HomePiłka nożnaList otwarty do prezesa PZPN Cezarego Kuleszy

List otwarty do prezesa PZPN Cezarego Kuleszy

Aktualizacja:

Publikujemy list otwarty Rafała Rostkowskiego do prezesa PZPN, Cezarego Kuleszy.

Cezary Kulesza

IMAGO / Newspix

Panie Prezesie, Szanowny Panie Cezary Kulesza

Staje Pan przed szansą, jakiej nie miał przed Panem żaden prezes PZPN. Jeśli Pan z niej skorzysta, może Pan przejść do historii polskiej piłki nożnej jako ten, który doprowadził do reform, modernizacji i profesjonalizacji środowiska sędziowskiego i w efekcie do podniesienia poziomu sędziowania. Jeśli posłucha Pan złego suflera, będzie Pan tym, który wielką szansę zmarnował, spadek po komunie zakonserwował na kolejne lata i zafundował polskiemu futbolowi następne sezony błędów i skandali sędziowskich, których można uniknąć.

Panie Prezesie, posłuchajmy tych, którym naprawdę zależy

Szanowny Panie Prezesie, sędziowaniem piłki nożnej interesuję się dosłownie od dziecka. Jako nastolatek co rok starałem się zapisać na kurs sędziowski, ale spotykałem się z odmową, ponieważ według przepisów PZPN byłem za młody. Udało mi się w 1987 roku, gdy miałem 15 lat, choć to też oficjalnie było jeszcze za mało. Wtedy jednak przyjęto mnie, bo historię moich starań uwzględnił Marian Łazarewicz, ówczesny prezes Okręgowego Kolegium Sędziów w Warszawie. Gdy spotkaliśmy się w siedzibie PZPN, wówczas znajdującej się w budynku przy Alejach Ujazdowskich 22, i usłyszał o moich corocznych wędrówkach między siedzibami Warszawskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej, Szkolnego Związku Sportowego i PZPN, sięgnął po telefon, zadzwonił i sekretarce WOZPN wytłumaczył:

– Proszę przyjąć pana Rafała Rostkowskiego na kurs sędziowski, bo od lat bardzo zależy mu na tym, żeby zostać sędzią, a nam powinno zależeć na ludziach, którym tak bardzo zależy.

Panie Prezesie, piszę do Pana ten list otwarty, bo teraz do mnie zgłasza się coraz więcej osób, również sędziów i sędzi, którym też bardzo zależy na sędziowaniu. Ale trochę w innym kontekście. Zależy im zarówno na dobrym sędziowaniu – możliwie jak najlepszym – w różnych rozgrywkach w całej Polsce, jak i zależy im na tym, żeby oni sami mogli sędziować możliwie jak najlepiej. Pan też powiedział mi kiedyś, gdy spotkaliśmy się niedaleko Zegrza, że chciałby Pan uzdrowić środowisko sędziowskie. Zakładam, że to aktualne, więc powinien Pan zapoznać się z tym, co naprawdę w trawie piszczy między sędziami.

Sędziowie i sędzie piszą i dzwonią do mnie, bo boją się, że gdyby swoje opinie, skargi czy sugestie przesłali do PZPN albo wyrazili je publicznie, zostaliby potraktowani tak samo jak niedawno Arkadiusz Kamil Wójcik, albo i gorzej.

Zanim Wójcik ogłosił publicznie, że chciałby zostać przewodniczącym Kolegium Sędziów PZPN i zastąpić na tym stanowisku Tomasza Mikulskiego, próbował interweniować na ścieżce służbowej i w ten sposób poprawić coś w sprawie sędziowania i sędziów w Polsce. Nie wyszedł z problemami poza środowisko, nie powiedział o nich publicznie, lecz powiedział o nich w czasie tegorocznego zgrupowania arbitrów w Turcji. W zamkniętym gronie sędziów i władz sędziowskich. Jaki był efekt? Władze Kolegium Sędziów nieoficjalnie go zawiesiły. Sędziowie zostali poinformowani, że Wójcik został odsunięty za to, że „za bardzo się angażuje w sprawy sędziowskie”. Takie są fakty, to zweryfikowane w kilku niezależnych od siebie źródłach.

W ten sposób władze Kolegium Sędziów PZPN – po raz kolejny – zamroziły w sędziach chęć do zgłaszania problemów, szczerych rozmów wewnątrz środowiska sędziowskiego i szczerych rozmów z władzami.

Pańskich poprzedników otaczali ignoranci i konserwatyści

Panie Prezesie, teraz, w nowej kadencji, ma Pan szansę, jakiej przed Panem nie miał żaden prezes PZPN, a przynajmniej żaden od czasów, gdy zacząłem interesować się sędziowaniem piłki nożnej i zostałem sędzią, czyli od lat 80. XX wieku.

Poprzedni prezesi, chcąc nie chcąc, mniej lub bardziej, musieli liczyć się z członkami zarządu PZPN, którymi byli ignoranci sędziowscy lub ekstremalni konserwatyści nazywani potocznie baronami, betonem czy – bardziej pieszczotliwie – leśnymi dziadkami. Nawet jeśli czasem kiedyś w zarządzie PZPN był ktoś o innej mentalności, ktoś chcący naprawdę dobrze dla polskiej piłki nożnej i uwzględniający kluczowe problemy sędziowskie, ktoś otwarty na zmiany czy może nawet chętny do reform – to zawsze był sam albo co najwyżej był w wyraźnej mniejszości bez szans na przegłosowanie konserwatystów.

Nawet prezes Michał Listkiewicz, który przecież wcześniej był sędzią, sekretarzem generalnym i wiedział bardzo dużo o paskudnym syfie i zagrożeniach w środowisku sędziowskim, musiał liczyć się z baronami, betonem i leśnymi dziadkami. Głównie dlatego w sprawach sędziowskich poległ tak samo jak wszyscy prezesi PZPN, którzy zbyt często słuchali betonu zamiast argumentów merytorycznych.

Prezes Listkiewicz przeszedł do historii nie dzięki sprawom sędziowskim, lecz mimo tych spraw, mimo wybuchu największej w świecie futbolu afery korupcyjnej, a dzięki temu, że przyczynił się do organizacji turnieju Euro 2012 w Polsce i Ukrainie i zazwyczaj szczęśliwie wybierał selekcjonerów dla reprezentacji Polski.

Aktualnie wygląda na to, że sprawy sędziowskie mogą rzutować na ocenę Pańskiej kadencji proporcjonalnie w znacznie większym stopniu niż w przypadku Listkiewicza, ale oczywiście mocno trzymam kciuki za to, żeby Jan Urban zdołał odrobić straty i awansować z Robertem Lewandowskim i jego kolegami na przyszłoroczny mundial, a Nina Patalon sprawiła kolejną tak miłą niespodziankę jak ta, którą był awans kobiecej reprezentacji na Euro 2025 i jej gra w Szwajcarii.

Panie Prezesie, kluby, sędziowie i kibice chcą zmian i poprawy

W odróżnieniu od wielu poprzednich prezesów PZPN akurat Pan, chcąc nie chcąc, znalazł się w sytuacji wyjątkowej. Potencjalnie: bardzo korzystnej, bardzo optymistycznej. W wyniku wyborów, które odbyły się 30 czerwca, członkami zarządu zostali: Marcin Animucki, który jest prezesem Ekstraklasy SA, Marcin Janicki, który jest prezesem I ligi, prezesi czołowych klubów Ekstraklasy i tegorocznych reprezentantów Polski w rozgrywkach klubowych UEFA: Karol Klimczak – Lecha Poznań, Dariusz Mioduski – właściciel Legii, wiceprezes European Club Association (ECA), członek komisji rozgrywek klubowych UEFA, oraz Wojciech Cygan – przewodniczący rady nadzorczej Rakowa, Tomasz Lisiński – prezes Odry Opole, Wojciech Pertkiewicz – prezes Arki Gdynia, Seweryn Siemianowski – prezes Ruchu Chorzów, a także nowi prezesi związków wojewódzkich: Bartosz Ryt – małopolskiego, Łukasz Czajkowski – dolnośląskiego. Już oni sami tworzą w zarządzie PZPN zdecydowaną większość.

To dziesięć osób, które – przynajmniej dotychczas, obecnie – są postrzegane w środowisku piłkarskim jako osoby o poglądach nowoczesnych, które dostrzegają problemy wynikające z zaniedbań i zaniechań w Kolegium Sędziów i chciałyby, aby Kolegium Sędziów zaczęło być zarządzanie przynajmniej tak jak Ekstraklasa SA, I liga czy kluby grające w rozgrywkach profesjonalnych. Rozwój Ekstraklasy i I ligi w ostatnich paru latach, coraz większa atrakcyjność jednych i drugich rozgrywek, awanse polskich klubów w rozgrywkach UEFA i jej rankingu uwzględniającym ostatnich pięć sezonów dowodzą, że przedstawiciele klubów Ekstraklasy i I ligi zarządzają nimi w sposób kompetentny. Pewnie to i owo można robić lepiej, ale rozwój futbolu klubowego jest wyraźny. Takie wzorce zarządzania można i warto stosować również w strukturach sędziowskich.

Oprócz tych dziesięciu osób w zarządzie PZPN są również: Adam Kaźmierczak – prezes związku łódzkiego, Tomasz Garbowski – prezes opolskiego, Sławomir Kopczewski – prezes podlaskiego, Paweł Wojtala – prezes wielkopolskiego, Radosław Michalski – prezes pomorskiego, Henryk Kula – prezes śląskiego, Sławomir Pietrzyk – prezes mazowieckiego. Do tego ma Pan pod ręką Łukasza Wachowskiego, jednego z najlepszych sekretarzy generalnych w historii PZPN, wytrawnego piłkarskiego dyplomatę i sprawnego organizatora.

Oni również – wszyscy albo prawie wszyscy – zapewne widzą i rozumieją, że zaniedbania i zaniechania w sprawach sędziowskich szkodzą zarówno piłkarzom, trenerom i klubom, jak i środowisku sędziowskiemu oraz reputacji PZPN, czyli również ich reputacji, członków najwyższych władz PZPN. Ogromna część krytyki, która spada na władze PZPN, spowodowana jest przecież właśnie działalnością Kolegium Sędziów. Czy jest jakaś bardziej archaiczna, konserwatywna i szkodząca polskiemu futbolowi komórka w strukturach PZPN?

Jedni baronowie przejmują się problemami sędziowskimi bardziej, inni – mniej, ktoś może być bardzo zadowolony z obecnego układu sędziowskiego, natomiast każdy raczej rozumie, że porażki reprezentacji mogą się zdarzać, bo taki jest sport, ale różnych patologii, które dzieją się w środowisku sędziowskim, nie należy tolerować. Jeżeli oni – prezesi związków wojewódzkich, w większości ze sporym albo dużym stażem we władzach PZPN – nie będą kierowali się interesami partykularnymi, to raczej mało prawdopodobne, aby chcieli, żeby PZPN kontynuował dotychczasową politykę w sprawach sędziowskich, która doprowadziła do głębokiego kryzysu sędziowskiego w roku 2024, sezonie 2024/25, a którą to politykę w sezonie 2025/26 kontynuuje ten sam skład zarządu Kolegium Sędziów z pełniącym obowiązki przewodniczącego Marcinem Szulcem zamiast Tomasza Mikulskiego, który w czerwcu podał się do dymisji.

Panie Prezesie, dlaczego jeden procent wciąż jest ważniejszy niż 99?

Panie Prezesie, z rozmów z sędziami mężczyznami, sędziami kobietami czy byłymi sędziami wyłania się smutny i niepokojący obraz środowiska sędziowskiego. Gdyby zlecił Pan badania opinii na temat działalności władz Kolegium Sędziów PZPN czy badania tak zwanej satysfakcji wśród sędziów z całej Polski, różnych lig i klas, przekonałby się, że jest – delikatnie to ujmując – zupełnie inaczej niż sugeruje to Panu jeden czy drugi sędzia z tak zwanej czołówki krajowej czy jeden lub drugi sufler, którym zależy na trwaniu obecnego układu, na zachowaniu strefy wpływów, a nie na rozwoju środowiska sędziowskiego i poprawie poziomu sędziowania.

Z sygnałów, które otrzymuję od arbitrów z całej Polski, jasno wynika, że z dotychczasowego sposobu zarządzanie sędziami i sprawami sędziowskimi w Polsce zadowolonych jest garstka osób. To beneficjenci starych i wciąż aktualnych układów: część sędziów głównych – dosłownie paru z Ekstraklasy, kilku z I ligi – oraz ich najbliżsi współpracownicy, czyli sędziowie asystenci, techniczni i młodsi sędziowie, którzy są przez nich promowani. Tak więc są to głównie ci, którzy liczą, że też na takich znajomościach i przy takich władzach wypłyną, awansują, zyskają. To w sumie kilkadziesiąt osób w porywach do ponad stu. To zaledwie około jednego procenta ze wszystkich polskich sędziów piłki nożnej…

U pozostałych około ośmiu tysięcy sędziów w Polsce, czyli w gronie stanowiącym około 99 procent środowiska sędziowskiego, nastroje i opinie są zupełnie inne. Większość arbitrów ocenia zarządzanie organizacją sędziowską źle, podobnie jak oceniły to różne sądy powszechne, które zajmowały się wydarzeniami w środowisku sędziowskim. To nie był żaden zbieg okoliczności, lecz rzetelna ocena materiału dowodowego i logicznie płynące z niego wnioski.

Panie Prezesie, nie każdy fachowiec może być reformatorem


Panie Prezesie, stoi Pan przed koniecznością podjęcia decyzji, od której zależy najbliższa przyszłość poziomu sędziowania w Polsce, losy klubów i losy sędziów. Tą decyzją jest wybór przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN. Może Pan znowu, tak jak cztery lata temu, nominować kogoś z otoczenia dotychczasowego przewodniczącego, albo postawić na kogoś nowego z nowymi pomysłami.

Dla jasności: nie kwestionuję doświadczenia ani wiedzy merytorycznej członków obecnego zarządu Kolegium Sędziów PZPN. Paweł Gil jest cenionym ekspertem w sprawach dotyczących systemu VAR. Maciej Wierzbowski jest również cenionym ekspertem w sprawach dotyczących sędziów asystentów. Robert MałekKonrad Sapela i Marcin Szulc, który pełni obowiązki przewodniczącego po ustąpieniu Tomasza Mikulskiego, także dobrze wiedzą, na czym polega sędziowanie, potrafią oceniać sędziów i ich szkolić. Problem polega na tym, że żaden z nich nigdy publicznie ani nigdy głośno na forum środowiska sędziowskiego nie dał się poznać jako osoba jakkolwiek krytyczna wobec sędziowskiej rzeczywistości. Żaden z nich nigdy nie dał się poznać jako potencjalny reformator. Pytani o to sędziowie nie kojarzą żadnego z wymienionych jako pomysłodawcę jakiejkolwiek istotnej zmiany, która mogłaby poprawić sędziowanie w Polsce. Z każdym z nich było raczej co najmniej trochę inaczej…

Przez wiele lat współtworzyli rzeczywistość sędziowską w Polsce, popierali decyzje jednego czy drugiego przewodniczącego i – również sami jako członkowie zarządu KS PZPN – firmowali te decyzje swoimi nazwiskami. Dla przykładu: brak odpowiedniej i stanowczej reakcji PZPN na rosnącą przemoc wobec sędziów; dyskryminowanie sędziów ze względu na płeć, wiek, pochodzenie czy poglądy; od lat fatalnie tłumaczone z języka angielskiego na polski „Przepisy gry” i kwintesencja w postaci polskiego wydania na sezon 2025/26; bałagan i kłopoty z interpretacjami nawet tak podstawowych przepisów, jak na przykład spalony z kwintesencją w postaci wypaczenia meczu Radomiak – Jagiellonia; wyznaczanie sędziów na mecze w sposób sprzeczny z zasadami i praktykami FIFA i UEFA – to wszystko obciąża też każdego z nich.

Czysto teoretycznie: każdy z nich mógłby z tym wszystkim raz na zawsze skończyć, ale… musiałby bardzo narazić się swojemu najbliższemu otoczeniu. I tu napotykamy głęboki problem prywatno-towarzysko-rodzinno-zawodowy, czyli bardzo szerokie pole konfliktów interesów. Ten problem jest spowodowany faktem, że to właśnie ich – Gila, Wierzbowskiego, Małka, Sapelę i Szulca – Mikulski zgłosił zarządowi PZPN jako swoich współpracowników – dzięki rekomendacji Mikulskiego stali się członkami zarządu-prezydium Kolegium Sędziów PZPN. Dlaczego Mikulski wybrał właśnie ich? Bo razem sędziowali – byli dla siebie sędziami głównymi, asystentami, technicznymi czy sędziami bramkowymi – przyjaźnią się od wielu lat i są wobec siebie lojalni.

Wszyscy oni tworzą więc krąg władzy nad sędziami i jednocześnie bliski krąg towarzyski, a nawet towarzysko-rodzinny. Spotykają się prywatnie, razem spędzają wakacje, odwiedzają się w domach – w czym tu problem? Otóż w tym, że doskonale wiedzą, że gdyby któryś z nich – na przykład oficjalnie kandydujący na stanowisko przewodniczącego KS PZPN Szulc, Wierzbowski czy z podobnych powodów Paweł Sokolnicki wymyślony jako kandydat i promowany przez Tomasza Garbowskiego z zarządu PZPN – podjął choćby jedną decyzję, która podważyłaby czy tym bardziej zaprzeczyła decyzjom poprzednich szefów KS PZPN, czyli Zbigniewa Przesmyckiego i Tomasza Mikulskiego, byłoby to odebrane w najbliższym otoczeniu jako poważny przypadek nielojalności lub nawet jako zdrada.

Szulcowi i Wierzbowskiemu po tylu latach tak bliskiej współpracy z Przesmyckim i Mikulskim i ze względu na bliskie relacje z nimi, a Sokolnickiemu ze względu na duże poparcie i zaangażowanie dla jego kandydatury ze strony Garbowskiego, zwyczajnie nie wypada podjąć decyzji, która w oczach środowiska piłkarskiego i opinii publicznej byłaby odebrana jako przekreślenie polityki poprzedników. I nie chodzi tylko o to, że im „nie wypada”, lecz bardziej o związek przyczynowo-skutkowy, który od lat sprawia nam w Polsce problemy z sędziowaniem.

Wójcik najwyraźniej nie ma z tym problemu, skoro „zdanie odrębne” najpierw przekazał władzom sędziowskim w Turcji, a potem o swoich innych pomysłach na zarządzanie Kolegium Sędziów i arbitrami rozmawiał z trenerami, najważniejszymi działaczami piłkarskimi w Polsce i mówił o tym w paru wystąpieniach medialnych.

Panie Prezesie, to państwo w państwie jak monarchia absolutna

Zarządzanie środowiskiem sędziowskim przypomina rządy w czasach komunistycznych między innymi dlatego, że władza w Kolegium Sędziów przekazywana jest niemalże z ręki do ręki niczym berło królewskie z rąk ojca do rąk syna. Najwyraźniej widać to w ostatnich latach: po Przesmyckim przewodniczącym został Mikulski, który przez blisko dekadę był w zarządzie Przesmyckiego, a dzięki rekomendacji Mikulskiego pełniącym obowiązki przewodniczącego jest z kolei Szulc, który był w jego zarządzie sekretarzem. Razem z władzą z rąk do rąk przechodzą problemy z respektowaniem „Przepisów gry” i ich polskimi interpretacjami…

Tak jak Mikulski nie krył się z lojalnością i wdzięcznością wobec Przesmyckiego, tak teraz Szulc nie kryje się z lojalnością i wdzięcznością wobec Mikulskiego. Tak jak swoistym i nieformalnym „supervisorem” Mikulskiego był Przesmycki, tak teraz nieformalnym „supervisorem” Szulca jest Mikulski. Szulc mu nawet raportuje. Sędziowie przekonali się o tym nie raz. Na przykład wtedy, gdy Szulc wysłał do sędziów wiadomość mailową ze swojej skrzynki PZPN i wysłał ją również do wiadomości Mikulskiego. Po co, skoro Mikulski już w czerwcu oficjalnie podał się do dymisji i oficjalnie nie pełni żadnej funkcji we władzach sędziowskich PZPN? Bo są wobec siebie koleżeńscy i lojalni. Super, tylko nie o to tutaj powinno chodzić.

Panie Prezesie, polska piłka nożna nie potrzebuje żadnej grupy kolegów czy przyjaciół, którzy są wobec siebie lojalni, lecz potrzebuje grupy ludzi, którzy są lojalni wobec polskiej piłki nożnej, jej potrzeb, wobec potrzeb całego środowiska sędziowskiego, są zdolni do robienia burzy mózgów zawsze wtedy, gdy wymaga tego sytuacja, potrafią się sprzeczać czy nawet kłócić merytorycznie, a wszystko po to, aby efektem ścierania poglądów, pomysłów i sugestii były decyzje możliwie jak najlepsze, a nie podobne do tych, jakie podejmowali zaprzyjaźnieni poprzednicy.

Cytując słynne słowa generała George’a S. Pattona, czyli klasyka niedawno przypomnianego w czasie konferencji prasowej PZPN: „Jeśli wszyscy myślą tak samo, to znaczy, że ktoś nie myśli wcale”.

Praktyczne znaczenie tego cytatu w kontekście władz Kolegium Sędziów PZPN jest następujące: jeśli kilka osób przez wiele lat myśli tak samo i w efekcie pozwala na podjęcie tak wielu decyzji tak bardzo niekorzystnych dla polskiej piłki nożnej, to raczej trudno oczekiwać, że nagle w istotnych sprawach zaczną myśleć i decydować inaczej niż robili to dotychczasowi przewodniczący.

Panie Prezesie, władze sędziowskie szkodzą nawet swoim faworytom

Władze Kolegium Sędziów zarządzają sędziami w taki sposób, że w efekcie szkodzą nawet swoim faworytom, swoim bezpośrednim podwładnym, ryzykując lub wprost niszcząc ich kariery czy szanse na kariery.

Karol Arys w ubiegłym roku miał zostać nominowany na listę sędziów FIFA i UEFA. Jeszcze wiosną sędziował bardzo dobrze – o jego szansach na nominację pisałem również ja – neutralnie, czyli z szacunkiem i życzliwie. Jednak latem najpierw mylił się poważnie w meczu Widzew Łódź – Śląsk Wrocław, następnie w pojedynku Arka Gdynia – Ruch Chorzów, a potem znowu poważnie w spotkaniu Wisła Płock – Ruch Chorzów, po którym był już krytykowany głośniej. Po drugim albo najpóźniej trzecim nieudanym meczu w ciągu jednego miesiąca powinien odpocząć od sędziowania w rozgrywkach profesjonalnych. Gdyby tak się stało, prawdopodobnie wróciłby do formy, sędziował znowu i bez przeszkód został sędzią międzynarodowym. A jednak władze KS PZPN, wbrew krytyce, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wyznaczyły go do prowadzenia kolejnego meczu w sierpniu: Górnik Zabrze – Lechia Gdańsk. Po raz kolejny sędziował fatalnie, a na dodatek w ten sam weekend – bo przecież Kolegium Sędziów wyznacza arbitrów na dwa mecze w jeden weekend – fatalnie pracował też jako sędzia VAR.

– Mikulski i spółka dawali Arysowi kolejne mecze „na przełamanie” tak uparcie, że aż złamali jego szanse na karierę międzynarodową – tak w środowisku sędziowskim wówczas były komentowane skutki wyznaczania Karola Arysa na kolejne spotkania, mimo że w każdym było widać, że jest bez formy. Tak oto bardzo zdolny sędzia, który mógł zostać arbitrem FIFA i UEFA, fatalną obsadą został „dobity” i stracił szansę na nominację międzynarodową.

Podobnych przypadków fatalnego zarządzania kadrami sędziowskimi było więcej.

Artur Aluszyk, który najpierw został słusznie nominowany do prowadzenia meczu Ekstraklasy, czyli jakby awansowany, wkrótce później został niesłusznie przesunięty z grupy Top Amator A do Top Amator B, czyli jakby zdegradowany z Ekstraklasy do sędziowskiej trzeciej ligi. Tak i podobnie potraktowanych sędziów jest więcej.

Tomasz Wajda, wieloletni sędzia szczebla centralnego, który prowadził 35 meczów Ekstraklasie, był asystentem Szymona Marciniaka w Lidze Mistrzów i Marcina Borskiego w meczu Anglii na Wembley, stał się spektakularną i symboliczną ofiarą dyskryminacji wiekowej w PZPN. Władze Kolegium Sędziów nagle skróciły karierę Wajdy o całe trzy lata. W 2026 roku nie będzie mógł sędziować ani w drugiej ani nawet w trzeciej, choć merytorycznie i kondycyjnie jest w lepszej dyspozycji niż wielu sędziów dużo od niego młodszych i sędziujących w Ekstraklasie czy I lidze. Ofiar dyskryminacji wiekowej stosowanej od lat przez władze Kolegium Sędziów PZPN są tysiące w całej Polsce.

Radosław Trochimiuk, który awansował do Ekstraklasy mając zaledwie 28 lat, miał szanse zostać sędzią międzynarodowym, ale po przeprowadzeniu 14 meczów w Ekstraklasie został oskarżony o korupcję i skreślony z listy sędziów. Przez 10 lat walczył w sądach starając się udowodnić swoją niewinność. Ostatecznie wygrał. W 2021 roku Sąd prawomocnie orzekł, że Trochimiuk był niewinny. Wrócił do sędziowania, starał się o powrót do Ekstraklasy, ale Tomasz Mikulski – nawet w okresie najgorszym dla sędziów Ekstraklasy – nie chciał go wyznaczyć choćby na jeden, symboliczny mecz w ostatniej kolejce, bez znaczenia dla układu tabeli Ekstraklasy, ale honorowo bardzo ważny dla Trochimiuka. Arbiter z Przasnysza rozczarowany traktowaniem przez Kolegium Sędziów właśnie zrezygnował z sędziowania.

Kobiety też czują się dyskryminowane i źle traktowane

Panie Prezesie, w sprawach sędziowania kobiet jest jeszcze gorzej niż u mężczyzn. W prywatnych rozmowach czynne sędzie o sposobie zarządzania, obsadzie czy szkoleniu wypowiadają się wyłącznie źle, albo – nieliczne – mówią, że nie chcą tego komentować. Że nie ma sensu, że nie chcą ryzykować, że im nie wypada. Żadna z sędzi o zarządzaniu sędziowaniem kobiet w Polsce – w prywatnych rozmowach, na osobności – nie wypowiada się pozytywnie. Tylko jedna powiedziała mi: – Wiesz, ja akurat narzekać nie mogę, nie powinnam.

Inna, której też „nie wypada narzekać”, zrozumiała to dopiero, gdy przeszła kilka szkoleń, w czasie których usłyszała, ile może stracić ze strony władz piłkarskich, jeśli będzie aktywna w relacjach medialnych. Tyle że takich sędzi jest zaledwie garstka.

Pozostałe mają więcej powodów do narzekania, więc narzekają, ale też – jak ich koledzy – nie chcą występować pod własnym nazwiskiem, ponieważ boją się, że mogłyby zostać potraktowane tak jak Arkadiusz Kamil Wójcik, albo i gorzej.

– Dla mnie, i wiem, że dla innych sędzi też, to jest smutne, nawet upokarzające, że przez te wszystkie lata zarówno Mikulski, jak i Szulc, tak jawnie ignorują kobiety. Przecież my jesteśmy, trenujemy, sędziujemy, staramy się, a jesteśmy dyskryminowane tak bezczelnie, że aż boli. Nie chodzi tylko o pieniądze, szanse awansu czy sędziowanie w meczach mężczyzn, ale o zwykły szacunek. „Dzień dobry, panowie”, „Dziękuję panom”, „Do zobaczenia, panowie” – takie zwroty słyszymy stale od lat. Jakby nas nie było, jakbyśmy nie uczestniczyły ani w kursach szkoleniowych, ani w egzaminach biegowych czy pisemnych, jakbyśmy nie brały udziału w szkoleniach online. Gdy jedna z koleżanek kilka lat temu zwróciła uwagę prowadzącemu szkolenie, pytając go, czy z nami, kobietami się nie pożegna, odpowiedział jej: „A ile was było?” i zaczął się śmiać.

Sprawdziłem – inne sędzie potwierdzają, że często nikt się z nimi nie wita, nie żegna ani nie dziękuje im za udział w szkoleniu.

Do spraw sędziowskich trzeba tęgich głów i inwestycji finansowych

Panie Prezesie, skoro PZPN chwali się nadwyżką budżetową w wysokości 200-300 milionów złotych, to raczej już najwyższy czas przestać oszczędzać na sprawach sędziowskich. Praca sędziów opłacana jest ze środków przekazywanych przez Ekstraklasę SA. To około 6 milionów złotych rocznie. Jednocześnie za sędziowanie w Polsce dotychczas odpowiadało prezydium Kolegium Sędziów PZPN, w którym nawet przewodniczący Tomasz Mikulski sprawami sędziowskimi zajmował się dopiero po swojej podstawowej pracy w zawodzie lekarza kardiologa w szpitalu czy przychodni i w czasie wolnym od spraw rodzinnych.

Standardy w Kolegium Sędziów PZPN są dalekie od standardów z FIFA, UEFA, Anglii, Francji, Hiszpanii, Niemiec, Włoch, USA, Meksyku, Japonii czy wielu innych krajów. Jak dalekie? Zamiast pytać zakłopotanych samym pytaniem, czy pytać zainteresowanych zachowaniem status quo, najlepiej sprawdzić fakty.

Dla przykładu w Anglii za sędziowanie w ligach zawodowych odpowiada potężna spółka PGMOL (Professional Game Match Officials Limited), współtworzona i współfinansowana przez The FA, Premier League i Championship. Federacja The FA zajmuje się natomiast głównie sędziowskimi sprawami międzynarodowymi i wszystkimi pozostałymi poza futbolem zawodowym. Podobną rolę w USA odgrywa PRO (Professional Referee Organization).

Królewska Hiszpańska Federacja Piłkarska RFEF – z powodu pogłębiającego się kryzysu i w efekcie rosnącej liczby błędów sędziowskich w La Lidze – zwolniła szefa sędziów i wszystkich jego współpracowników. Nowy sztab składa się z 14 osób zatrudnionych na kontraktach. Liczba sędziów szczebla centralnego w Polsce jest podobna do liczby sędziów szczebla centralnego w Hiszpanii, tyle że w Hiszpanii sędziami ma zajmować się 14 zawodowych menedżerów sędziowskich, a w Polsce dotychczas – sześć osób, obecnie – pięć, gdy akurat mają czas wolny od innych zajęć…

Panie Prezesie, polscy sędziowie potrzebują Pańskiego zaangażowania

Panie Prezesie, gdyby znalazł Pan więcej czasu, odpowiednio dużo czasu na zajęcie się sprawami sędziowskimi, tak jak na przykład ostatnio bardzo dużo czasu na sprawy sędziowskie przeznaczył prezes Królewskiej Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej Rafael Louzan, sam mógłby Pan się przekonać, w jakim stanie jest organizacja sędziowska i jak jest oceniana przez ogromną większość sędziów, obserwatorów oraz byłych sędziów i byłych obserwatorów. Jak sędziowie są oceniani przez piłkarzy, trenerów, kluby i opinię publiczną – to raczej jasne, bo w kolejnych sezonach jest o tym coraz głośniej.

Wiedza, którą Pan posiada czy którą mógłby Pan mieć, zależy od tego, gdzie Pan ucho przykładał czy gdzie je Pan przyłoży. Dlatego ważne jest, aby nie słuchał Pan tylko pierwszego doradcy z lewej czy z prawej, lecz pozyskał wiedzę szerszą, udokumentowaną, odpowiednio zweryfikowaną. Ważne jest, aby w rozmowach z kandydatami na stanowisko przewodniczącego Kolegium Sędziów wzięło udział jak najwięcej członków zarządu PZPN, jak najwięcej z nich wzięło udział w rozpatrywaniu poszczególnych kandydatur oraz głosowaniu czy decydowaniu, kto ma zacząć modernizować środowisko sędziowskie.

Przyszłość polskich sędziów i jakość sędziowania – w Ekstraklasie, Ekstralidze oraz ligach i klasach niższych – może być wielkim sukcesem albo wielką porażką nowego zarządu PZPN. Zarządu, którego Pan jest Prezesem. Szanse na sukces będą większe, jeżeli oprócz najlepszych fachowców w roli członków zarządu Kolegium Sędziów jego przewodniczącym zostanie ktoś zdolny do podejmowania trudnych i odważnych decyzji, kto gwarantuje, że chce i będzie się starać, aby było zdecydowanie bardziej nowocześnie i dużo lepiej. Ryzyko porażki będzie graniczyło z pewnością, jeżeli szefem sędziów zostanie kolejny konserwatysta, który stara się przede wszystkim nie afiszować z tym, że za jego rządów wszystko, co najważniejsze, zostanie po staremu. Polska piłka nożna potrzebuje szefa sędziów, który będzie jednocześnie osobą uczciwą, odpowiednią pod względem merytorycznym i odważną. Brak którejkolwiek z tych cech powinien dyskwalifikować kandydata na tak poważne stanowisko.

Pan ma teraz szansę przejść do historii jako pierwszy prezes PZPN, który stworzy(-ł) warunki odpowiednie do zreformowania środowiska arbitrów i podniesienia poziomu sędziowania w Polsce. Ta szansa wynika w bardzo dużym stopniu właśnie z tego, że w zarządzie PZPN większość stanowią reprezentanci klubów, którzy takiej reformy chcą i oczekują tak samo lub podobnie jak sami sędziowie, a także z tego, że otwarci na reformy są przynajmniej niektórzy baronowie.

Rafał Rostkowski

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

OFICJALNIE: Widzew ma nowego trenera! Klub wydał komunikat
Nowy rozdział polskiego trenera. Wyjechał na Ukrainę
Żeljko Sopić mógł zostać w Widzewie! Popełnił jednak poważny błąd
Cezary Kulesza przed wielką szansą. Otrzymał list otwarty od eksperta sędziowskiego. „Skala problemów jest ogromna”
List otwarty do prezesa PZPN Cezarego Kuleszy
Jan Urban szykuje powołanie dla debiutanta! To mistrz Polski!
Jagiellonia zabrała głos ws. transferu Pululu! Jasna deklaracja!
Ekspert uspokaja ws. Bednarka. “Dopiero wtedy można go oceniać”
Dziś ogłoszenie transferu Buksy. Dostanie długi kontrakt
Polski talent zmienia klub! To dla niego prawdziwa szansa!