego wygrał wszystko, co było do wygrania, był zawodnikiem Romy. Tam przeżył dwa szoki. W sezonie 1985-86 liderująca Roma przegrała w przedostatniej kolejce na własnym stadionie ze zdegradowanym już Lecce i oddała tytuł Juventusowi. A 2 lata wcześniej na tym samym Stadio Olimpico uległa po rzutach karnych Liverpoolowi w finale Ligi Mistrzów. Ancelottiego bolało podwójnie, bo nie mógł zagrać z powodu kontuzji kolana.


Zanim zrobił zwycięską rewolucję w Milanie, to przeżył piekiełko w Juventusie, do którego wszedł w lutym 1999 roku w miejsce Marcello Lippiego. Od razu przyczynił się do awansu do półfinału Ligi Mistrzów, a w nim przywiózł „zwycięski” remis z Old Trafford. W rewanżu prowadził z Manchesterem United 2:0, by przegrać 2:3. Finał przeszedł koło nosa. Pierwszy cios. Drugi dostał w następnym sezonie. Juventus prowadził w Serie A do ostatniej kolejki, w której przegrał w pamiętnym meczu na wodzie z Perugią i stracił tytuł na rzecz Lazio. W trzecim i ostatnim sezonie w Turynie przegrał wyścig po mistrzostwo ze „swoją” Romą, z którą w decydującym meczu prowadził już 2:0.


A zatem fortuna miała go pod swoimi kołami i mocno poturbowała, a teraz on jedzie na jej grzbiecie i spokojnie żuje gumę.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Juras docenił Quebonafide i… nawiązał do rapera z USA
Soldić ponownie zawalczy na KSW? Lewandowski podał warunek
Zawodnik UFC dostał propozycję od KSW, ale wybrał… FAME MMA. Teraz się tłumaczy
Denis Labryga wraca do klatki MMA. Przed nim prawdziwe sportowe wyzwanie
Rysiewski o reakcji Bartosińskiego po przegranej z Chalidowem. Musiał mu to wyjaśnić
To może być następny rywal Mameda Chalidowa! Hit marketingowy i sportowy
Mistrz UFC oddał to, co należne Mamedowi Chalidowowi! [ZDJĘCIE]
Wiadomo, kto dostał bonus po gali XTB KSW 100. Padł rekord!
Mike Tyson może powalczyć z legendą boksu. To byłaby wielka sensacja!
Mamed Chalidow zdradził plany na przyszłość! [WIDEO]