Pewny numer jeden
„Skorup” jest związany z Włochami już od 2013 roku, ale mimo trzech sezonów spędzonych w Romie nigdy nie potrafił się w niej w pełni przebić. Jego notowania nieco poprawiło dwuletnie wypożyczenie do Empoli w latach 2015-2017, które jednak zakończyło się spadkiem Toskańczyków do Serie B.
Po mundialu w Rosji, na który były piłkarz Górnika Zabrze nie pojechał, zdecydował się na transfer do Bolonii. Klubu, który przez długi czas stanowił we Włoszech symbol przeciętności i niewykorzystanego potencjału. Z jednej strony drużyna nie musiała przesadnie drżeć o utrzymanie, z drugiej nigdy nie potrafiła się podłączyć do walki o coś większego. A przecież wywodzi się z jednego z największych włoskich miast, ma za sobą całe morze kibiców, tradycje i wielkie apetyty…
Do 2023 roku, czyli do momentu, w którym Thiago Motta miał rozpocząć pierwszy pełny sezon na ławce trenerskiej bolończyków, „Skorupa” z bramki Rossoblu mogły przepędzić tylko rzeczy niespodziewane – kontuzje czy choroby. Polak był niepodważalnym numerem jeden zarówno u Filippo Inzaghiego, jak i później u Sinisy Mihajlovicia oraz wspomnianego już Motty.
Oddech konkurenta
Wraz z przyjściem obecnego trenera bolońskiej drużyny wszystko zaczęło się zmieniać bardzo szybko – zwłaszcza pod względem wyników, które uległy znacznej poprawie – ale nie mocna pozycja Polaka. Do czasu. Gdy zimą Bologna była dalej w pełni walki w ligowej czołówce, szkoleniowiec niespodziewanie postanowił dokonać zmiany na grudniowy mecz z Romą.
Do bramki wskoczył 25-letni Federico Ravaglia, który jest wychowankiem Bolonii. Sytuacja nie miała żadnego związku z jakąkolwiek niedyspozycją Skorupskiego, co wywołało niemałe poruszenie, bo do tej pory tylko takie problemy mogły przeszkodzić polskiemu golkiperowi w kolejnym występie. Bolończycy pokonali rzymian 2:0, a kilka dni później sensacyjnie wyeliminowali z Pucharu Włoch Inter wygrywając z nim w Mediolanie po dogrywce. Wtedy między słupkami ponownie pojawił się włoski bramkarz.
I gdy zaczęto się zastanawiać, czy aby nie oznacza to niespodziewanej zmiany hierarchii i degradacji Skorupskiego w zespole, Polak… wrócił do gry i zaczął spisywać się jeszcze lepiej niż wcześniej. Kto wie – może właśnie ten manewr Motty podziałał na niego motywująco i zmusił do jeszcze większej intensywności na treningach. Czym innym jest w końcu gra bez żadnego zagrożenia wygryzieniem ze składu, a czym innym konieczność codziennego udowadniania swojej przydatności dla zespołu.
Ravaglia później regularnie, co półtora miesiąca, rozgrywał jeszcze pojedyncze mecze, ale nikt już nie wątpił, że mocną jedynką Bolonii jest „Skorup”. A zwłaszcza, że w ślad za regularnymi występami poszły pochlebne recenzje.
Skorupski w czołówce
Jak wyliczył „Il Corriere dello Sport”, Polak w 31 występach zanotował 79 interwencji i ogółem broni ze skutecznością na poziomie nieco ponad 75%. To znakomite liczby, a zwłaszcza jeśli dołożymy do nich kolejne.
Skorupski zanotował już 13 czystych kont, w czym ustępuje tylko Yannowi Sommerowi, Vanji Milinkoviciowi-Saviciowi (po 18), Wojciechowi Szczęsnemu (15) i Michele Di Gregorio (14). A przecież mogło być ich nawet nieco więcej – w trzech z czterech występów ligowych Ravaglii bolończycy nie stracili żadnej bramki.
Warto zajrzeć także do statystyki zapobiegania przez bramkarzy utraty bramek. Jak prezentują wyliczenia SofaScore, Skorupski może pochwalić się współczynnikiem na poziomie 1.14, co oznacza, że wpuścił o ponad jednego gola mniej niż teoretycznie powinien. Plasuje go to na siódmym miejscu w Serie A. Spośród bramkarzy, którzy zachowali mniej czystych kont od „Skorupa”, w tym względzie lepsi są tylko Pietro Terracciano z Fiorentiny oraz Elia Caprile z Empoli, a także wspomniany już Ravaglia, jednak jego dorobek rozkłada się na zdecydowanie mniej spotkań.
Nowy kontrakt
„Il Corriere dello Sport” podkreśla, że historia Polaka w bramce Bolonii wcale nie musiała się potoczyć tak kolorowo. W 2023 roku Skorupski miał być bliski przenosin do jednego z saudyjskich klubów, ale ostatecznie odrzucił ofertę lukratywnego kontraktu i wybrał pozostanie we Włoszech. I to okazało się świetnym wyborem, bo teraz cieszy się nie tylko dobrą formą i wynikami drużyny, ale ma też parafować nową umowę.
Jego obecna obowiązuje do zakończenia przyszłego sezonu, ale klub zastrzegł sobie opcję jej przedłużenia o kolejny rok. Jak donosi wspomniany dziennik, w najbliższym czasie bolończycy zamierzają aktywować tę klauzulę. Tym samym „Skorup” zwiąże się z Rossoblu co najmniej do 30 czerwca 2026 roku i jeśli wypełni kontrakt, spędzi na Stadio Renato Dall’Ara co najmniej osiem lat.
Powiew Ligi Mistrzów
Warto także rzucić okiem w historię piłkarzy z największą liczbą występów w barwach Bolonii. Mówimy w końcu o siedmiokrotnym mistrzu Włoch i czternastokrotnym medaliście rozgrywek, zatem już sam ten fakt może dać do myślenia, że w sercu regionu Emilia-Romania pojawiło się kilku piłkarzy przywiązanych do czerwono-niebieskich barw trochę bardziej.
Lider, Giacomo Bulgarelli, zagrał w bolońskim zespole 471 razy. Jeśli natomiast chodzi o zawodników, którzy kariery wciąż nie zakończyli, to „Skorup” idzie niemal łeb w łeb ze skrzydłowym Riccardo Orsolinim. Włoch zagrał w Bolonii 215 razy, Polak ma na koncie o jeden występ mniej. To 39. i 40. wynik w historii klubu. Pierwsza trzydziestka, którą z 245 występami zamyka Gino Cappello, wydaje się zdecydowanie do osiągnięcia już w kolejnym sezonie.
Sezonie, w którym – bardzo wiele na to wskazuje – Bologna prawdopodobnie zagra w Lidze Mistrzów. Dla klubu przez lata pałętającego się w okolicach środka tabeli będzie to historia bez precedensu. W Champions League bolończycy jak dotąd nie pojawili się bowiem jeszcze nigdy, natomiast w Pucharze Europy udział wzięli raz – w sezonie 1964/1965. Wówczas odpadli z Anderlechtem Bruksela po… rzucie monetą.
Do końca sezonu pozostały trzy kolejki, a Bologna nad szóstą Romą ma pięć punktów przewagi. Awans do europejskiej elity może zatem świętować już w najbliższy weekend pod warunkiem, że w sobotnim wyjazdowym spotkaniu z Napoli zdobędzie więcej punktów niż rzymianie w niedzielę w Bergamo z Atalantą. Do zrobienia? Jak najbardziej…
Sportowa nagroda
W tym przypadku afera premiowa raczej nikomu nie grozi. We włoskich mediach w ostatnich dniach pojawiły się informacje, że w przypadku zapewnienia sobie awansu do Champions League, piłkarze Rossoblu otrzymają do podziału na całą drużynę dwa miliony euro. W przeciwieństwie do reprezentacji Polski przy okazji mundialu w Katarze, fani słysząc tę informację będą zachwyceni i w pełni zgodni, że ich bohaterom te pieniądze zdecydowanie się należą.
Trudno w ogóle pomyśleć, że Skorupski oczekiwał takich historii w późnej fazie swego pobytu w Bolonii. Przez lata trzymał formę, ale pozostawał w cieniu innych bramkarzy Serie A. Teraz sam nie musi mieć jakichkolwiek kompleksów, a swoją drużynę może poprowadzić nawet i do trzeciego miejsca na koniec sezonu. A od września prawdopodobnie występy w Lidze Mistrzów i szansa sprawdzenia się na największych europejskich arenach…
Wygląda na to, że „Skorup” po prostu odbierze swoją sportową nagrodę za lata dobrej, solidnej postawy i regularnych występów w Serie A. A my raz jeszcze będziemy mogli stwierdzić, że Polska bramkarzami stoi.