Cristiano Ronaldo podzielił świat
Niesamowite, jak bardzo wciąż porusza wyobraźnię kibiców i ekspertów 39-letni Cristiano Ronaldo. Dopiero co cały świat komentował, że w meczu z Turcją pod bramką podał koledze zamiast samemu strzelać (trener Roberto Martinez stwierdził wręcz, że akcję powinno się pokazywać w każdej akademii piłkarskiej jako symbol zespołowości). Dziś cały świat komentuje jego łzy w meczu 1/8 finału Euro ze Słowenią po zmarnowanym karnym, który mógł poskutkować odpadnięciem Portugalii z turnieju.
I świat jest skrajnie podzielony w opinii. Jedni mają do niego pretensje, że będąc liderem, rozkleił się i mógł pociągnąć w dół całą drużynę. – Dla mnie bezradność lidera działa na resztę. Gdyby to nie był CR7, a inny kapitan, byłaby zupełnie inna dyskusja. Łzy wybaczają wszystko, działają na ludzkie emocje, ale dla mnie ten moment świadczy o klasie kozaka. Mnie Cristiano zawiódł – komentował Adam Sławiński.
Mateusz Borek na antenie Kanału Sportowego stwierdził, że oczekuje od kapitana, aby w pewnym momencie pobudził, następnie uspokoił, a także kontrolował emocje. – My widzimy rozhisteryzowanego kapitana, którego musi uspokajać drużyna (… ) Cristiano Ronaldo zaprezentował dosyć nietypowe i rzadkie zachowanie w rywalizacji, kiedy potrzebujesz być pobudzony, gdzie jesteś cały czas w grze, gdy drużyna oczekuje od twojego doświadczenia bycia prawdziwym szefem – mówił.
Odważna teza o emocjach Ronaldo
Inni wypominają mu egoizm. Że pogoń za rekordami i chęcią strzelenia gola na szóstym kolejnym Euro, są dla niego obsesją przysłaniającą to co najważniejsze – dobro drużyny. Że przez niego cała Portugalia stała się Cristianocentryczna. Bo wszyscy piłkarze są zaangażowani w pomoc liderowi i idolowi, co szkodzi drużynie.
Są opinie, że jest po prostu podstarzałym narcyzem, który ani nie umie ani nie chce dostrzec nieuniknionego przemijania. Chorobliwa ambicja człowieka, który od dziecka skazany jest na wygrywanie i od niego uzależniony, zżera i jego i wraz z nim całą drużynę.
Jeszcze inni jak były selekcjoner Jerzy Brzęczek czy mój redakcyjny kolega, Tomasz Smokowski nie dowierzają szczerości reakcji Cristiano. Podejrzewając, że skupić uwagę na sobie i wywołać współczucie u kibiców. – Zachowanie, takiego gościa jak on, w moim odczuciu, można było odebrać jako takie trochę pod publikę – stwierdził Brzęczek w Kanale Sportowym.
Jeden z ostatnich autentycznych
Dla mnie łzy Cristiano Ronaldo nie były udawaną rozpaczą, ale wręcz przeciwnie, czymś najbardziej autentycznym w skomercjalizowanym świecie futbolu, w którym rządzi PR, wszystko jest wystudiowane, nieprzypadkowe i zaplanowane jak cieszynki wyuczone długimi godzinami przed lustrem.
Ja w rozpaczy Portugalczyka widziałem definicję prawdziwego sportowca. Wzorzec z Sevres ambitnego zawodnika, dla którego „zwycięstwo to nie wszystko, to jedyna rzecz” („Winning isn’t everything; it’s the only thing” – słynna maksyma trenera futbolu amerykańskiego, Henry’ego „Reda” Sanders).
Bez tego podejścia nie zaszedłby na futbolowy Olimp, niedostępny dla rzeszy świetnych, ale nie wybitnych sportowców. Bez tej chorobliwej ambicji dzieciaka z podwórka, który zawsze musi być przy piłce i oddać najważniejszy strzał. To wspaniałe, że choć wygrał wszystko po wielokroć i wszystko wszystkim dawno udowodnił, wciąż płonie w nim ta pasja.
Nie raziła mnie też ta jego erupcja emocji. Jak napisała na Twitterze Daria Abramowicz, psycholog sportowa wspólpracująca z Igą Świątek, Ronaldo w trakcie meczu dosłownie wylewał z siebie wiele emocji w każdej sytuacji.
– Być może miał w sobie ogromnie dużo napięcia? Być może to jego sposób na szybkie przefiltrowanie się, gdy mecz trwa? Może ten turniej znaczy dla niego dużo więcej, niż może się wydawać? Może czuje ciężar odpowiedzialności? A może to paradoksalnie skonsolidowało w tamtym momencie zespół? BYĆ MOŻE. Wiemy, że jako pierwszy podszedł do “jedenastki” i wziął odpowiedzialność za zespół i wynik. Leadership zadziałał – napisała.
Bo na końcu faktycznie zadziałał. Bo Cristiano w przeciwieństwie do reszty zawodników z innych drużyn, ma wpływ wyjątkowy na reprezentację Portugalii i status. Znaczy dla piłkarzy znacznie więcej niż tylko utytułowany kolega z zespołu, więcej niż kapitan i lider. Oni jego zachowanie odebrali jako dowód determinacji i odpowiedzialności za grupę. Odebrali to jako sygnał, żeby zewrzeć szeregi, a po meczu mówili o dumie. Coś, co w innej ekipie może doprowadziłoby do katastrofy, tu okazało się spełniające.
Po meczu ze Słowenią bohater serii karnych, bramkarz Diogo Costa podsumował to idealnie. – Wszyscy wiemy, że Cristiano pracuje najciężej ze wszystkich. Rozumiem, jak bardzo jest sfrustrowany, bo poświęca temu cały swój czas. To przyjemność i zaszczyt grać z nim w tym samym zespole – spuentował.