Echa spotkania Probierza z Kuleszą
Nieznane są szczegóły środowego spotkania Cezarego Kuleszy z Michałem Probierzem. Znane były tylko dwa fakty – prezes PZPN wstrzymał się z podjęciem decyzji. Planował omówić całą sprawę z Robertem Lewandowskim, który dostał prawdopodobnie największy policzek w swojej reprezentacyjnej przygodzie, tracąc opaskę kapitańską na rzecz Piotra Zielińskiego.
Teraz, po dymisji Probierza, szczegóły tego spotkania wydają się być jeszcze ciekawsze. Co zapowiedział? Co obiecał? Czy przedstawił plan naprawczy i zadeklarował, że wyciągnie kadrę z dołka? A może postawił sprawę jasno – poprosił Kuleszę o 24 godziny na przespanie się z ostateczną deklaracją?
Czy trzeba było tyle czekać?
Wniosek płynący z całego tego bajzlu, w jakim znalazła się polska kadra jest jeden – W KOŃCU. Nie czekaliśmy zbyt długo na rozwiązanie kwestii przyszłości selekcjonera, ale nie było innej opcji niż to, co nadeszło w czwartkowy poranek. W takich sytuacjach zwykło się mówić, że “wyczerpała się formuła”. Ale czy tutaj jakakolwiek formuła w ogóle istniała?
Probierz zapowiadał, że zmiana pokoleniowa wymaga czasu. Że kadra pracuje nad schematami, które zaowocują lepszą grą i wynikami. Ani jedno, ani drugie nie miało miejsca. Praktycznie od początku jego kadencji czekaliśmy na coś, co sprawi, że mecze reprezentacji będzie chciało się oglądać. A kilka ostatnich, a może nawet kilkanaście, było widowiskami, po których oczy dosłownie krwawiły.
Z oświadczenia Probierza można wyciągnąć jedną prawdę – “w obecnej sytuacji najlepszą decyzją dla dobra drużyny narodowej będzie moja rezygnacja ze stanowiska selekcjonera”. Szkoda, że doszedł do takiego wniosku tak późno i po tak głębokim zakopaniu się w bagnie, ale lepiej późno niż wcale.
Mocno dyskusyjna postawa Probierza
Teraz, gdy jest już po wszystkim, możemy się zastanawiać, czy z tych wszystkich ostatnich bajzli Probierz wyszedł z twarzą. Po odebraniu opaski Robertowi Lewandowskiemu, zaczęła się powszechna dyskusja, czy selekcjoner pokazał jaja i czy miał prawo tak zrobić. Idąc tym tokiem – czy ogłoszenie dymisji, bez czekania na oficjalne zwolnienie, również należy traktować w tej kategorii?
Mimo ogromu szkód, jakie sygnowane będą jego nazwiskiem, z jednej strony za taką decyzję można tylko pochwalić Probierza. Dostrzegł, że kadra nie idzie do przodu, że prawdopodobnie nie jest w stanie z niej wyłuskać nic więcej, że być może nie ma do tego narzędzi. Ale z drugiej strony, jest jeden szkopuł – po co mówił coś zupełnie innego?
Jasne, być może kierowały nim emocje, gdy na konferencji po meczu z Finlandią mówił, że “nie jest człowiekiem, który się poddaje i nie zamierza podać się do dymisji”. Ale sam też mówił (i to nie po raz pierwszy), że w piłce “jest od wielu lat”. A to pozwala nam stanąć w roli tych, którzy znają jego wypowiedzi i styl na wylot.
I właśnie z taką łatką Probierz pożegna się z kadrą – selekcjonera, który wiele mówił i o wielu rzeczach zapewniał, a rzeczywistość mocno weryfikowała jego słowa. Przesadą byłoby stawianie go na równi ze złotoustym siwym bajerantem z Portugalii, ale cóż – stara śpiewka ponownie jest aktualna. Ego Michała Probierza wznieciło wulkan wśród kibiców i jak się okazało, nie wytrzymał tej presji. Dla dobra polskiej piłki można by rzec – NA SZCZĘŚCIE.