NA SZCZYCIE
Był 10 marca 2020 roku, kiedy do bram Europy pukała już pandemia koronawirusa. W jednym z ostatnich meczów przed lockdownem Atalanta Bergamo pokonała na wyjeździe 4:3 Valencię, a dokładając do tej wygraną 4:1 u siebie, w pewnym stylu awansowała do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
We Włoszech Ilicić zdobył jedną z bramek, w Hiszpanii tą przyjemnością nie podzielił się już z nikim. Trafił cztery razy, w tym dwukrotnie z rzutów karnych. Był bohaterem swojego klubu, na ustach wszystkich, a jego lewa noga zaczęła budzić postrach nie tylko we Włoszech.
Kiedy nadeszła przerwa w rozgrywkach, w 29 meczach w tamtym sezonie miał na koncie 21 goli i 9 asyst. Był po prostu najlepszy. Strzały z dystansu? Nie ma problemu. Wdzieranie się w pole karne rywali? Jak najbardziej. Gra kombinacyjna? Proszę bardzo. Umiejętność gry głową? Z racji wysokiego wzrostu – piłkarz ma 1,90 m – nie było najmniejszych problemów.
Ilicić pojawił się na topie i zaczęto się zastanawiać, czy dość zaawansowany piłkarsko wiek – miał wtedy 32 lata – to faktycznie aż taka przeszkoda, by nie mógł jeszcze dostać dobrego kontraktu w klubie większym od Atalanty. Słoweniec regularnie był wrzucany medialnie do włoskich gigantów, łączono go także z ewentualnym transferem za granicę.
DEPRESJA
I wtedy przyszedł moment, który zmienił wszystko. Po ponad trzymiesięcznej przerwie wywołanej pandemią, dla ofensywnego zawodnika nic już nie było takie samo. W kilku spotkaniach swojego zespołu po wznowieniu rozgrywek co prawda jeszcze wystąpił, ale szybko udał się na „urlop okolicznościowy”, jak możemy przeczytać przy jego nazwisku w portalu Transfermarkt.
Co się kryje za tym niestandardowym w piłkarskim świecie pojęciem? Paskudna choroba – depresja. Ilicić, jako człowiek wrażliwy, miał szczególnie mocno cierpieć podczas lockdownu i niepewności związanej z wybuchem pandemii. To przecież właśnie północne Włochy, w których mieszkał, można określić mianem epicentrum tego, co spotkało z czasem całą Europę.
Zamknięte mieszkania, zachowywanie dystansu, wywożenie ciał zmarłych wojskowymi samochodami – to była codzienność mieszkańców Bergamo wiosną 2020 roku. Sam Słoweniec również miał zmagać się z zakażeniem koronawirusem i nie odnalazł się w tej trudnej sytuacji najlepiej.
W lipcu cztery lata temu całkowicie zniknął z radarów bez żadnego szerszego odniesienia się ze strony klubu. Jego absencja była zagadkowa. Milczenie już kilka miesięcy później przerwał ówczesny lider Atalanty, Papu Gomez. W rozmowie z „TyC Sport” powiedział: – Wiele wycierpiał, popadł w depresję. Głowa doszła do momentu, w którym eksplodowała. Ale teraz czuje się dobrze, jest dla nas bardzo ważny.
Do gry w Serie A Ilicić wrócił jesienią i zaczął pokazywać dobrą formę zwłaszcza na przełomie 2020 i 2021 roku. Notował asysty, strzelał gole. Może nie czynił tego z takim rozmachem jak chwilę wcześniej, ale jednak można w nim było zauważyć przynajmniej zalążek piłkarza, który dopiero co zachwycał całą Europę.
Sezon 2020/2021 zakończył z siedmioma bramkami i jedenastoma asystami, występował także w reprezentacji. Wyglądało na to, że wszystko wróciło do normy. Niestety – nie na długo.
NAWRÓT CHOROBY
Na początku 2022 roku depresja nawróciła. Praktycznie z dnia na dzień piłkarz przestał być powoływany do kadry meczowej, co oczywiście natychmiast wzbudziło liczne pytania. Tym razem łatwo już było połączyć kropki mając na uwadze, że półtora roku wcześniej Ilicić zniknął z włoskich boisk równie zagadkowo.
W kotka i myszkę z dziennikarzami nie zamierzał się bawić również trener Atalanty, Gian Piero Gasperini. Jeszcze w styczniu Włoch zapytany o sytuację swojego piłkarza nie owijał w bawełnę. – Ludzka głowa to dżungla. To nie jest łatwe ani dla psychologów, ani dla nas – powiedział.
I zaznaczył: – Będziemy czekali całe życie na Josipa jako człowieka. Jako piłkarza – to nieprzewidywalne. Zawsze będziemy blisko niego, to są sytuacje, które wykraczają poza piłkę.
Tym razem powtórki już nie było. Ilicić nie wrócił do gry w Atalancie, a 1 września 2022 roku rozwiązał kontrakt z klubem za porozumieniem ze stron. W atmosferze wspólnego szacunku i zrozumienia dla powagi sytuacji, klub pożegnał się z zasłużonym piłkarzem. Bilans Słoweńca w ekipie z Bergamo zatrzymał się na 173 meczach, 60 bramkach i 44 asystach.
POWRÓT NA SŁOWENIĘ
Wbrew jednak temu, co wówczas można było sądzić, pomocnik nie zakończył kariery. Postawił na powrót do ojczyzny i podpisał kontrakt z Mariborem, z którego w 2010 roku trafił do Palermo i zaczął pisać swoją trwającą ponad dekadę włoską przygodę.
Wypełnione włoskie stadiony w blasku fleszy zamienił na kameralne obiekty ligi słoweńskiej, która nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Właśnie takie okoliczności miały mu jednak pomóc w odbudowie formy sportowej, którą utracił przez miesiące trudnego zmagania się z depresją.
Do siatki rywali trafił już co prawda w swoim pierwszym występie po powrocie do kraju, w listopadzie 2022, ale ogółem był to sezon przejściowy. W czternastu meczach Ilicić zanotował dwa trafienia i dwie asysty, zmagał się także z problemami ze ścięgnem Achillesa czy mięśniami uda.
Jeżeli chodzi o reprezentację, wypadł z niej całkowicie, co też nie mogło dziwić. Przez cały 2023 rok nie otrzymał ani jednego powołania do drużyny, która rywalizowała w eliminacjach mistrzostw Europy. Jego ostatnim występem pozostawał mecz z Cyprem jeszcze w 2021 roku w kwalifikacjach do mundialu w Katarze.
ODBUDOWA
Nadszedł jednak sezon 2023/2024 i Ilicić zaczął regularnie pokazywać, że nie zapomniał jak się gra w piłkę – nawet jeśli było to tylko na boiskach ligi słoweńskiej. Strzelał bramki, notował asysty, występował przede wszystkim na pozycji ofensywnego pomocnika, choć zdarzało mu się grać także na prawym skrzydle.
Wraz z Mariborem zakończył sezon jako wicemistrz Słowenii, co było poprawą względem trzeciego miejsca z zeszłego roku. Indywidualnie nie miał większych problemów ze zdrowiem i formą – rozegrał 36 meczów, zdobył 9 bramek i zanotował 12 asyst.
Powołanie na marcowe mecze reprezentacji jednak nie nadeszło. Tym większe mogło być zdziwienie, kiedy Ilicić pojawił się w gronie piłkarzy mających przygotowywać się do wyjazdu na Euro. Doświadczony piłkarz od razu pomógł sam sobie – w niedawnym sparingu z Armenią pojawił się na boisku pół godziny i od razu strzelił gola, dzięki czemu Słowenia wygrała 2:1. Swoją szansę w drugiej połowie otrzymał także przy okazji zremisowanego 1:1 meczu z Bułgarią.
NIE TYLKO LEWA NOGA
O komentarz na temat Ilicicia poprosiliśmy Adama Kotleszkę – dziennikarza Kanału Sportowego, który komentował mecze ligi słoweńskiej 2023/2024 na antenie Sportklubu:
„Zwłaszcza ta runda wiosenna znakomita w jego wykonaniu, choć jesień też miał niezłą. To się też przełożyło na cały sezon Mariboru, który skończył ligę przed Olimpią Lublana, na czym zawsze zależy klubowi. Nawet jeśli nie będzie tytułu to ważne, żeby finiszować nad odwiecznym rywalem. Kibice mocno za sobą nie przepadają. To jedyna tak intensywna rywalizacja w całej Słowenii.
To już jest gość, który ma 36 lat i widać, że zmagał się z różnymi problemami zdrowotnymi. Może już tyle nie biega i jest wśród najwolniejszych na boisku – zwłaszcza bez piłki, bo jak ma piłkę to nagle dostaje przyspieszenia.
Ta jego lewa noga cały czas jest magiczna. Potrafi sobie świetnie ustawić obrońcę samym przyjęciem piłki i uwielbia zakładać siatki rywalom w lidze słoweńskiej. To udało mu się już parę razy bardzo efektownie. Myślę, że jak dostanie swoją szansę na Euro to co najmniej jedną taką akcję nam zaprezentuje, że świetnie sobie ułoży piłkę przyjęciem, zwodem, balansem ciała, po prostu ośmieszy jakiegoś przeciwnika.
Możemy też zakładać, że odda jakiś groźny strzał z dystansu. Ja bym nawet zakładał, że zdobędzie w ten sposób bramkę swoją lewą nogą, bo Josip Ilicić mimo upływającego wieku tego na pewno nie zatracił. Lewa noga kapitalnie ułożona, bardzo dobra gra jeden na jeden.
Nie ma już tej szybkości i dynamiki, natomiast to jest wciąż piłkarz na ligę słoweńską. Cieszę się, że wraca do reprezentacji, bo to bardzo poważana postać w szatni i wszyscy odebrali to jego powołanie jako taką oczywistość choć minęły trzy lata od poprzedniego.
Wszyscy powiedzieli, że tak to musiało się skończyć po tym dobrym okresie w ostatnich miesiącach. Mało jest ludzi związanych z piłką nożną w Słowenii, którzy powiedzieliby, że nie poważają Ilicicia. Nie będzie grał w pierwszym składzie, ale do wejścia z ławki to pewniaczek.
Komentowałem wszystkie osiem ligowych trafień Ilicicia w tym sezonie. Pamiętam takie spotkanie z FC Koper, kiedy strzelił dwa gole, z czego jeden po indywidualnej akcji – minął mur obrońców jak tyczki, walnął pod poprzeczkę walnął prawą nogą.
To nie jest tylko jednowymiarowy zawodnik. Potrafi sobie lewą nogą ustawiać obrońców i robić fajne rzeczy z piłką, ale prawą też umie huknąć.
Niesamowicie trzymam kciuki za niego i z całą reprezentację Słowenii na tym Euro”.
UKORONOWANIE KARIERY
Dla Słowenii Euro 2024 rozpocznie się chwilę po meczu Polski z Holandią – w niedzielę, 16 czerwca o godzinie 18:00. Potem Słoweńcy zmierzą się z Serbami, a na zakończenie rywalizacji w fazie grupowej czeka ich spotkanie z Anglią.
Swego czasu Ilicicia w Atalancie Bergamo nazywano „babcią”, bo miał często narzekać na swój stan zdrowia, użalać się na różne bóle, a koniec końców wychodził na boisko i robił robotę. Mistrzostwa Europy mogą stanowić piękne ukoronowanie jego kariery – pełnej momentów pięknych, ale i trudnych. I kto wie, czy tym razem narzekać nie będą wyłącznie bramkarze rywali, którym trudno będzie powstrzymać pociski posłane przez lewą nogę Josipa…