Podsumowanie kolejki La Liga
Wobec takiego maratonu meczów potknięcia gigantów nie robią takiego wrażenia, jak normalnie. Strata punktów, nawet tak rozpędzonej, Barcelony z Realem Betis była zrozumiała. Blaugrana mierzyła się z rywalem w świetnej dyspozycji – ekipa Pellegriniego ostatnią ligową porażkę zaliczyła 8. lutego, gdy przegrała z Celtą Vigo. Od tego czasu mieli bilans sześciu zwycięstw w sześciu spotkaniach. Pokonali po drodze między innymi Real Madryt.
W przypadku “Królewskich” sytuacja wyglądała jednak całkowicie inaczej. Drużyna Ancelottiego mierzyła się z walczącą o utrzymanie Valencią. “Nietoperze” w ostatnim czasie rzeczywiście zaczęły notować zdecydowanie lepsze rezultaty, ale głównie w meczach przed własną publicznością. Ich bilans starć wyjazdowych, a przecież mierzyli się na Santiago Bernabeu, był do tej kolejki fatalny. W czternastu rozegranych wyjazdowych spotkaniach mieli na koncie zero zwycięstw, siedem remisów i siedem porażek.

Do dyspozycji Valencii z tego sezonu należy również dodać aspekt historyczny. Santiago Bernabeu dla nich było wręcz przeklęte – ostatnie zwycięstwo na madryckim obiekcie zaliczyli w 2008 roku. Z pewnością kibice Realu Madryt brali pod uwagę, że może nie być to najłatwiejszy i najprzyjemniejszy mecz. Nikt nie zakładał jednak porażki.
Trzeba jednocześnie uczciwie przyznać, że Los Blancos śmiało mogli, a nawet powinno to spotkanie wygrać. Wykreowali sobie całą masę sytuacji bramkowych, o czym dobitnie świadczy współczynnik spodziewanych bramek (3.70). Vinicius Junior, nawet mimo zdobytej w 50. minucie bramki, okazał się antybohaterem, ze względu na zmarnowany rzut karny. To właśnie dwie minuty po przestrzelonej jedenastce na prowadzenie Valencię wyprowadził Diakhaby.
Barcelona dopisała zatem kolejny punkt przewagi nad odwiecznym rywalem za sprawą sensacyjnej przegranej Realu Madryt. Duma Katalonii wyglądała w starciu z Realem Betis, jakby przede wszystkim wpadła w dołek fizyczny. Byli co prawda zespołem dyktującym warunki gry i mającym zdecydowanie więcej sytuacji bramkowych – brakowało w tym wszystkim jednak nieco większej intensywności. Czegoś, do czego ekipa Flicka nas w tym sezonie przyzwyczaiła.

Robert Lewandowski był niemal całkowicie wyłączony z gry. Polak w całym meczu zaliczył tylko 23 kontaktów z piłką i oddał jeden (niecelny) strzał. To również nie był dzień Lamine’a Yamala, który mimo wielu udanych dryblingów irytował później błędnymi decyzjami i częstymi stratami piłki. Po końcowym gwizdku najbardziej sfrustrowany był Raphinha, który wykłócał się nie tylko z sędziami, ale również miał sprzeczkę z Hansim Flickiem i ter Stegenem.
Atletico tymczasem wróciło na zwycięską ścieżkę po trzech kolejnych stratach punktów. Athletic bezbramkowo zremisował z Villarrealem, gdy Real Sociedad pokonał Las Palmas.
30. kolejka La Liga:
- Villarreal 0:0 Athletic Bilbao
- Real Valladolid 0:4 Getafe
- Sevilla 1:2 Atletico Madryt
- Las Palmas 1:3 Real Sociedad
- FC Barcelona 1:1 Real Betis
- Mallorca 1:2 Celta Vigo
- Real Madryt 1:2 Valencia
- Girona 0:1 Alaves
- Rayo Vallecano 0:4 Espanyol