Zależni czy jednak nie?
Widok Erlinga Haalanda na ławce rezerwowych w ważnym środowym meczu z Aston Villą mógł być niepokojący, ale po końcowym gwizdku okazało się, że obawy nie były słuszne. Broniący mistrzostwa Anglii piłkarze Pepa Guardioli bardzo pewnie pokonali czwarty w tabeli zespół aż 4:1 i Norweg nawet nie musiał wchodzić na boisko. To jednak nie pierwszy taki przypadek w tym sezonie. Tym razem Haaland po prostu odpoczywał, ale w poprzednich miesiącach, kiedy leczył kontuzję, drużyna też nie odczuła jego braku.
To o tyle zaskakujące, że w minionym sezonie wydawało się, że Manchester City jest od jego goli mocno zależny. Adaptacja przebiegła bardzo szybko – nowy napastnik spudłował w kilku sytuacjach w meczu o Tarczę Wspólnoty, ale już od pierwszej kolejki seryjnie zdobywał bramki. Sezon ligowy Haaland zakończył z rekordowymi w erze Premier League 36 trafieniami, a ten wynik i tak mógł być lepszy, gdyby nie to, że w trzech ostatnich meczach raz wszedł z ławki na 16 minut, a w ostatnim nie wszedł na boisko w ogóle, bo Guardiola oszczędzał go na finał Ligi Mistrzów z Interem.
Gorsze tempo, gorsza skuteczność
W tym sezonie to imponujące tempo spowolniło. Haaland ma w tym momencie 18 goli w Premier League. Opuścił w międzyczasie pięć meczów, a mimo tego prowadzi w klasyfikacji strzelców. To jednak wynik gorszy niż ten z zeszłego sezonu. Wówczas po 24 rozegranych spotkaniach miał aż 27 bramek. Do zdobycia takiej liczby goli, co teraz, w minionych rozgrywkach potrzebował jedynie 14 występów. Obecnie praktycznie nie ma szans, by Haaland wyrównał osiągnięcia z zeszłego roku i nawet strzelenie 30 goli wydaje się niemożliwe. Ostatnim piłkarzem w Premier League, który przebił taką barierę w dwóch sezonach z rzędu był Alan Shearer. Anglik dokonał tego w trzech kolejnych sezonach (1993/94, 1994/95 i 1995/96).
Haaland zdobywa mniej bramek, choć dochodzi do sytuacji podobnej jakości. Według metryki expected goals, ma okazje przekładające się na średnią wartość jednego gola co 90 minut gry, ale spadła skuteczność Norwega. W rozgrywkach 2022/23 aż 31% jego strzałów w Premier League lądowało w siatce. W obecnych ta średnia spadła do 19.7% i choć nadal jest to poziom elitarny, to widać wyraźną różnicę. Haaland „oszukał” model xG w poprzednim sezonie, zdobywając 36 bramek, choć miał okazje na sumę mniej więcej 28,5. W tym sezonie według xG „powinien” mieć 22 trafienia i to pierwszy przypadek odkąd odszedł z Molde, kiedy strzela mniej goli niż wskazywałyby na to statystyki xG (dane z FBREF.com).
Haaland nie strzela? Nie ma problemu
Mimo tego, Manchester City nie odczuwa tej obniżki formy, a liczby nie kłamią. Haaland w połowie grudnia doznał kontuzji stopy i wtedy zaczął opuszczać mecze. Nie zagrał w obu spotkaniach w Klubowych Mistrzostwach Świata, opuścił sześć meczów w Premier League, jeden w Lidze Mistrzów i dwa w FA Cup na dystansie od 10 grudnia do końca stycznia. City zdobyło w nich aż 32 bramki, co daje średnią 2,91 na mecz. Tylko jedno z tych spotkań zakończyło się remisem, gdy Crystal Palace w nieprawdopodobnych okolicznościach odrobiło straty i zremisowało 2:2 na Etihad Stadium, a pozostałych dziesięć spotkań zespół wygrał. Co ciekawe, średnia w meczach z udziałem Haalanda wynosi 2,27 gola na mecz.
O co więc chodzi? Wydaje się, że bez Norwega Guardiola może wrócić niejako do ustawień fabrycznych Manchesteru City. Aż do jego pojawienia się, nie miał bowiem w tym klubie napastnika o takim profilu, a nieraz w ogóle grał bez „dziewiątki”. W sezonie przed transferem Haalanda, najwięcej bramek w Premier League zdobył Kevin De Bruyne (15), a we wszystkich rozgrywkach Riyad Mahrez (24). Wcześniej, w sezonie 2020/21, w obu klasyfikacjach najlepszy był Ilkay Gündogan (13 i 17).
Foden przejmuje pałeczkę
Teraz na absencjach Haalanda najbardziej korzysta Phil Foden. W środę strzelił hat-tricka z Aston Villą i był ustawiony bardziej centralnie, co mu służy. Kiedy gra Norweg, Foden ustawiany jest na skrzydle i bardziej niż na szukaniu sobie okazji strzeleckich, skupia się wtedy na rozgrywaniu. W meczach bez Haalanda, Anglik strzelił sześć goli i asystował przy czterech kolejnych. To daje mu średnio udział przy jednej bramce na spotkanie. W pozostałych 33 występach w obecnych rozgrywkach ta średnia spada do 0,63. Te liczby świadczą przede wszystkim o tym, w jak dobrej formie przez cały sezon jest Foden, jednak nie ma przypadku w tym, że bez Haalanda na boisku prezentuje się jeszcze lepiej.
Wydaje się też, że przeciwnicy Manchesteru City nauczyli się bronić Norwega. Pokazał to Arsenal w Wielkanoc, kiedy William Saliba i Gabriel drugi raz w tym sezonie Premier League odcięli go od podań i wybili z głowy ochotę do gry w piłkę. Wrócił też temat nieskuteczności Haalanda w meczach z najsilniejszymi rywalami, a Roy Keane stwierdził nawet, że jeśli zabrać mu umiejętność strzelania goli, to 23-latek jest napastnikiem na poziomie League Two. To typowa dla legendy Manchesteru United przesada, choć rzeczywiście – jakkolwiek to nie brzmi – poza bramkami Haaland daje drużynie niewiele i powoduje, że jej gra staje się bardziej przewidywalna.
Obrona potrójnej korony
Niewykluczone, że na finiszu napastnik The Citizens jeszcze odpali. Guardiola mówił kilka miesięcy temu, że nie warto go krytykować i wytykać mu nieskuteczności, bo Haaland w każdej chwili może zdobyć cztery czy pięć bramek w meczu i potem trzeba go przepraszać. Od tamtej pory był tylko jeden taki przypadek, gdy strzelił pięć goli z Luton w FA Cup.
Guardiola wie, że napastnikowi potrzebna jest świeżość, więc z Aston Villą pozwolił mu odpocząć, ale na finiszu Haaland będzie ważny. Manchester City zagra co najmniej jedenaście meczów, a jeśli dojdzie do finału FA Cup (w półfinale gra z Chelsea) i Ligi Mistrzów (tu przeszkodą w ćwierćfinale jest Real Madryt), ta liczba wzrośnie do piętnastu. Nadal możliwa jest obrona potrójnej korony, czego w Anglii nie dokonał jeszcze żaden klub, jednak nawet jeśli to się uda, ten sezon już teraz przyniósł Guardioli wiele przemyśleń na temat tego, jak zorganizować grę wokół swojego napastnika.