WYGRANI ZGRUPOWANIA
Kacper Urbański
Jak to w piłce często bywa, pech jednego bywa szczęściem drugiego. W meczu z Ukrainą wychowanek Lechii zastąpił kontuzjowanego Arkadiusza Milika, z Turcją z kolei skorzystał z okazji, gdy problemy zdrowotne zasygnalizował Robert Lewandowski. To jednak w żaden sposób nie umniejsza wrażeniu, jakie pozostawił po sobie na boisku 19-latek. A pozostawił znakomite. Ostatnie lata kibicowania reprezentacji Polski naznaczone były bowiem utyskiwaniem na brak zawodników technicznych, swobodnie poruszających się z piłką przy nodze, błyskotliwych. Teraz jednak do tego grona w brawurowy sposób dołączył piłkarz Bologni.
Można było się w sumie zastanawiać, czy nawet mimo udanego sezonu na boiskach Serie A wytrzyma presję, nie da się pokonać tremie i na PGE Narodowym zdoła uwolnić potencjał. Udowodnił jednak, że jakakolwiek nerwowość jest mu obca i nie ma zamiaru w tej grupie pełnić roli nieśmiałego dżokera, który Niemcy pragnie zwiedzić wyłącznie od strony turystycznej. Właściwie od pierwszego kontaktu z piłką pokazywał jakość, były nawet chwile, gdy wręcz w zdumiewający sposób wykazywał się pewnością siebie, gdy prosił o podanie obrońców – nawet mimo asysty dwóch rywali za plecami. Z każdym kwadransem w biało-czerwonej koszulce łapał coraz większy luz – kierunkowymi przyjęciami oszukiwał przeciwników, posyłał błyskotliwe podania do kolegów z formacji ataku, jak ryba w wodzie czuł się wtedy, gdy trzeba było pograć szybko i sprawnie na małej przestrzeni. Jeśli ktoś na tym zgrupowaniu najmocniej zapukał do drzwi wyjściowej jedenastki, to właśnie Urbański.
Nicola Zalewski
To oczywiście nie jest tak, że w meczach z Ukrainą i Turcją Zalewski objawił się piłkarskiej Polsce, dając sygnał do walki o miejsce na lewym wahadle. Nie – on już jako podstawowy lewy wahadłowy na to zgrupowanie przyleciał i oba mecze rozpoczął w pierwszym składzie. Nie sposób jednak nie docenić tego, jak za kadencji Michała Probierza wygląda piłkarz Romy i jak wiele profitów czerpiemy z jego gry. Jest skuteczny w indywidualnych akcjach na skrzydle, oferuje szeroki wachlarz możliwości, bo potrafi i okiwać rywala, i dośrodkować spod linii, i ściąć akcję do środka, wieńcząc ją precyzyjnym strzałem.
Jeżeli więc ktoś w ostatnich dniach umocnił swoją pozycję w jedenastce i udowodnił, że jest liderem tej drużyny, to właśnie zawodnik Romy, który sześciu występach pod okiem nowego selekcjonera zebrał już cztery asysty i bramkę.
Jakub Moder
Wejście na boisko w meczu z Ukrainą miał trochę niemrawe, co w sumie skłaniało do dość logicznej konstatacji – ma za sobą długą kontuzję, wiosną dochodził do siebie, w klubie nie zawsze grał regularnie, więc widocznie na turniej nie będzie jednak gotowy. Ale już wejściem w spotkaniu z Turcją musiał mocno namieszać w głowie selekcjonerowi. To był właśnie ten pakiet umiejętności, którego tak nam często w drugiej linii biało-czerwonych brakowało: spokój, opanowanie, odpowiedzialność za piłkę, szukanie prostopadłych podań.
Być może te trzy dobre kwadranse nie wystarczą, by przebić się do wyjściowej jedenastki, ale po prostu dobrze wiedzieć, że 25-latek nie jest wcale tak daleki od optymalnej dyspozycji, jak jeszcze chwilę temu się wydawało. Zwłaszcza że zawodnika o takim profilu zwyczajnie nie mamy. Są w kadrze piłkarze błyskotliwi (Zieliński, Urbański), równie wysocy i silni (Piotrowski), dynamiczni (Zalewski), ale Moder łączy po prostu wszystkie te cechy.
>> Euro 2024 – składy, terminarz, stadiony – Informator Kibica
PRZEGRANI ZGRUPOWANIA
Jakub Piotrowski
Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że może być takim Krzysztofem Mączyńskim Michała Probierza. Selekcjoner dostrzegł bowiem w pomocniku Łudogorca Razgrad coś, co wcale niełatwo było dostrzec na wypłowiałych bułgarskich murawach i w ostatnich meczach zaczął rzeźbić z niego swojego wiernego boiskowego żołnierza. 26-latek szybko odpłacał się za zaufanie – strzelił gola z Czechami, dorzucił bramkę i asystę z Estonią, zostawił mnóstwo zdrowia na placu w spotkaniu z Walią.
Tego zgrupowania nie zaliczy jednak do udanych. Z Ukrainą nie zagrał w ogóle, zaś z Turcją pokazał się z beznadziejnej strony i już po 45 minutach selekcjoner ściągnął go z boiska. W grze Piotrowskiego nie zgadzało się nic – piłka nie słuchała się jego stóp, co rusz mu odskakiwała, miał problemy nawet z najprostszymi elementami rzemiosła. Ani nie dawał nic drużynie w ataku, ani niespecjalnie pomagał w defensywie. Choć wydawało się więc, że trudno będzie go wypchnąć ze składu, to może właśnie o nim trener drużyny narodowej myślał, gdy mówił po meczu, że „niektórzy zawodnicy się od składu oddalili”.
Michał Skóraś
Nie jest łatwo wygryźć z zespołu Przemysława Frankowskiego (który tak swoją drogą ma za sobą przeciętny występ z Turcją), ale na pewno nie da się do tego zbliżyć takimi występami, jak ten pomocnika Brugge. Po meczu z Ukrainą – w którym wychowanek Lecha zagrał 90 minut – trudno powiedzieć o nim coś pozytywnego. Niby biegał, walczył, trochę szarpał, udzielał się i z przodu, i z tyłu, ale zbyt wielu efektów jego determinacji nie uświadczyliśmy. W jego akcjach nie było takiej błyskotliwości jak w akcjach grającego po drugiej stronie boiska Zalewskiego, rzadko udawało mu się ominąć przeciwnika, rzadko wybiegał na wolne pole i tworzył przewagę.
Bartosz Slisz
Mniej więcej ten sam scenariusz, co w przypadku Piotrowskiego. Ważny zawodnik drużyny narodowej w ostatnich meczach, wydawałoby się, że wręcz pewniak do składu, który w starciu z Ukrainą odpoczywał. Z Turcją zagrał jednak od pierwszej minuty i spisał się bardzo słabo. Przede wszystkim nie był tak skutecznym „odkurzaczem” na swojej połowie, jak w poprzednich meczach. Do tego doszły też proste błędy techniczne, a jedna z jego strat mogła wręcz zakończyć się golem gości (zapobiegł temu świetnie interweniujący Szczęsny). Paradoksalnie na korzyść zawodnika Atlanty działa chyba to, że jeszcze gorzej zagrał pomocnik Łudogorca, a pewnie trudno spodziewać się, by selekcjoner na mecz inaugurujący turniej z Holendrami wymienił aż dwa z trzech elementów w środku pola.
GDZIEŚ POMIĘDZY
Jest też wąska grupa zawodników, których analizy występów nie zazdrościmy selekcjonerowi. Taki Bartosz Salamon był przecież dotychczas ceniony przez Probierza, który widział w nim człowieka od zadań specjalnych. Z Ukrainą obrońca Lecha długi fragmentami wyglądał wręcz bardzo dobrze, agresywnie atakujący rywali z dala od własnego pola karnego, już w zalążku kasując potencjalne ataki. Ale też maczał palce przy straconej bramce. Z Turcją z kolei wypadł katastrofalnie, kompletnie tracąc orientację w terenie i jeszcze – chyba tylko dzięki litości arbitra – nie kończąc występu po uderzeniu w twarz rywala. Nie jest też łatwo ocenić Jakuba Kiwiora, który na przestrzeni kilku dni potrafił zagrać jeden mecz bardzo słaby (z Ukrainą) i jeden bardzo dobry (z Turcją). Trudno jednak w jego przypadku spodziewać się, by miał stracić miejsce w składzie, wydaje się to wręcz niemożliwe. Ambiwalentne uczucia budziła też postawa Sebastiana Szymańskiego, który miewał momenty i na nich opierał swoje występy. Świetnie bite stałe fragmenty gry, przebłyski w postaci znakomitych podań ze skrzydeł, a tak poza tym – niestety dość niewidoczny. Ale przecież nie obrazimy się, gdy jeszcze trochę momentów dorzuci na wielkim turnieju, nawet jeśli pomiędzy nimi nie prezentowałby się tak dobrze.