NOWA ROLA
Wydawało się, że lato 2022 roku będzie idealnym momentem do zakończenia kariery przez Ibrahimovicia. Poprowadzenie Milanu do mistrzostwa Włoch mimo już poważnych problemów z kontuzjami było wyczynem ponad jakimikolwiek oczekiwaniami. Zlatan jednak jak to Zlatan – na skróty nie poszedł, kontrakt przedłużył, a najpierw udał się na operację kolana.
Do gry wrócił wiosną 2023, ale to wyglądało już jak benefis pożegnalny i to niezbyt żwawego sportowca. Jeden gol (z powtórzonego karnego), morze drobniejszych urazów i decyzja, że w wieku niespełna 42 lat buty należy zawiesić na kołku.
Choć propozycje zawodowe zaczęły spływać od razu, Ibra dał sobie chwilę na wstrzymanie. Dopiero po kilku miesiącach dał się przekonać włodarzom Milanu, że warto zostać w klubie i realizować się w nowej roli. Choć jak to w przypadku takiej persony, nawet nazewnictwo obejmowanej przez Szweda funkcji wydawało się niejasne i pozostawiało sporo marginesu do domysłów.
Partner Operacyjny RedBird, a więc funduszu będącego właścicielem Milanu – tak się nazywa oficjalna posada Ibrahimovicia. Może się pod tym kryć zarówno nic jak i wszystko, ale wszyscy dobrze wiedzą, jaki jest Zlatan. Musi mieć wiodący głos i wdrażać swoje pomysły, nie da się zaszufladkować.
FIRMOWANIE FONSEKI
Szybko zaczął odgrywać zatem istotną rolę w klubie jeśli chodzi o transfery i budowę drużyny. Stał się twarzą RedBird i jego szefa, Gerry’ego Cardinale. Zresztą – panowie musieli bardzo przypaść sobie do gustu, bo sam Szwed nie szczędził Amerykaninowi pochwał także w swoich wypowiedziach do mediów.
– Poznałem go bliżej i muszę powiedzieć, że nadajemy na tych samych falach. Gerry jest zwycięzcą. Ma ambicję, by stworzyć zwycięski projekt nie tylko na teraz, ale i na przyszłość. Powiedziałem mu zatem, że jestem dla niego idealnym wyborem – opowiadał Ibra na konferencji prasowej zorganizowanej 13 czerwca.
Właśnie wtedy po raz pierwszy w swoim „życiu po życiu” w Milanie Zlatan firmował bardzo poważną decyzję klubu swoją twarzą. Po pięciu sezonach zdecydowano się rozstać ze Stefano Piolim i spróbować czegoś nowego. Początkowo stery Rossonerich miał przejąć Julen Lopetegui, ale ostatecznie wybór padł na Paulo Fonsecę.
Ibra wyszedł do prasy i osobiście przedstawił Portugalczyka dziennikarzom oraz kibicom. Nie zabrakło przy tym trudnych pytań jak chociażby o Antonio Conte, który mimo prestiżu swojego nazwiska długo pozostawał bez klubu i ostatecznie porozumiał się z Napoli.
– Z całym szacunkiem dla niego, ale nie spełniał naszych kryteriów. Nie był tym, którego szukaliśmy – powiedział Zlatan o szkoleniowcu, który przecież dekadę temu odbudował Juventus, a przed kilkoma sezonami na szczyt przywrócił także Inter.
Fonsecę przedstawił oczywiście na różowo. – Według nas to jest topowy trener, inaczej byśmy go nie zatrudnili. Kibicom mogę powiedzieć, że w naszej grze nadejdzie nowa jakość. Dominacja, ofensywa. Dopóki ja tutaj jestem to zrobię wszystko, by wygrywać – zaznaczył.
W ślad za tymi słowami poszedł pozytywny okres przygotowawczy, podczas którego Milan pokonał między innymi 3:2 Manchester City czy 1:0 Real Madryt. Wiadomo jednak jak jest z wynikami meczów towarzyskich – nie do końca można traktować je na poważnie.
WĄTPLIWE TRANSFERY I SŁABE WYNIKI
Duże wątpliwości kibiców wzbudzała budowa kadry zespołu na nowy sezon. Ściągnięto Alvaro Moratę, Youssoufa Fofanę czy Strahinję Pavlovicia, ale ten ostatni wydawał się zbyt skromnym uzupełnieniem defensywy, która w poprzednim sezonie straciła 49 goli w samej lidze. Gorszy wynik odniosły drużyny dopiero od dwunastej lokaty w dół. Na „dokładkę” za 15 milionów euro kupiono Emersona Royala z Tottenhamu, który miał wskoczyć w miejsce niezbyt dobrze dysponowanego w ostatnim czasie kapitana – Davide Calabrii.
No i cóż – przyszła liga…
Najpierw 2:2 z Torino uratowane w doliczonym czasie gry, potem wstydliwe 1:2 w Parmie, wreszcie 2:2 na wyjeździe z Lazio. Trzy mecze, dwa punkty i absolutnie katastrofalna postawa w defensywie, na czele z nowym nabytkiem Emersonem. Mediolańczycy znajdują się na ostatnim miejscu w klasyfikacji zespołów pod względem pozwalania swoim rywalom na oddawanie strzałów.
Wokół klubu atmosfera zrobiła się już bardzo nerwowa. A tym bardziej, że terminarz nie rozpieszcza. Po wrześniowej przerwie reprezentacyjnej mediolańczycy zagrają najpierw co prawda z Venezią, ale potem mają w kalendarzu Liverpool i Inter. Taki zestaw pozwala mniemać, że o natychmiastową poprawę wyników łatwo nie będzie.
A właśnie tego potrzebuje teraz Fonseca. Kibice zarzucają dyrektorom klubu zbyt pasywną postawę na rynku transferowym, brak rozwiązania najbardziej palącego problemu z zeszłego sezonu – a więc zbudowania lepszej defensywy – i przede wszystkim sięgnięcie po trenera bez zbytnio uznanego nazwiska, co marzyło się fanom po zakończeniu współpracy z Piolim.
RYZYKOWNA NIEZALEŻNOŚĆ
Sam Zlatan swoim zachowaniem w nowej roli na pewno sobie nie pomaga. Biorąc pod uwagę jak wielką jest osobowością medialną i co sobą oferuje pod tym względem, nie odmawia wyprawom na różnego rodzaju wydarzenia i kontraktom sponsorskim. Lubi też dzielić się swoimi pasjami, jak ostatnio przy okazji wypadu we włoskie góry z Massimo Ambrosinim.
I o ile nie ma w tym nic złego, bo Szwed może sobie odpoczywać jak mu się żywnie podoba, o tyle w piłce jest przecież całe życie i wie, jak działają pewne mechanizmy. Jeśli w klubie pokroju Milanu dzieje się nie najlepiej i nie ma wyników, to winni są wszyscy na czele z zarządem. I społeczność kibiców chciałaby zobaczyć wielkiego lidera doraźnie reagującego na problemy, a nie oddającego się innym aspektom.
Tak jak przy okazji zeszłotygodniowego meczu z Lazio, kiedy Ibrahimovicia zabrakło na trybunach Stadio Olimpico z powodu… urlopu. Pozostali dyrektorzy Rossonerich tłumaczyli to faktem, że Zlatan podjął pewne zobowiązanie jeszcze zanim przyjął ofertę pracy w klubie. Nie uspokoiło to jednak nastrojów zwłaszcza, że od Ibry oczekuje się tego, kim przez lata 2019-2023 był dla klubu Paolo Maldini.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Włoch w swojej pracy kompletnie nie zabiegał o względy indywidualne, a miał na uwadze klub. Nie brylował w mediach, unikał rozgłosu gdy nie był potrzebny, stawiał na konkretne działania. I przede wszystkim był blisko drużyny. Kiedy piastował funkcję dyrektora Milanu, w ośrodku treningowym pojawiał się praktycznie codziennie. Obserwował treningi, a sami piłkarze – z wielką gwiazdą Rossonerich, Theo Hernandezem na czele – opowiadali, jak ważną rolę odegrał w ich rozwoju.
Ibra ma inny styl i niekoniecznie musi on się sprawdzić na etapie, na którym jest obecny Milan. Szwed ma swoje pomysły, które oczywiście mogą wypalić lub nie, ale jednocześnie trudno uciec wrażeniu, że pod wieloma względami nie da sobie Milanowi wejść na głowę. Zawsze będzie cenił niezależność, bycie marką i indywidualnością – czyli to, co cechowało go przez całą karierę piłkarską.
O SZACUNEK JEST JUŻ TRUDNIEJ
Tylko że w tym miejscu dochodzimy do słów z początku tekstu. Gdy zachowywał się tak jako piłkarz, to co kilka dni wybiegał na boisko i swoimi umiejętnościami mógł zachwycać, udowadniać, że warto mu pozwolić na więcej. Jako dyrektor odpowiedzialny także za pion sportowy tych możliwości nie ma, o czym – póki co dość boleśnie – się przekonuje.
Lato poświęcił na zbudowanie zespołu i powierzenie go trenerowi o określonym profilu. Zapewnił, że Milan będzie dominował, a jego samego nie zadowalają żadne półśrodki i będzie dążył do zwycięstw. Conte odrzucił z powodu „braku spełniania kryteriów”. Wakacje się skończyły, okienko transferowe się zamknęło, a Milan już jest na poważnym zakręcie, który grozi ekspresowym wykolejeniem.
I tym razem Ibra nie wyjdzie na boisko za tydzień strzelając gola z przewrotki i uciszając negatywne komentarze. Szansę na naprawę swoich błędów, jeśli takie popełnił – a bardzo wiele wskazuje na to, że tak – będzie miał dopiero za rok, może w nieco mniejszym stopniu już w styczniu. Ale jak jego renoma ucierpi przez ten czas jeśli Rossoneri nie będą odnosili odpowiednich wyników?
Sam Zlatan może mieć to w nosie, ale przejście ze stroju piłkarskiego w garnitur dyrektora zdecydowanie nie jest takie proste. Gdy Ibra kończył karierę w czerwcu zeszłego roku to powiedział, że trenerem nie zostanie, bo „nie mógłby jeździć swoim czerwonym Ferrari”. Jako jeden z najważniejszych ludzi w klubie obecnie może jeździć czym mu się tylko podoba, ale jeśli wyraźne zaznaczanie swojej niezależności nie pójdzie w parze z dobrymi wynikami, to w klubie pokroju Milanu kibice będą bezwzględni nawet w podejściu do takiej legendy.
Każą jej po prostu odjechać tym Ferrari i szukać szczęścia gdzie indziej. W najlepszym wypadku.