HomePiłka nożnaLipiński po Lidze Mistrzów: Jazda bez trzymanki. Pobudka, spodziewaj się niespodziewanego!

Lipiński po Lidze Mistrzów: Jazda bez trzymanki. Pobudka, spodziewaj się niespodziewanego!

Aktualizacja:

Za nami kosmiczne ćwierćfinały, w których futbol na mistrzowskim poziomie przenikał się z podwórkowymi błędami. W których podobało się niemal wszystko, także to, że dyżurni bohaterowie ustąpili pola tym z niższą szarżą. W których jakby spokojnie pomyśleć, to w gronie wielkich nazwisk łatwiej – o dziwo – znaleźć kandydatów na antybohaterów.

Carlo Ancelotti, Pep Guardiola

Carlo Ancelotti, Pep Guardiola. Fot. Oscar J Barroso/DPPI/IPA Sport

Za to na podobną etykietkę nie zasłużyli sędziowie, bo roztrząsanie się nad jedną kontrowersją mija się z celem.

Bez trzymanki

Zdarza się, że stawka paraliżuje albo w pierwszych meczach górę bierze zachowawcze myślenie, żeby zagrać na utrzymanie szans na awans w proporcjach 50 na 50 i na pełnej petardzie to dopiero będzie w rewanżu. A tu poszło na grubo od razu. Bez kunktatorstwa. Jazda bez trzymanki. Trudno było oderwać wzrok od jednego ekranu, a potrzeba wymagała patrzenia na dwa i nadążania za zmieniającymi się akcjami. Wzrokowa galopada. Istna tortura. Słodka tortura dla każdego estety futbolu.

W pierwszych meczach 1/8 piłkarze postarali się o 4 bramki mniej niż teraz w ćwierćfinałach. Rok temu na tym samym etapie powiało nudą: 2:0, 3:0, 2:0 i 1:0. Mało goli, tyle samo emocji i dość jednostronny przebieg. Rewanże nie poprawiły specjalnie poziomu. Dwa lata temu było lepiej, ale to też nie to, co zafundowała nam Liga Mistrzów w tym tygodniu.

Który najpiękniejszy?

Zdarza się, że w 4 meczach pada 18 goli (średnia 4,5 gol/mecz), a i tak bramkarze wystawiają pierś do orderu. Jednak to nie były te przypadki. Stanowczo nie.


Gianluigi Donnarumma, Andrij Łunin, Gregor Kobel i David Raya (kolejność nieprzypadkowa) przysłużyli się rywalom. Wielkiego jak góra Włocha na tyle onieśmielił przegrany pojedynek w powietrzu z Robertem Lewandowskim, że postanowił do końca meczu nie ruszać się z bramki po dośrodkowaniach z rzutów rożnych. Dlatego część zasług za bramkę Andreasa Christensena spokojnie można zapisać na konto Lewego.

Zdrzemniętemu na samym początku meczu Ukraińcowi Bernardo Silva powiedział: „Pobudka, jesteśmy w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, tu spodziewaj się niespodziewanego”, a po meczu bramkarz Realu mógł wybierać, który z trzech goli Manchesteru City był najpiękniejszy z puszczonych przez niego w całej karierze. Z kolei Kobel stał się następną ofiarą podstępnego rozgrywania od tyłu. Zwlekał, zwlekał, aż się doczekał najgorszego. Mamy jeszcze Rayę, który swoim wyjściem daleko od bramki zrobił na tyle duży mętlik w głowie Gabriela, że później cała defensywa posypała jak domino.

Z karnego

Zdarza się, że w 4 meczach spada lawina goli i co jak najbardziej zrozumiałe na samym szczycie znajdują się napastnicy. To również nie był ten przypadek. Antoine Griezmann, Erling Haaland, Harry Kane, Robert Lewandowski i Kylian Mbappe (kolejność alfabetyczna) strzelili w Lidze Mistrzów 245 goli. Na łebka przypada równo 49, a we wtorek i czwartek wydusili z siebie w sumie jednego i to z rzutu karnego.

Oczywiście to nie jest tak, że wszyscy jak jeden mąż zawiedli. Że przez pryzmat strzelił/nie strzelił z góry należała się im nagana i odesłanie do gabinetu dyrektora. Gdyby użyć szkolnej miary, to na niepoprawne zachowanie na boisku zasłużyli Francuz z Norwegiem, poprawne dostał Anglik, a wyróżniające – Francuz z Polakiem. Wzorowych nie było, co nie znaczy, że nie będzie.

16 procent

Zdarza się, że kiedy stawka wysoka i siły w miarę wyrównane, to o wyniku decydują jokerzy, których z ławki na zieloną murawę rzucają trenerzy. I to właśnie było to rozdanie. 3 z 18 bramek (czyli 16 procent całości) było ich dziełem. Leandro Trossard odebrał radość ze zwycięstwa Bayernowi, Andreas Christensen przechylił szalę zwycięstwa na stronę Barcelony, a Sebastien Haller sprawił, że Atletico przyjedzie do Dortmundu nie tak pewne siebie. A przecież jeszcze pojawiły się w statystykach asysty: cudowna Pedriego i cenna Juliana Brandta, który o mały włos zostałby bohaterem meczu w Madrycie.

Skoro już jesteśmy przy rezerwowych, to ciekawie wyglądał system zmianowy. Wielki taktyczny mag, jakim jest Pep Guardiola, z tym nieprzebranym bogactwem, jaki posiada w City, zrobił tylko jedną zmianę. I zrobił ją, bo musiał – z powodu kontuzji Phila Fodena w 87 minucie. Gdyby nie to, skończyłby składem, którym zaczął. Wstrzemięźliwy okazał się także Thomas Tuchel. Jego działania sprowadziły się do dwóch ruchów, w tym jednego wymuszonego, także przez kontuzję. Tylko Xavi, Edin Terzić i Diego Simeone wykorzystali limit, z zastrzeżeniem, że trener Atletico 3 przeprowadził w lub po 90 minucie.

Coś czuć w powietrzu, że w rewanżach prawdziwe emocje zaczną się po tym czasie.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Real Madryt ma problem. Mieszkańcy nie wytrzymują. “Tak się nie da żyć”
Jonathan Junior szybko znajdzie klub? Duże zainteresowanie napastnikiem
Neymar wbił Rodriemu szpilkę. Poszło o Viniciusa
Haaland zabrał głos ws. Guardioli! Wielkie słowa Norwega
Miał być niewypał, a będzie jedenastka sezonu? Życiowa forma Moisesa Caicedo
Mourinho skontaktował się z Amorimem! Chodzi o pracę w Manchesterze United
Piast Gliwice nad przepaścią! Los klubu w rękach radnych
Papszun ocenił grę reprezentacji Polski. Odniósł się do słów Probierza
Leonardo Rocha ma w czym wybierać. Chętni tłumnie pojawią się w Radomiu
Flick odpowiedział na słowa Messiego. Szybka reakcja