HomePiłka nożnaLewczuk o tym, jak go skopał Balotelli. Ależ to było brutalne! [WYWIAD]

Lewczuk o tym, jak go skopał Balotelli. Ależ to było brutalne! [WYWIAD]

Źródło: własne

Aktualizacja:

Igor Lewczuk zadebiutował w Ekstraklasie dopiero w wieku 23 lat, a jednak zdążył zmierzyć się z Kylianen Mbappe czy Neymarem. Były legionista pamięta też początki kariery Roberta Lewandowskiego w Zniczu Pruszków, czy Paulo Sousę, którego poznał w Bordeaux. W Ligue 1 spotkał też Mario Balotellego, ale to było bolesne spotkanie.

Igor Lewczuk
Foy. Screen z YT Kanału Sportowego

Antoni Partum: Gdy rozmawiam z piłkarzami, którzy zakończyli karierę, to większość z nich już nie gra w piłkę, bo nękają ich kontuzje. Masz 39 lat i nadal grasz. To zasługa dobrych genów czy po prostu musi minąć jeszcze kilka lat, zanim cię dopadną urazy?
Igor Lewczuk (zawodnik KS CK Troszyn) : Czasami czuję się zmęczony, aczkolwiek teraz zanotowałem kilka meczów i czułem się po nich bardzo dobrze. Nie jest tak, że po meczu boli mnie ścięgno Achillesa, czy ciągnie ”dwójka” [mięsień dwugłowy]. Może to po prostu kwestia tego, że w tych meczach mniej biegałem, ponieważ były mniej intensywne. Ale na ten moment – na szczęście – z moim zdrowiem wszystko jest w porządku. I mam nadzieję, że to jeszcze potrwa kilka lat. Nie wiem, czy to zasługa genów? Na pewno dużo pomagają mi też częste wizyty u fizjoterapeutów.

Jak często trenujesz?
Z meczem w weekend wychodzi zazwyczaj pięć jednostek treningowych, czasem cztery. Ale w każdy wolny dzień i tak idę na siłownie czy chociaż trochę pobiegam. Codziennie mam jakąś aktywność.

Co cię napędza?
Pasja do piłki. To zadowoleni związane z wysiłkiem jest stanem, który uwielbiam. Ktoś może powiedzieć, że to głupie, bo gram w IV lidze [piąty poziom rozgrywkowy], ale gdy wygrywam mecz, to uczucie radości jest podobne do tego, który przeżywałem w Ekstraklasie czy nawet Ligue 1.

Mówisz o pasji do piłki, ale słyszałem, że w IV lidze, np. w klubie Mazovia Mińsk Mazowiecki można zarabiać nawet 12 tysięcy miesięcznie. Dla zwykłego zjadacza chleba to bardzo duże pieniądze, jak na ten poziom rozgrywkowy.
Oczywiście nie jest tak, że gram za darmo, czy pół darmo. Nawet w niższych ligach są bogaci właściciele i pojawiają się sponsorzy, którzy potrafią dobrze płacić. Ja jednak czuję, że nadal coś daję drużynie. Nie gram tylko za nazwisko i moje CV. Uwierz mi, nawet w IV lidze musisz biegać i udowadniać, że zasługujesz na pierwszy skład. Tym bardziej że jest dużo młodych chłopaków, którzy też się palą do gry.

Miałeś 23 lata, gdy zadebiutowałeś w Ekstraklasie. Kiedy zorientowałeś się, że będziesz zawodowym piłkarzem?
Gdy w wieku 18-19 lat poszedłem na studia na AWF, to już myślałem, że raczej zrezygnuję z piłki. Grałem wtedy w IV lidze w Hetmanie Białystok, trenowałem indywidualnie i tylko weekendami jeździłem na mecze, więc trudno było wtedy przypuszczać, że jednak uda mi się dostać do Ekstraklasy. Grałem, bo po prostu to kochałem. Ale na AWF-ie poznałem Andrzeja Blachę, który tam wykładał jako profesor piłki nożnej, a przy okazji został trenerem Znicza Pruszków. Mieliśmy razem zajęcia i akurat tak pięknie przyłożyłem z rzutu wolnego, że aż sam się zdziwiłem. A jego zaintrygowałem. Chwilę pogadaliśmy i trafiłem do Znicza na testy. To był przypadek, ale nawet wtedy nie czułem, że zostanę piłkarzem Ekstraklasy, bo to była stara III liga, czyli dzisiejsza druga. Dopiero gdy w 2008 roku podpisałem kontrakt z Jagiellonią Białystok, zacząłem marzyć o byciu profesjonalnym piłkarzem, ale wtedy była też zupełnie inna świadomość.

Co masz na myśli?
Kiedyś w szatniach panował klimat w stylu ”nie pijesz, nie grasz”. Nie było też takiej świadomości co do trzymania diety, regeneracji czy fizjoterapii. Za mało się dawało od siebie poza treningami. Dziś życie sportowca niemal całkowicie jest podporządkowane karierze.

Jak przyjechałeś do Warszawy, to mieszkałeś w akademiku. Jak wspominasz tamten okres?
To było prawdziwe życie studenckie. Mieszkałem w trzyosobowym pokoju przez dwa lata i raczej nie przypuszczałem, że będę piłkarzem. Prędzej nauczycielem WF czy trenerem. W pewnym momencie jednak zrozumiałem, że ”czwartek studencki” czy piątkowa impreza nie są już dla mnie. Co najwyżej po meczu mogłem nieco poluzować.

Spotkałeś na swojej drodze wielu trenerów, ale najwięcej meczów rozegrałeś pod okiem Michała Probierza. Jak go wspominasz?
Mieliśmy lepsze i gorsze okresy.. Gdy w pewnym czasie nie dawał mi zbyt wielu szans w Jagiellonii, to byłem wściekły. Ale kilka lat po zakończeniu współpracy zrozumiałem, że każdy trener ma prawo do swoich wyborów. Tym bardziej że nie było tak, że wymiatałem na treningach, a później nie dostawałem szans. Ale gdy siedziałem na ławce, to myślałem, że się na mnie uwziął, bo mnie nie lubił. To jednak była głupota. Patrzyłem na czubek własnego nosa, a nie na moją przydatność do zespołu…

Czy Michał Probierz to dziś odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu?
Patrząc na jego wybory, odwagę i to, jak zarządza szatnią, to myślę, że nie można się do niego przyczepić. Najbardziej zaskoczył mnie odwagą. Zrezygnował z pomocnika typowego defensywnego, by postawić na kreatywny środek pola. Tego się nie spodziewałem. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczonym tym, że próbujemy grać w piłkę. Ale ta odwaga od zawsze charakteryzowała Probierza. Pamiętam, jak w Jagiellonii, tuż przed rozpoczęciem sezonu, bodaj Mati Borek spytał się go, o co będzie grała Jaga, a on odpowiedział, że o mistrzostwo. To nie była żadna bajera, tylko mocno w to wierzył.

Na swojej drodze poznałeś też Paulo Sousę w Bordeaux. Jaki on był?
Co prawda nie mieliśmy z nim dobrych wyników, bo przed kadencją Portugalczyka dwukrotnie zajęliśmy 6. miejsce, a z nim dopiero 14. oraz 12. A jednak dało się wyczuć, że całkowicie poświęca się swojej pracy, jest zaangażowany, dobrze przygotowany i ma wiedzę taktyczną. Próbował nas np. nauczyć gry w trójce obrońców. Zauważyłem, że piłkarze oceniają trenerów przez pryzmat tego, czy grali. I choć ja za Sousy straciłem miejsce w składzie na rzecz Julesa Kounde czy Pablo, który otrzymał powołanie do kadry Brazylii, to w mojej opinii absolutnie nie był to zły trener. Wręcz odwrotnie.

Wróćmy jeszcze do twoich początków. W Pruszkowie spotkałeś Roberta Lewandowskiego. Czy tak jak większość w tamtym okresie nie spodziewałeś się, ile dziś osiągnie?
W Zniczu byli też Radek Majewski, Bartek Wiśniewski i masa utalentowanych zawodników, którym się później nie udało. A co do Roberta, to zaczynaliśmy w trzeciej lidze, więc trudno było nawet przewidywać, że wyląduje w Ekstraklasie. Lewy na pewno miał dobrą ”zastawkę” i fajne wykończenie, więc strzelał gole, ale nie miał takiego daru, że po jego jednym ruchu widać talent czystej wody i mówisz ”wow”. ”Lewy” już wtedy dużo trenował, świadomie pracował i nie był imprezowiczem.

Spotkałeś go po wielu latach na kadrze Polski. Mocno się zmienił przez ten czas?
Pamiętam, że przywitałem się z trenerem Adamem Nawałką i akurat przechodził Robert, więc ”skleiliśmy miśka” i nie musiałem mu się przypominać, wiedział też, gdzie gram, i tak dalej. To było miłe. Nigdy nie byliśmy jakimiś super bliskimi kolegami, ale mieliśmy dobry kontakt. A czy się zmienił? Trudno powiedzieć, bo był już wtedy liderem reprezentacji Polski, więc siłą rzeczy nie był tym samym chłopakiem, gdy zaczynał w Zniczu.

Polscy kibice mają ogromny szacunek do umiejętności Lewandowskiego, ale raczej nie jest wielbiony tak, jak np. kiedyś Jakub Błaszczykowski. Za dużo w jego wypowiedziach PR-u, a za mało autentyczności. Zgodzisz się?
Trudno mi to oceniać, bo nigdy nie byłem na jego poziomie sportowym czy rozpoznawalności, a wiem, że to może dużo zmieniać. Pracuje przy tobie wówczas cały sztab wszelkiego rodzaju doradców, więc oni mogą dbać, by Lewandowski nie przekraczał żadnej kontrowersyjnej granicy. I być może po prostu tak jest, że musi się pilnować, żeby zewsząd był dobrze odbierany. Ale nie uważam, żeby Robert był jakoś negatywnie odbierany.

Chciałem zapytać też o Krystiana Bielika, którego spotkałeś w Legii. Zawsze mówiło się o nim jako o wielkim talencie, a jednak dziś gra na trzecim poziomie rozgrywkowym w Anglii i nigdy nie zadebiutował w Premier League. Czy jego niepowodzenia można sprowadzić po prostu do kontuzji?
Pamiętam, jak wchodził do Legii i od razu się wyróżniał, choć miał tylko 16 lat. Świetnie wyglądał pod względem piłkarskim, fizycznym oraz mentalnym. Był wręcz tak na granicy pewności siebie a arogancji. Miał wszystko, żeby zrobić karierę. Młodzi piłkarze, którzy trafiali na treningi pierwszego składu Legii, często byli zbyt bojaźliwi na boisku i podawali głównie do najbliższego, a pamiętam debiut Bielika przeciwko Koronie Kielce (2:0), gdzie czarował ruletami w środku pola i fajnymi podaniami. Robił na nas duże wrażenie. Na pewno miał papiery na poważne granie, ale jak łapiesz na początku kariery kilka poważnych urazów, to może cię to zahamować. Czy jego karierę można jednak tłumaczyć tylko kontuzjami? Nie wiem, bo nie śledziłem aż tak szczegółowo jego gry w Birmingham. Choć Birmingham to klub League One i nie są to żadne ”pasikoniki”, to jestem zaskoczony, że tak to się wszystko potoczyło.

A Jules Kounde z Barcelony? Mogłeś przeczuwać, że dziś będzie ważnym graczem Barcelony?
Nie. Pamiętam go jako kapitana młodzieżowej drużyny Bordeaux, gdzie grał na prawej obronie i na środku, a czasami przychodził do nas na treningi, gdy mieliśmy jakieś braki kadrowe. Było widać, że jest dojrzały, a na boisku solidny i że wiele trenuje, ale nie było żadnego efektu ”wow”. Raczej wspinał się krok po kroku. Na pewno mi imponowało, że był odważny i nie załamywał się po błędach. Kiedyś przeciwko Monaco głupio stracił piłkę przez ryzykowne zagranie i przegraliśmy, a on jednak się nie zrażał i w kolejnych meczach dalej próbował trudnych zagrań, a nie tylko podania do najbliższego. Kiedyś się go spytałem po treningu, jaka jest jego ulubiona pozycja, by wybadać, czy to będzie mój główny konkurent. Francuz odpowiedział, że środek obrony, bo ma za mało jakości piłkarskiej, by grać na prawej obronie. Dziś to śmieszne, bo przecież gra w Barcelonie i kadrze Francji na tej pozycji. Po kilku jego meczach w Bordeaux zorientowałem się, że już nie wrócę do składu.

A prywatnie jaki był?
Kounde to fajny chłopak, ale dziś już nie utrzymujemy kontaktu, bo była między nami zbyt duża różnica wieku. Na pewno jednak serdecznie się przywitamy, jeśli się kiedyś spotykamy.

W Bordeaux poznałeś też Aureliena Tchouameniego, dziś gwiazdę Realu Madryt.
Podobnie jak z Bielikiem, od razu było widać, że jest na maksa pewny siebie, może wręcz wyniosły. Gdy zaczynał treningi z seniorami, to ciągle chciał dostawać piłkę i brać udział w każdej akcji. Po nim od razu było widać, że ma to coś. Może nie był super błyskotliwy na boisku, że mija pięciu rywali, strzela gole i wszystkich przerasta. Ale od razu było widać, że za 2-3 lata trafi do jeszcze większego klubu. No i trafił do Monaco. Prywatnie bliższy kontakt miałem jednak z Kounde, ale po zakończeniu kariery ani jego, ani Aureliena już nie spotkałem.

Na swojej drodze spotkałeś też Jeremy’ego Meneza, który potrafił czarować, ale wielkiej kariery nie zrobił.
Po Menezie od razu było widać magię i czysty talent. Jako doświadczony obrońca wiedziałem, że napastnik w pojedynku ze mną zawsze ma cztery, góra pięć opcji, a Menez tych opcji miał siedem, osiem. Miał ogromny talent i kapitalne niekonwencjonalne dryblingi. Grał w Romie, Milanie i PSG więc nietaktem byłoby powiedzieć, że zmarnował swoją karierę, ale pewnie mógłby osiągnąć więcej.

Lubił balety?
Myślę, że nie był stuprocentowym profesjonalistą. Zresztą nawet jego sylwetka wskazywała, że nie myśli o futbolu 24 na siedem. A z drugiej strony, nie wiem, jak ja bym się zachowywał, mając taki talent. No i pamiętajmy, że spotkałem go już w fazie schyłkowej jego kariery.

Spotkałeś też Malcoma, który Bordeaux zamienił na Barcelonę, a teraz gra w Al-Hilal. Co o nim powiesz?
Nie miał tak efektownego dryblingu jak Menez, ale motorycznie był nie do zdarcia. Silne nogi i potężny strzał. A do tego typowy Brazylijczyk zawsze uśmiechnięty. Było widać, że z nim jeden na jeden to może być problem.

Przejdźmy do twoich boiskowych rywali. Kto zrobił na tobie największe wrażenie?
Gdy graliśmy z PSG na Parc des Princes to rywalizowałem z Neymarem i Kylianem Mbappe. Francuz wypuszczał sobie piłkę i już byłeś zgubiony. Natomiast Brazylijczyka to trudno było nawet sfaulować. I nawet nie wiem, który był trudniejszym rywalem, bo co chwila się zamieniali skrzydłami. Nawet ostatnio syn mnie zaczepił, że oglądał kompilacje z dryblingami Neymara i byłem jedną z jego ofiar. Szkoda, że w takiej roli wystąpiłem w tym filmiku, ha ha.

A inni z PSG?
Nie mogę zapominać o Edisonie Cavanim, który też dał mi się we znaki. W tamtym PSG grali również Thiago Motta, Marco Verratti i Blaise Matuidi. Oni też, szczególnie pierwsi dwaj, robili ogromne wrażenie. Ale w Ligue 1 nawet w mniejszych drużynach też nie brakowało wymagających rywali, bo to liga pełna talentów. Grasz przykładowo z Guingamp, a tam w ataku biega Marcus Thuram. A gdy mierzyłeś się z Angers SCO, to nękał nas Nicolas Pepe, który kilka lat później wylądował w Arsenalu za 80 milionów euro. I tak jeszcze długo mógłbym wymieniać.

A miałeś taki mecz, że schowałeś do kieszeni napastnika o dużym nazwisku?
Z Mario Balotellim sobie kiedyś poradziłem, gdy grał w Nicei. W pewnym momencie był już tak poirytowany, że taki ogórek jak ja ciągle go wybija z rytmu, że w 81. minucie po prostu do mnie podbiegł, kopnął z całych sił i wyleciał z boiska. Trochę dodałem od siebie, gdy padałem na murawę, ale i tak bolało. Cholernie silny był Mario. A ten faul? Cóż, to był typowy ”Balo”,

Koniec końców czujesz się spełnionym piłkarzem?
Debiutowałem w Ekstraklasie, mając 23 lata, a jednak udało się wyjechać na Zachód i spotkać na boisku kilka gwiazd. Pewien niedosyt budzą tylko dwa występy w kadrze, szczególnie że w sezonie 2016/17 byłem w świetnej formie. Z drugiej strony, nie mam żadnych pretensji do Adama Nawałki, bo był świetną osobą i świetnym trenerem, a Kamil Glik czy Michał Pazdan też byli w doskonałej dyspozycji. W tamtym czasie ich pierwszy zmiennikiem był Thiago Cionek, a ja byłem czwarty w kolejce, więc trudno było o minuty.

Płynnie trafiłeś do świata mediów, a kibice cię kupili.
Kurczę, nawet nie wiem, że mnie kupili. Miło mi w takim razie. Mogę tylko podziękować Tomkowi Smokowskiemu, bo to on mnie wymyślił na wizji. Byłem mocno zaskoczony jego propozycją, ale dziś jestem szczęśliwy, że tak to się wszystko potoczyło. Dziękuję też Adamowi Sławińskiemu, bo widocznie pasowałem też do jego koncepcji programów. Minęło już kilka lat, ale nadal czasami czuję stresik przed programami. Na pewno wciąż chcę to robić, nie mam jednak żadnych konkretnych planów na przyszłość czy dziennikarskich marzeń. Człowiek ma plany, a później życie pisze swoje scenariusze.

A gdzie się widzisz za kilka lat?
Nie wiem, co ja będę robił za kilka miesięcy, a ty mnie pytasz o lata, ha ha. Na pewno jednak chciałbym jeszcze chwilę pograć w piłkę, bo to mi sprawia największą radość.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Babiarz przerwał milczenie. Mówi o zawieszeniu
Runjaić porównał Serie A do PKO BP Ekstraklasy: “Polska liga może tego dokonać”
Jurgen Klopp powraca! Kolejne zaskakujące wyzwanie w karierze Niemca
Kuba Wojewódzki o Kacprze Tobiaszu. Poruszająca historia!
Kluczowy zawodnik Stali Mielec wypada z gry. Potwierdzono uraz
Mario Balotelli znów nie uratuje swojej kariery! Kolejne wieści
Szczęsny usłyszał słowa Tomaszewskiego. Tak zareagował
Kiedy Szczęsny zadebiutuje w FC Barcelonie? Padła konkretna data
Yamal jest pod wrażeniem. Lewandowski go zachwyca
Lech Poznań może stracić ważne ogniwo! Wiele na to wskazuje