Ekstraklasa wciąż czeka na pierwszego beniaminka
Lechia Gdańsk przyjechała do Rzeszowa w jednym celu – zagwarantować sobie powrót do Ekstraklasy na pięć kolejek przed końcem sezonu. By tak się stało, ekipa prowadzona przez Szymona Grabowskiego musiała wygrać ze Stalą Rzeszów i liczyć na to, że GKS Tychy straci punkty w meczu z Zagłębiem Sosnowiec.
Początek meczu należał do Lechii, choć dominacja gdańszczan słabła z minuty na minutę. Stal czuła się coraz pewniej, aż w końcu piłkarzom Marka Zuba udało się wyjść na prowadzenie. W 36. minucie po dośrodkowaniu Jesusa Diaza gola strzelił Andrija Prokić. Lechia nie potrafiła przed przerwą zdobyć bramki dającej remis. Widać było, że na boisku brakuje zawieszonych za kartki Kacpra Sezonienko, Camillo Meny i Tomasza Neugebauera.
Po zmianie stron Stal nie zdejmowała nogi z gazu. W 55. minucie do asysty gola dołożył Jesus Diaz. Kolumbijczyk oszukał obrońców Lechii i pokonał Bogdana Sarnawskiego. Kilka minut później było już 3:0. Autorem kolejnej bramki dla Stali był Karol Łysiak, który zaskoczył golkipera rywali strzałem z bardzo ostrego kąta. Stal nie cieszyła się długo z trzybramkowej przewagi. W 65. minucie ręką we własnym polu karnym zagrał Milan Simcak. Jedenastkę na gola zamienił Łukasz Zjawiński. Po tym golu Lechia uwierzyła w to, że można w tym meczu szukać wyrównania. Świetną okazję miał Tomas Bobcek, lecz Słowak trafił w spojenie bramki.
Na tym nie skończył się pech piłkarzy z Gdańska. W 80. minucie Filip Koperskiemu przytrafiło się to samo, co Simcakowi kwadrans wcześniej. Rzut karny pewnie wykorzystał Łysiak. W doliczonym czasie gry sędzia jeszcze raz wskazał na “wapno”, co wykorzystał Łukasz Zjawiński. O odrabianiu strat nie było jednak mowy.
Dzięki wygranej z liderem Stal Rzeszów wskoczyła na dziesiąte miejsce w tabeli I ligi. Z kolei Lechia Gdańsk może sobie zagwarantować awans do Ekstraklasy już w następnej kolejce. 4 maja Lechiści zmierzą się z GKS-em Tychy na własnym stadionie.