O decyzji Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN oba kluby poinformowały na swoich profilach.
Mławianka zapowiada odwołanie
„Departament ds. rozgrywek i piłkarstwa profesjonalnego PZPN podjął niezrozumiałą z nie tylko naszego punktu widzenia decyzję o przyznaniu walkowera 3:0 na niekorzyść naszego klubu. Oczywiście absolutnie nie przyjmujemy tej decyzji do wiadomości i zapowiadamy odwołanie. Stawiamy jednak ważne pytanie: czy na pewno zasada Fair Play rządzi i czy nie jest to jasny sygnał że nietykalność cielesna zawodników jest rzeczywiście »nietykalnością«. Czy nie jest to jasny sygnał że na takie sytuację że pseudokibice będą mogli pozwolić sobie na dużo więcej i na takie zdarzenia będą przymrużane oczy?” – to treść na profilu Mławianki Mława.
– Czekamy na uzasadnienie tej decyzji. Nie jestem w stanie pojąć, jak to jest możliwe – powiedział nam Dawid Rachuba, dyrektor i jednocześnie kierownik ds. bezpieczeństwa w klubie Mławianka Mława. – Nasz piłkarz Adam Stefański w doliczonym czasie gry pierwszej połowy został uderzony w twarz. Miał rozciętą wargę. Człowiek, który to zrobił, potem normalnie usiadł sobie na trybunach. Początkowo nikt nie reagował. Później ta osoba uciekła. Tego zdarzenia nie widać na nagraniach wideo, ale pani sędzia Ewa Augustyn napisała w sprawozdaniu, że sędzia asystent numer 2 wszystko widział.
Wikielec spodziewał się wygranej walkowerem
„Departament Rozgrywek Krajowych PZPN poinformował, że przerwany mecz 17. kolejki Betclic 3. Ligi GKS Wikielec – Mławianka Mława został zweryfikowany jako walkower 0:3 na niekorzyść Mławianki. Do rozstrzygnięcia doszło po tym, jak Departament przeanalizował stanowiska obu klubów w tej sprawie. Klubowi z Mławy przysługuje odwołanie. Oficjalne stanowisko GKS-u Wikielec w tej sprawie wydamy dopiero, gdy decyzja Departamentu stanie się prawomocna. Jednocześnie informujemy, że wcześniej Komisja Dyscyplinarna PZPN nałożyła na nas karę w wysokości 10 tys. zł za brak porządku i bezpieczeństwa podczas ww. meczu.” – brzmi komunikat na profilu GKS Wikielec.
– Decyzją PZPN nie jesteśmy zaskoczeni – mówi Wojciech Tarnowski, dyrektor sportowy klubu GKS Wikielec. – Absolutnie nie popieramy takich incydentów, jakie miały miejsce u nas na stadionie. Za niedopilnowanie porządku ponieśliśmy karę finansową. Natomiast w przerwie, kiedy pani sędzia skierowała nas do szatni i później zaprosiła do swojego gabinetu kierownictwo drużyn, razem z szefem ochrony stwierdziliśmy, że jesteśmy w stanie zabezpieczyć dalszy przebieg spotkania. Pani sędzia wraz z obserwatorem zasugerowała kierownictwu gości, że bezpieczeństwo będzie zachowane i mecz może być kontynuowany, ale goście konsekwentnie odmówili gry. Dlatego uważamy, że werdykt PZPN jest słuszny.
– Napisaliśmy oświadczenie, że nie czujemy zapewnienia bezpieczeństwa. Jeden z naszych kluczowych zawodników został wykluczony z gry, ponieważ miał rozwaloną wargę. Później składał w tej sprawie zeznania na policji – wyjaśnia Dawid Rachuba, dyrektor Mławianki.
A gdyby to spotkało piłkarza GKS Wikielec…
Czy w przyszłości drużyny GKS Wikielec będą chciały kontynuować grę nawet wówczas, gdyby w wyniku pobicia przez kogoś z trybun piłkarz tego klubu był w gorszej formie niż przed pobiciem?
– Wie pan, uderzony a pobity to chyba są dwa różne pojęcia. Tak mi się wydaje – odpowiada Wojciech Tarnowski.
Modyfikujemy pytanie: czy GKS Wikielec będzie chciał kontynuować grę nawet wówczas, gdyby w wyniku uderzenia przez kogoś z trybun stan zdrowia piłkarza tego klubu się pogorszył?
– Biorąc pod uwagę to, jaka jest decyzja, no to tak – odpowiedział nam dyrektor klubu z Wikielca. – Zdrowie zawodników bardzo często w czasie meczów ulega pogorszeniu. Pewnie w 99,9 proc. przypadków nie ze względu na kibiców, tylko z innych powodów, i też mecze są kontynuowane. Tak że to nie jest dla mnie argument, że nie można było tego zawodnika zmienić, chociażby.
Wojciech Tarnowski sugeruje, że poszkodowany piłkarz Adam Stefański nie zrobił nic, co wskazywałoby, że nie mógł grać dalej. – Nawet nie poprosił o pomoc ratownika medycznego, nie pojechał na obdukcję, nie rościł żadnych pretensji, nie próbował wszcząć postępowania z powództwa cywilnego i grał w następnym meczu w Bełchatowie. Tyle, co mam do powiedzenia.
Oba kluby czekają na uzasadnienie decyzji PZPN.
Rafał Rostkowski