Legia lepsza od Lechii. Nie pozostawiła żadnych złudzeń
Spotkanie w Gdańsku zapowiadano jako mecz dwóch ekip, o których w ostatnim czasie było w mediach bardzo głośno. Głównie za sprawą postaci trenerów – Grabowskiego i Feio. Ten pierwszy w kuriozalnym oświadczeniu władz Lechii co prawda otrzymał wsparcie prezesa, jednak zarzucono mu sporo nieprawidłowości w pracy. Z kolei Feio również miał niestabilną pozycję. Przez moment wydawało się, że zwolnienie Portugalczyka jest o krok. Ostatecznie obaj panowie stanęli naprzeciwko siebie w piątkowy wieczór. I ponownie w ich bezpośrednich pojedynkach triumfował Goncalo Feio.
Legia nie pozostawiła Lechii Gdańsk żadnych złudzeń i brutalnie ją wypunktowała. W 4 minuty zdobyła 2 bramki i pewnie wywalczyła 3 punkty. I choć przed przerwą mecz był dość wyrównany, a Lechiści mieli swoje szanse, to po zmianie stron przewaga Legionistów była aż nadto widoczna.
Jednym z liderów warszawian w Gdańsku był Morishita. Zdobył pierwszą bramkę i nie dawał spokoju gdańskiej defensywie. Nic dziwnego, że Goncalo Feio chwalił go po meczu. – Rzadko wyróżniam indywidualnie piłkarzy, ale dziś Morishita zasłużył na wyróżnienie. Zdobył pierwszą bramkę w lidze – mówił na konferencji po meczu szkoleniowiec. Zapowiedział też, że chce, aby Legia wykupiła wypożyczonego z Nagoyi Japończyka.
Stołeczny klub zdominował Lechię w każdym aspekcie. Legioniści atakowali, więcej strzelali i byli skuteczniejsi w defensywie. Bezlitośnie wykorzystali błędy gdańskich obrońców. A tych było tego dnia sporo.
Lechia na kursie do spadku? Nie klei się nic
Piątkowy mecz przyciągnął na trybuny 25 tysięcy kibiców. Wszystkie wejściówki się wyprzedały, choć stadion wypełniony był w 60%. Jak to możliwe? Cóż, władze gdańskiego klubu zdecydowały się zgłosić imprezę masową tylko na 25 tysięcy. Wpływ na to miały m.in. kwestie finansowe. Jak wiadomo, w Gdańsku z pieniędzmi nie jest kolorowo. A szkoda, bo mecz miał potencjał nawet na 35-40 tysięcy ludzi na trybunach. Z drugiej strony ci, co przyszli, opuszczali stadion rozżaleni. Lechia znów dała się ograć jak dziecko.
Obrona, błędy indywidualne, brak stabilizacji – to dziś największe problemy gdańszczan. Bujar Pllana sprezentował Legii bramkę. To nie pierwszy błąd tego zawodnika w tym sezonie. A przychodził do klubu jako “wzmocnienie”. Choć zaryzykujemy stwierdzenie, że na tej pozycji lepiej zagrałby któryś z juniorów. Dodatkowo nie ma na boisku lidera. Kogoś, kto by dźwignął zespół w trudnym momencie. Rifet Kapić czy Iwan Żelizko nie pokazują tego, do czego przyzwyczaili kibiców przed rokiem. Z kontuzją gra Maksym Chłań, który po igrzyskach olimpijskich nie miał prawie w ogóle wolnego.
Czy Lechia obrała kurs Betclic 1. Liga? Oczywiście sezon nie kończy się dziś i nie ma co rzucać takich stwierdzeń na wiatr. Jeśli jednak Lechiści nie zaczną punktować, to sytuacja będzie się pogarszać. Już dziś nie jest kolorowo. Gdańszczanie zajmują 16. miejsce z dorobkiem 9 punktów. A wyprzedzający ich Radomiak ma rozegrane dwa mecze mniej. Sytuacja robi się więc coraz trudniejsza. Lechia musi w końcu zacząć wygrywać. I świadomi tego są wszyscy. – Nastroje w klubie nie są hurraoptymistyczne – mówił po spotkaniu Szymon Grabowski. I dało się to wyczuć w korytarzach gdańskiego stadionu.
Przed Lechią teraz ligowy mecz w Gliwicach (25.10, godz. 18.00). Z kolei Legia dzień wcześniej zagra w Lidze Konferencji Europy z Backą Topolą.