Leroy Sane latem zamienił Bayern Monachium na Galatasaray, alle ostatnio odwiedził Bawarię. No i od razu zrobiło się o nim głośno.
– Sane ledwie wrócił do Monachium, a już wrócił do swoich starych nawyków. W niedzielę odwiedził kolegów z Bayernu na Oktoberfeście, tradycyjnym festiwalu piwa w Monachium. Chociaż atmosfera była świąteczna, Sane postanowił ją ożywić, wdając się w sprzeczkę z kibicem Bayernu, który ostro skrytykował jego transfer do Galatasaray, dodając, że “Galata to gó**o”, To wystarczyło, aby piłkarz stracił panowanie nad sobą. Najpierw wdał się w sprzeczkę ze swoim głównym krytykiem, a potem zdał sobie sprawę, że posunął się za daleko – donosi “Bild”.
Niedługo potem piłkarz się tłumaczył.
– Byłem prowokowany i poniżany, a obrażany był także mój klub. Nagle zostałem popchnięty, po czym doszło do krótkiej sprzeczki. Powinienem zachować spokój i zignorować tę sytuację, ale na pewno wyciągnę z tego wnioski – kajał się Niemiec.
Sane irytował kibiców Bayernu
Przypomnijmy, latem 2020 roku Sane opuścił Manchester City i jako wolny gracz, podpisał kontrakt z Bayernem. W Monachium liczyli, że zostanie drugim Arjenem Robbenem, czyli dynamicznym prawym skrzydłowym ze świetną lewą nogą, który uwielbia ścinać akcję w kierunku osi boiska i szukać uderzeń zza pola karnego. Ale choć Sane rozegrał grubo ponad 200 meczów Bayernie i zdobył cztery mistrzostwa Niemiec, to często rozczarowywał kibiców.
Miał częste wahania formy. Ale nie tylko tym drażnił fanów.
– Nie pomaga też mowa ciała Sane, który na boisku wygląda na wiecznie obrażonego i nabzdyczonego. Mało jest w nim radości z gry, mało uśmiechu, dużo za to machania rękami i pretensji do kolegów. To psuje atmosferę w zespole, irytuje kibiców, wzbudza też złość przełożonych. Ściągnięcie Sane z boiska przed upływem 90 minut to gwarancja tego, że mijając trenera, Niemiec będzie pokazywał swoje niezadowolenie, że może nawet zejdzie prosto do szatni i wróci z niej dopiero po kilku minutach – pisał o nim na naszych łamach Marcin Borzęcki.