Piotr Malinowski o życiu bez grania w piłkę
W środowisku klubu spod Jasnej Góry jest nazywany legendą. I trudno się z tym twierdzeniem nie zgodzić. W końcu Piotr Malinowski jest wychowankiem Rakowa i rozegrał w jego barwach ponad 170 spotkań. To właśnie ze swoim macierzystym klubem święcił również największe triumfy, jakim niewątpliwie było zdobycie Pucharu Polski w sezonie 2020/2021. W rozmowie z Kanałem Sportowym 40-latek opowiedział nieco więcej o życiu bez trenowania oraz czym w obecnej chwili się zajmuje.
Mateusz Kotlarz: Tak próbowałem przeczesywać Internet w poszukiwaniu najświeższych rozmów z panem i wyszedł mi maj 2023 r. Od tamtego czasu zmieniło się dużo, bo zakończył pan profesjonalną karierę. Jak mijają te pierwsze miesiące bez regularnego treningu?
Piotr Malinowski: Początkowe miesiące bez gry nie były takie złe, bo człowiek też potrzebuje odpocząć i nie doskwierała mi jakaś tęsknota. Natomiast z biegiem czasu już coraz bardziej zacznie już tego brakować, szczególnie ruchu, który człowiek wykonywał praktycznie codziennie przez kilkanaście lat. Powiem tak, jest coraz gorzej (śmiech).
Czy ta decyzja była jedyną możliwą do podjęcia? Nie pojawiały się żadne oferty z klubów powiedzmy… trzecioligowych? Czy już w ogóle nie było tematu gry poza Częstochową?
Myślę, że moje predyspozycje fizyczne są dalej na takim poziomie, który sprawia, że gra na poziomie trzeciej ligi byłaby możliwa. Aczkolwiek ciężko by mi było pogodzić trenowanie z pracą w akademii Rakowa i to był decydujący czynnik.
W ostatnim znalezionym przeze mnie wywiadzie wspomniał pan, jakie ma plany po karierze i chciałbym spytać, jak idzie rozwój w kierunku pracy trenera/ analityka?
Od momentu, w którym skończyłem grać w pierwszej drużynie Rakowa, wszedłem w struktury akademii, gdzie dostałem ofertę pracy jako trener-analityk i równolegle grałem najpierw w czwartoligowych, a później w trzecioligowych rezerwach. To było zdecydowanie łatwiej pogodzić, ponieważ moim priorytetem były występy w drugiej drużynie i każdy w klubie był tego świadomy.
Jeśli chodzi o samorozwój, to jestem już trzy lata analitykiem i uważam, że progres jest widoczny w moim wykonaniu. Poszerzam swoją wiedzę poprzez różne kursy. Z drużyną U-17 zdobyliśmy również w zeszłym roku trzecie miejsce. Także pewnie w jakimś procencie moja praca miała na to wpływ. Może niewielki, ale byłem cały czas przy tym zespole, więc swoją cegiełkę dołożyłem.
A kiedy pan odczuł, że posiada taki zmysł taktyczny, czy umiejętność czytania gry, która spowodowała, że pan stał się naturalnym kandydatem do pracy w roli trenera? Był jakiś taki konkretny moment, czy to jednak było nabierane wraz z doświadczeniem?
Na pewno wraz z upływem lat. Ja generalnie w życiu byłem ukierunkowany na matematykę, więc może z tego wziął się jakiś powiedzmy zmysł, ponieważ studia również kończyłem w tej tematyce. Może to miało jakiś wpływ.
Widzi się pan za powiedzmy jakiś czas w sztabie powiedzmy pierwszego zespołu? W końcu w Rakowie z pozycji asystenta śmiało można zostać pierwszym trenerem ekstraklasowych klubów.
Jeśli chodzi o sprawy czysto trenerskie to myślę, że raczej nie. Bardziej kręci mnie strona analityczna i to mnie w tym momencie interesuje. Co będzie w przyszłości, tego nie wie nikt. Wydaje mi się, że na tę chwilę raczej nie jest to kierunek, w którym chciałbym iść.
A jak pan patrzy na ten trend coraz bardziej „rozpychających” się w krajowej elicie młodych trenerów z innym spojrzeniem na futbol? To sprawi, że o rozwój naszej piłki możemy być spokojni w najbliższych latach?
Z pewnością to są szkoleniowcy z nowym, świeżym spojrzeniem na piłkę. Inną przeszli również drogę do tego momentu, w którym się znajdują i niewątpliwie posiadają olbrzymią wiedzę. Dlatego naturalne jest, że poziom trenerów oraz ogólnie naszej ligi będzie szedł w górę.
Bo pan w trakcie swojej kariery miał kilku naprawdę ciekawych i przede wszystkim trenerów z charakterem (Czesław Michniewicz, Marek Papszun czy Leszek Ojrzyński, albo Henryk Kasperczak). Który z nich tak z perspektywy czasu warsztatowo zrobił na panu największe wrażenie i ewentualnie, za którego szkoleniowca czuł pan największy progres w swojej grze?
Każdy z trenerów wniósł coś do mojego rozwoju. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jednakże sądzę, że największy progres w mojej grze mimo wieku był za Marka Papszuna. Też w trakcie występów za jego czasów osiągałem największe sukcesy w karierze.
Z tej kariery dało się wycisnąć coś więcej? Czegoś pan żałuję np. nietrafiony transfer do innego klubu? Czy jednak jeśli dałoby się, to przeżyłby pan ten czas ponownie w takiej samej kolejności?
Zawsze się da coś zrobić inaczej, lepiej. Tak sobie myślałem niedawno o mojej karierze i doszedłem do wniosku, że wycisnąłem z niej maxa. No może prawie maxa. Można sobie gdybać, co by było jeśli wcześniej bym trafił na trenera Papszuna, ale tego nie wiemy. Nie chciałbym już sobie tym głowy zaprzątać.
A jak bardzo według Pana nasza Ekstraklasa się zmieniła przez pryzmat tych kilku sezonów, bo śmiało można stwierdzić, że jest pan do takiego małego podsumowania zasadną osobą. Ta liga rośnie pod względem poziomu?
Myślę, że tak. Z roku na rok ta różnica jest coraz większa i też Polakom coraz ciężej się do niej dostać. Mamy dużo obcokrajowców, którzy niewątpliwie są wartością dodaną do naszej ligi, dzięki czemu jej jakość jest lepsza. Także zgodziłbym się z tym stwierdzeniem.
Mam rozumieć, że w związku z chęcią pracy w roli trenera/analityka pomimo rozbratu z graniem w piłkę, nasza liga jest wciąż na bieżąco śledzona?
Oczywiście. Szczególnie pierwsza drużyna Rakowa, bo to klub, któremu kibicowałem od zawsze. Pochodzę z Częstochowy, więc nie odpuszczam żadnego spotkania.
I jak pan odebrał powrót Marka Papszuna do Rakowa? Dużo było głosów krytyki w środowisku o tej decyzji właściciela czy też samego trenera. To jest krok wstecz dla klubu i szkoleniowca?
Nie uważam, że jest to krok do tyłu. Jeśli chodzi o klub, to wszyscy liczą, że te sukcesy wrócą i Raków znów będzie na właściwych torach oraz nawiązywał do czasów z pierwszej kadencji trenera Papszuna. Ciężko też mi się odnieść co do decyzji samego szkoleniowca. Aczkolwiek skoro zdecydował się podjąć taką decyzję, to z pewnością wiedział, co robi.
Gdy tak pan z boku obserwował sobie ruchy transferowe Rakowa rok temu bądź teraz, ale przede wszystkim ich dużą liczbę to czy taka hurtowa wymiana piłkarzy nie szkodzi w procesie realizacji tego długofalowego projektu?
Z tym bywa różnie. Zależy od tego, jacy to są zawodnicy, ich aklimatyzacji czy dostosowania się do wymogów trenera. Raz przebiega to sprawniej i wszystko zaczyna funkcjonować, a czasami duża liczba zawodników przeszkadza w realizacji celów. Właśnie z tego względu, że potrzebują znacznie więcej czasu, aby się zgrać.
A Goncalo Feio jest faktycznie taki, jakim go rysują media? Pan miał może z nim jakieś trudne momenty?
Nie, nie miałem z trenerem żadnych problemów.
Uważa pan, że jego wybuchowy temperament może zaszkodzić mu na dłuższą metę? Bo nikt nie zamierza podważać jego warsztatu, który niewątpliwe ma na wysokim poziomie.
Ciężko powiedzieć, bo każdy z nas jest inną osobą. Mamy różne cechy, które nas wyróżniają, więc jest to trudne do określenia.
Z mistrzostwa Polski na koniec sezonu pana zdaniem cieszyć się będzie… Raków?
Myślę, że tak. Gra wygląda coraz lepiej, bo początek sezonu nie był łatwy i nie oglądało się tego tak, jakbyśmy sobie tego wszyscy życzyli, ale punkty się zgadzały. Dlatego jestem ciekawy, co będzie, gdy ta prezencja wróci na właściwy poziom. Jestem przekonany, że zmierza to w dobrym kierunku.
To tak pewnie wynikło z rozmowy, ale jeszcze dopytam na sam koniec, rozmawiam z piłkarzem spełnionym?
W pewnym sensie tak. Wyciągnąłem maxa z tych umiejętności, które posiadałem, dlatego myślę, że jestem spełnionym zawodnikiem.