Gol olimpijski, czyli bramka zdobyta bezpośrednio z rzutu rożnego, to niezwykła rzadkość. W niedzielnym starciu z Litwą Sebastian Szymański powtórzył to co w 1977 roku dokonał legendarny Kazimierz Deyna. To był pierwszy gol w tym meczu i dopiero czwarty strzelony w ten sposób przez reprezentację Polski, co wyliczył Cezary Kawecki.
Po zmianie stron piłkarz Fenerbahce znowu dał o sobie znać. W 64. minucie idealnie dograł na głowę Roberta Lewandowskiego, a Polska ostatecznie pokonała Litwę 2:0. Szymański okazał się bohaterem meczu, choć zaledwie kilka dni temu rozczarował w towarzyskim spotkaniu z Nową Zelandią (1:0). Październikowe zgrupowanie idealnie obrazuje jego dotychczasową postawę w reprezentacji Polski.
Szymański jak Zieliński
Niektórzy piłkarze mieli mocną pozycję w klubie, ale nigdy nie potrafili tego przekuć na reprezentację. Weźmy pod lupę chociaż Karola Linettego, który rozegrał ponad ćwierć tysiąca spotkań w Serie A, w kadrze dobił do 47, ale większość z nich była przeciętna czy wręcz słaba. Z kolei Kamil Grosicki czy Karol Świderski mogą przyjechać na zgrupowanie w gorszej formie, a i tak z reguły nie zawodzą, gdy zakładają koszulkę z orłem na piersi.
– Są piłkarze urodzeni do gry w reprezentacji. Tacy, którzy dzięki niej dostają konstruktywną adrenalinę i jeszcze większą koncentrację na tym co robią i daje im to niesamowitą radość, ale też potrafią eksponować swoją klasę. I są też tacy, którym ciężko przełożyć formę klubową na kadrę. Grosicki należy do tej drugiej grupy – stwierdził kiedyś Mateusz Borek. A do której grupy należy Szymański?
Ani do pierwszej, ani do drugiej. I chyba im szybciej to zaakceptujemy, tym lepiej. Szymański przypomina nieco w tym aspekcie Piotra Zielińskiego. Choć pomocnik Interu jest piłkarzem z wyższej półki niż Szymański, to można ich porównać. “Zielek” często nie może spełnić wysokich oczekiwań kibiców, którzy liczą, że zawsze będzie liderem Biało-Czerwonych. Wobec Szymańskiego też są spore wymagania. I też nie zawsze są spełniane.
I trudno się dziwić. Szymański wyróżniał się już w Legii Warszawa, a sprawdził się właściwie wszędzie, gdzie grał. Renomę wyrobił sobie w Rosji (Dynamo Moskwa), Holandii (Feyenoord) oraz Turcji (Fenerbahce), gdzie cyklicznie chwalił go sam Jose Mourinho. Ale Szymański w kadrze nigdy w pełni nie odpalił. Świetne mecze zdarzały się rzadko, częściej grał poniżej oczekiwań. Przeciwko Litwinom zanotował już 49. mecz w kadrze, a jego statystyki to: sześć goli i pięć asyst. Słowem, nie rzucają na kolana.
Urban o Szymańskim
Szymański zadebiutował w kadrze sześć lat temu, ale nie był ani ważną postacią na mundialu w Katarze, ani na Euro w Niemczech. I choć pewnie powinniśmy się pogodzić, że z Szymańskim będzie podobnie jak z Zielińskim, czyli nie zawsze udźwignie ciężar gry całej reprezentacji na swoich barkach, to jednak nadal można być dobrej myśli. Wydaje się, że Jan Urban, który sam niegdyś imponował techniką, będzie wiedział, jak stworzyć mu odpowiednie warunki do gry w reprezentacji.
– Z Nową Zelandią zrobiliśmy za dużo zmian w składzie, więc Sebastian nie błyszczał tak jak dzisiaj. Z Litwą zagrał bardzo dobrze. Trzeba jednak podkreślić, że mocno oberwał, często był dziś faulowany. Zostały nam w tym meczu jeszcze dwa mecze i mam nadzieję, że dalej będzie w dobrej formie – mówił po ostatnim gwizdku Jan Urban.
Szymański ma dopiero 26 lat, więc wciąż może wykonać krok do przodu. I przestać być piłkarzem momentów. Kiedy, jak nie teraz?