Fabiański miał być przeszłością West Hamu
Karierę Łukasza Fabiańskiego w West Hamie można podzielić na trzy fazy. Gdy doświadczony bramkarz przychodził do klubu ze stolicy Anglii, jego głównym rywalem w walce o pierwszy skład był Adrian. Hiszpan stracił miejsce w wyjściowej jedenastce na samym początku sezonu 2018/19, po czym odszedł do Liverpoolu.
Od tego czasu „Fabian” cieszył się mocną pozycją w klubie. Postawił na niego zarówno Manuel Pellegrini, jak i David Moyes. Były reprezentant Polski właściwie nie miał konkurencji. Wszystko miało się jednak zmienić latem 2021. Do West Hamu trafił bowiem Alphonse Areola. Polak miał się o co martwić. Francuski golkiper miał w swoim CV występy w Realu Madryt i Paris Saint-Germain. Jakby tego było mało, olbrzymim atutem Areoli był wiek – nowy bramkarz West Hamu miał wówczas 28 lat. Teoretycznie był więc w najlepszym momencie swojej kariery.
Trzeba przyznać, że Fabiański dostał wyraźny sygnał od klubowych władz. Choć w swoim debiutanckim sezonie Francuz zaliczył tylko jeden występ w lidze angielskiej, londyński klub postanowił skorzystać z opcji wykupu, która znalazła się w umowie pomiędzy West Hamem a PSG. To on miał być przyszłością Młotów.
Mimo tego, że Areola kosztował prawie dziesięć milionów euro, w sezonie 2022/23 rywal Fabiańskiego wciąż pełnił funkcję rezerwowego. Polak po prostu nie dawał za wygraną. 31-latkowi udało się wskoczyć do pierwszego składu dopiero w minionej kampanii. Zrobił więc to, co miał zrobić od początku.
W sezonie 2023/24 “Fabs” (jak nazywają go kibice West Hamu) grał głównie w Lidze Europy, Pucharze Anglii i Pucharze Ligi Angielskiej. W Premier League uzbierał zaledwie 10 meczów, co było dla niego najgorszym wynikiem od sezonu 2013/14. Wydawało się, że 39-latek nie będzie już dostawał szans w angielskiej elicie. Przez chwilę mówiło się nawet o tym, że „Fabian” może pójść drogą Artura Boruca, który na koniec kariery wrócił do Legii Warszawa.
Życie napisało jednak inny, zupełnie nieprzewidywalny scenariusz.
Fabiański wciąż trzyma poziom
Rola rezerwowego bramkarza potrafi być niewdzięczna. Trenerzy rzadko decydują się na zmianę golkipera. To pozycja, na której olbrzymie znaczenie ma rytm meczowy i zgranie z obrońcami. Zawodnik siedzący na ławce musi więc liczyć na łut szczęścia, czyli kontuzję rywala bądź słabszy występ.
Szczęście uśmiechnęło się do Fabiańskiego już pod koniec sierpnia. W 3. kolejce Premier League West Ham mierzył się z Manchesterem City. Ze względu na uraz pleców Alphonse Areola musiał opuścić boisko już po pierwszej połowie. Na murawie zameldował się „Fabian”, który zebrał dobre recenzje za mecz z mistrzami Anglii. Nie udało mu się wprawdzie zatrzymać Erlinga Haalanda, lecz potrafił uratować swój zespół przed utratą kolejnych bramek.
Okazało się, że występ w starciu z mistrzami Anglii utkwił w pamięci Julena Lopeteguiego. Po porażce 1:4 z Tottenhamem w 8. kolejce doświadczony bramkarz wrócił do pierwszego składu. Tym razem francuski golkiper nie zmagał się z problemami zdrowotnymi. Hiszpański trener uznał jednak, że drużynie może pomóc gracz, który w kwietniu skończy 40 lat.
Ostatnie mecze nie były jednak łatwe dla golkipera Młotów. W sześciu spotkaniach zaliczył tylko dwa czyste konta i wyjmował piłkę z siatki aż 12 razy. Winę za większość bramek ponosi jednak defensywa West Hamu, która kompletnie się rozsypała. Fabiański popełnił tylko jeden błąd, który doprowadził do straty gola – w meczu z Arsenalem sprokurował rzut karny po znokautowaniu Gabriela.
Zdarzało się też, że był bohaterem swojej drużyny. Było tak chociażby w starciu z Manchesterem United. Ekipa z Londynu wygrała mecz 2:1, a były reprezentant Polski popisał się kilkoma świetnymi interwencjami.
„Fabian” udowodnił, że mimo upływu lat wciąż może być bramkarzem na poziomie Premier League. Pokazują to zresztą statystyki „post shot expected goals” (gole oczekiwane po strzale – przyp.red), które w ostatnim czasie zaczęły wchodzić do piłkarskiego mainstreamu. Wartość psxG bierze pod uwagę prawdopodobieństwo obronienia strzału tuż po jego oddaniu. 39-latek mierzył się ze strzałami o łącznej wartości 13,7 psxG. W całym sezonie 2024/25 puścił 13 bramek, co oznacza, że doświadczony golkiper ratuje swoich kolegów nieco częściej, niż powinien. Dla porównania Areola kapitulował 14 razy, choć jego psxG wynosi 9,4. O gorszym bilansie może mówić jedynie Jose Sa z Wolverhampton.
Życie zaczyna się po trzydziestce
Ci, którzy mieli okazję poznać Fabiańskiego, mówią o nim jednym głosem: skromny, cichy, spokojny, introwertyk, zawsze przygotowany profesjonalista. Choć nie miał nigdy temperamentu Artura Boruca i talentu Wojciecha Szczęsnego, jego cechy pomogły mu zrobić karierę, której mógłby mu pozazdrościć niejeden polski bramkarz.
Sam Fabiański zapewne przyznałby, że nie zawsze było mu łatwo. Przez siedem lat gry w Arsenalu zaliczył zaledwie 78 występów. Przegrywał rywalizację o pierwszy skład z Manuelem Almunią i wspomnianym wcześniej Szczęsnym. Zmagał się też z wieloma kontuzjami. Jakby tego było mało, w końcówce sezonu 2010/11 Polak dostał prześmiewczą ksywkę „Flappyhandski” („luźne ręce” – przyp.red).
Borykał się z problemami także w reprezentacji Polski. Choć trenerzy zmieniali się jak rękawiczki, „Fabian” spędził długie lata na ławce rezerwowych. Co więcej, miał być pierwszym bramkarzem kadry na EURO 2012, lecz nie mógł pomóc ekipie prowadzonej przez Franciszka Smudę ze względu na kontuzję.
W jego karierze wszystko zaczęło się zmieniać później niż zwykle. Dopiero w wieku 31 lat pokazał, że może być jednym z liderów Biało-czerwonych. To właśnie on zastąpił Szczęsnego podczas historycznych Mistrzostw Europy 2016. Dwa lata wcześniej postanowił rozstać się z Arsenalem. Arsene Wenger wspominał po latach, że nie mógł zaakceptować decyzji Polaka.
– Nie chciałem, aby odchodził z Arsenalu, bo wiedziałem, że on w końcu eksploduje! Był za dobry, za bardzo utalentowany, żeby przepaść – powiedział legendarny trener w wywiadzie dla „WP Sportowe Fakty” z października 2021.
Jak się okazało, Wenger miał rację. Fabiański na dobre rozkręcił się dopiero w Swansea i West Hamie. To w tych klubach zanotował 337 z 369 meczów w lidze angielskiej. W barwach obu ekip zaliczył łącznie 83 czyste konta.
39-latek dość nieoczekiwanie stał się jednym z największych weteranów w historii Premier League. W rankingu piłkarzy o najdłuższym stażu w angielskiej elicie zajmuje 65. miejsce. Jeśli chodzi o piłkarzy, którzy nie zawiesili jeszcze butów na kołku, wyprzedza go tylko Raheem Sterling, Jonny Evans, James Ward-Prowse, Kyle Walker, Ashley Young i James Milner. Trzeba jednak pamiętać o tym, że Fabiański zadebiutował nieco później niż wymienieni gracze. Miał wówczas 23 lata, a najstarszy debiutant z tego grona (Young) był dwa lata młodszy. Fabiański może się też pochwalić tym, że jako jeden z 14 obcokrajowców przekroczył granicę 350 meczów w angielskiej elicie.
Na tym nie kończą się osiągnięcia golkipera Młotów. Dzięki starciom z Evertonem i Newcastle United Polakowi udało się dogonić Bena Fostera w klasyfikacji czystych kont. Obaj panowie wspólnie zajmują 18. miejsce w historii.
To zresztą nie jedyny ranking, w którym Foster może czuć na plecach oddech 39-latka. Po 16 latach gry w Premier League bramkarz West Hamu ma na swoim koncie aż 1184 obronionych strzałów. Większą liczbą obronionych uderzeń może pochwalić się tylko Anglik. Do pobicia rekordu brakuje tylko 64 interwencji. Historyczne osiągnięcie jest więc w zasięgu ręki – zwłaszcza patrząc na to, co w tym sezonie wyprawia defensywa drużyny ze stolicy Anglii.
Warunek jest jeden: Fabiański musi zachować miejsce w pierwszym składzie.
Co czeka Łukasza Fabiańskiego?
Doświadczony golkiper może mówić o sporym pechu. Nie od dziś wiadomo, że świat futbolu nie znosi próżni. Polak cieszy się zaufaniem ze strony Julena Lopeteguiego, lecz hiszpański szkoleniowiec może wkrótce pożegnać się ze stanowiskiem. Czarę goryczy miała przelać porażka 1:3 z Leicester City w debiucie Ruuda van Nistelrooya. Brytyjskie media są wręcz przekonane, że Młoty zaczęły już rozglądać się za następcami byłego selekcjonera reprezentacji Hiszpanii.
Ewentualne zmiany mogą dotyczyć także Fabiańskiego. 39-latek dalej trzyma poziom, ale trzeba postawić sprawę jasno: bramkarz West Hamu jest przedstawicielem ery, która powoli przechodzi do historii. Dziś golkiperzy coraz częściej muszą radzić sobie na przedpolu i uczestniczyć w przejściu przez pierwszą linię pressingu rywala. Pod tym względem Fabiański to totalny “old-school”. Zresztą, Polak jest najstarszym piłkarzem, który pojawił się na murawie w tym sezonie Premier League.
Kontrakt byłego reprezentanta Polski wygasa w czerwcu 2025. Każdy mecz może więc być tym ostatnim. Wiele wskazuje jednak na to, że golkiper nie składa jeszcze broni.
– Podchodzę do przyszłości bardzo spokojnie. Przede wszystkim najważniejsze dla mnie jest to, żeby być zdrowym. Jeżeli chodzi o moje chęci i czerpanie radości z gry, to mam cały czas ogromną frajdę z tego, że mogę uprawiać ten sport. Skupiam się na tym, żeby być gotowym na wszystkie możliwe decyzje trenera. Praca, praca i jeszcze raz praca, a jak się to wszystko potoczy, to zobaczymy – powiedział przed kamerami Viaplay po meczu z Arsenalem.
Ta wypowiedź to właściwie Łukasz Fabiański w pigułce. Ciężko wyobrazić sobie lepsze podsumowanie kogoś, kto przez ostatnie 15 lat przeżył jedną z najbardziej wyjątkowych karier w polskiej piłce. Jego pięć minut może dobiec końca praktycznie w każdej chwili, lecz dla “Fabiana” oszukiwanie przeznaczenia nie jest niczym nowym.