Mocne rozpoczęcie Crystal Palace
Piłkarze Crystal Palace przyjechali na Anfield w bojowych nastrojach i nie zamierzali cofać się pod własną bramkę. Orły już w 14. minucie pierwsze trafiły do siatki. Świetnie w polu karnym po podaniu Tyricka Mitchella odnalazł się Eberechi Eze. Anglik lekkim uderzeniem po ziemi pokonał Alissona i The Reds musieli tym samym odrabiać straty.
Goście już kilka minut później mogli podwyższyć prowadzenie. Van Dijk poślizgnął się na murawie, przez co minął go Mateta. Francuz próbował podcinką pokonać Alissona, ale piłkę z linii bramkowej wybić zdążył Robertson.
Do końca pierwszej części spotkania Liverpool napierał na Crystal Palace i starał się wyrównać. Podopieczni Kloppa raz obili nawet poprzeczkę bramki strzeżonej przez Hendersona. Ostatecznie nie udało im się jednak odnaleźć drogi do siatki i do przerwy to goście z Londynu prowadzili 1:0.
Liverpool sam jest sobie winny
W drugiej połowie Crystal Palace oddało piłkę Liverpoolowi i zajęło się rozbijaniem ataków The Reds. Gospodarze dochodzili do niezłych sytuacji, ale nie mogli pokonać Hendersona. Fenomenalne okazje marnowali m.in. Nunez, Jota oraz Jones.
Liverpool nie wykorzystywał swoich szans w tym meczu i pretensje może mieć jedynie do samego siebie. The Reds ostatecznie nie dopisują sobie po starciu z Crystal Palace ani jednego punktu i zaliczają wielką wtopę w wyścigu o mistrzostwo Anglii. Strata trzech punktów na Anfield może okazać się nawet decydująca w kontekście walki o tytuł.
Drużyna Jurgena Kloppa znajduje się na trzecim miejscu w stawce i do lidera, którym jest Manchester City, traci dwa punkty. Tyle samo oczek co The Reds ma także Arsenal, który zmierzy się jeszcze dziś, 14 kwietnia, z Aston Villą. Kanonierzy mają więc wyśmienitą okazję do awansowania na sam szczyt tabeli.
Liverpool 0:1 Crystal Palace
Eze 14′