Antoni Partum: Czy trenerzy w Polsce przykuwają odpowiednią wagę do treningu stałych fragmentów gry?
Michał Macek (trener stałych fragmentów gry): – Jedni trenują więcej, inni mniej, ale wciąż jest to trochę niedoszacowany element w polskim futbolu. Dzięki stałym fragmentom gry można strzelać więcej goli i mniej tracić, ale wciąż nie ma w Polsce trenerów stricte od tego elementu, choć za granicą to powoli staje się normą. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni także i u nas.
Skąd czerpiesz wiedzę na temat SFG?
– Wiele inspiracji biorę z grupowego czatu w aplikacji WhatsApp, gdzie jest 32 trenerów z całego świata, którzy wymieniają się ciekawostkami i spostrzeżeniami. A także wspólnie analizujemy konkretne przykłady. Taka burza mózgów zawsze jest twórcza. Ale często po prostu zastanawiałem się nad drużyną rywali, patrzyłem na ich słabe strony i samemu próbowałem wymyślić coś, co może ich zaskoczyć.
Jakie powinny być proporcje statystyki i matematyki a fantazji i spontaniczności podczas wykonywania stałych fragmentach gry?
– Stałe fragmenty gry to matematyka, bo próbuje się stworzyć przewagę liczbową na określonym terytorium, ale to także iluzja, by zmylić przeciwnika.
Iluzja?
– Trzeba zrobić wszystko, by zmylić rywala, odwracając jego uwagę od najważniejszego elementu, czyli zawodnika finalizującego akcję. I właśnie dlatego stosujemy różne sztuczki, jak choćby ustawienie dwóch lub trzech piłkarzy do rozegrania rzutu wolnego. Wtedy obrońcom trudno się domyślić, co planuje zespół. Muszą być przygotowani na kilka wariantów.
Najskuteczniejszym stałym fragmentem gry jest rzut karny. A jak wygląda reszta podium?
– Drugie miejsca przypada rzutom rożnym, potem są rzuty wolne, następnie auty. To widać po statystykach. Spójrzmy na Ekstraklasę. Po rzutach karnych padło już 85 goli. Więcej bramek padło tylko po rzutach rożnych, bo aż 87, ale one się zdarzają znacznie częściej. Po rzutach wolnych padło 46 goli, ale jeśli chodzi o bezpośrednie strzały, to raptem 10 bramek. Z czego połowę zdobyła Jagiellonia, która ma także najwięcej bramek po rożnych. Dzięki skutecznym autom udało się w tym sezonie wykreować 17 trafień.
Zatrzymajmy się przy rzutach wolnych. Od początku poprzedniego sezonu Dusan Vlahović z Juventusu zdobył cztery bramki w ten sposób, co czyni go liderem pod tym względem, biorąc pod uwagę topowe ligi w Europie. Nie jest to zbyt imponujący wynik. Czy zanika umiejętność strzelania rzutów wolnych?
– Minęły już czasy Roberto Carlosa, Davida Beckhama czy Juninho. Dlaczego? Po pierwsze wzrosła świadomość bramkarzy, poprzez dokładną analizę tego, jak strzelają rywale. Polepszył się także mur, dzisiaj zawodnicy lepiej reagować. No i wymyśla się również nowe zagrywki defensywne, jak np. krokodyla, gdy zawodnik drużyny broniącej kładzie się za murem, by uniemożliwić strzał pod zawodnikami, którzy skaczą.
Czyli nikt już nie pobije rekordu Juninho, który zdobył 77 bramek z rzutów wolnych?
– Piłka cały czas się rozwija, więc może kiedyś trend się zmieni i w przyszłości ktoś pobije ten rekord, ale na razie faktycznie bramek z wolnych pada znacznie mniej niż kiedyś. Wystarczy sobie przypomnieć bramkarzy z Ameryki Południowej, którzy jeszcze w latach 90. często podchodzili do wolnych, ale dziś to nie do pomyślenia, bo ryzyko kontrataku jest zbyt wysokie. Poza tym tamci bramkarze strzelali głównie poza Europą, gdzie zawsze było nieco więcej swobody taktycznej.
A z drugiej strony, czy rzuty wolne nie są akurat elementem łatwym do trenowania? Prosisz bramkarza, by został po treningu, ustawiasz sztuczny mur i katujesz strzały.
W teorii… Ale w praktyce mur z zawodników jest trudniejszą przeszkodą niż sztuczny mur, a do tego wszystkiego dochodzi stres związany z meczem, który często negatywnie wpływa na tak precyzyjny element futbolu, jakim są strzały z wolnych. Pamiętajmy też, że statystycznie zespoły mają tylko jedną naprawdę dogodną okazję do bezpośredniego strzału na dwa, trzy mecze.
W Polsce, jak już powiedziałeś, rządzi Jagiellonia i dobrze sobie radzi Puszcza Niepołomice, a która drużyna w Europie najlepiej rozgrywa stałe fragmenty gry?
– Arsenal. Londyńczycy są groźni z każdego stałego fragmentu gru, bo Mikel Arteta korzysta ze specjalistycznej wiedzy Nicolasa Jovera, trenera od stałych fragmentów gry. Po samych rzutach rożnych zdobyli aż 16 bramek w tym sezonie. Arsenal potrafi stworzyć zagrożenie nawet, gdy wznawia grę ze środka pola, bo w ciągu siedmiu sekund wie, jak dojść do dogodnej sytuacji strzeleckiej.
A który zespół ma z tym ewidentnym problem?
Problem to może za duże słowo, ale musimy brać pod uwagę stałe fragmenty gry pod względem bramek zdobytych i straconych. Ważną rzeczą jest też liczba wykonywanych stałych fragmentów gry, bo jedne zespoły mają ponad 180 rożnych, a inne poniżej 110. To samo się dotyczy rzutów wolnych i autów. Trzeba pamiętać, że przeciwko niektórym drużynom wykonuje się więcej różnych rożnych, a przeciwko zespołom grającym o najwyższe cele mniej. Na pewno warto zwrócić uwagę na Legię, która wykonała aż 184 rzuty rożne, a strzeliła tylko jednego gola. A np. Raków po stałych fragmentach – bez uwzględnienia jedenastek – stracił 15 goli, czyli najwięcej w lidze.
39-letni Michał Macek pracował w przeszłości jako trener od stałych fragmentów gry w Górniku Łęczna, Koronie Kielce i Arce Gdynia.