HomePiłka nożnaCo tak naprawdę powiedział w szatni po porażce z Ruchem? Prezes Cracovii wyjaśnia [WYWIAD]

Co tak naprawdę powiedział w szatni po porażce z Ruchem? Prezes Cracovii wyjaśnia [WYWIAD]

Źródło: Własne

Aktualizacja:

Dlaczego tylko pół budżetu Cracovii pochłania piłka nożna, a na co idzie drugie pół? Jak przekonał do siebie zarząd? Czy zabrał komuś z Zagłębia Lubin medal? Co naprawdę powiedział w szatni w Chorzowie po meczu z Ruchem? O tym mówi prezes Cracovii Mateusz Dróżdż.

Mateusz Dróżdż

Mateusz Dróżdż. Fot. Mateusz Sobczak / PressFocus

Mateusz Janiak: Chciałbym cię poprosić, żebyś sam sobie wystawił ocenę za pierwsze pół roku w roli prezesa Cracovii.

Mateusz Dróżdż, prezes Cracovii: Trudno siebie oceniać. Powiedziałbym, że warunkowo zdałem na kolejny semestr, a w następnym roku trzeba osiągać lepsze oceny ze wszystkich przedmiotów.

Surowo. Tym bardziej że pracy nie brakowało.

Pewnie z niektórych przedmiotów zapracowaliśmy w klubie na piątki, ale tak naprawdę za wcześnie na wiążące oceny. Na przykład poprawiła się frekwencja. Za mojej kadencji przeciętnie na meczach było ponad 10 tysięcy kibiców, natomiast dopiero teraz okaże się, czy to stała tendencja i faktycznie osiągnęliśmy cel, czy tylko chwilowo zwyżka.

Z czego jesteś najbardziej zadowolony, a z czego niezadowolony?

Największym plusem – stworzenie struktur, rozwój biznesowego otoczenia klubu, sposobu organizacji dnia meczowego, sprowadzenie sponsorów, zwiększenie frekwencji. Minusem – bez wątpienia wynik sportowy.

Pojawiały się pretensje o mówieniu o konieczności stworzenia struktur w Cracovii.

Wiem, zarzuca się, że to brak poszanowania dla pracy poprzedników, ale to nieprawda. Po prostu wcześniej świętej pamięci profesor Janusz Filipiak zarządzał klubem jednoosobowo, bo był właścicielem. Ja tak nie mogę, nie jestem właścicielem, odpowiadam przed radą nadzorczą i w związku z tym przyjęliśmy model odpowiedzialności rozproszonej. Stąd taki sposób zarządzania klubem.

W jaki sposób przekonałeś do siebie radę nadzorczą?

Podobno było 35 kandydatów. Przeprowadziłem analizę Cracovii, bazując na swoim doświadczeniu z pracy w Zagłębiu Lubin i Widzewie Łódź, i stworzyłem prezentację na 40 stron. Zaprezentowałem, jak według mnie powinien funkcjonować każdy departament. Potem było kolejne spotkanie, na którym przedstawiłem kogo chciałbym w klubie, żeby nie było żadnych nieporozumień. Następnie jeszcze raz się spotkaliśmy, rozmawialiśmy już szczegółowo, m.in. o tworzeniu struktur, po czym zostałem prezesem Cracovii.

Jakie wrażenia po tych spotkaniach?

Przede wszystkim podczas rozmów – czy to z zarządem Comarch, czy w węższym gronie – diagnoza problemów Cracovii postawiona przez panią Elżbietę Filipiak, była tożsama z moją. Szybko znaleźliśmy wspólny język.

Ile tych departamentów powstało w Cracovii?

Dużo, ale generalnie wszystko opiera się na trzech – sport profesjonalny, organizacja, akademia. Przy czym należy pamiętać o tym, że mamy również sekcję hokeja.

W związku z tym zarządzacie również lodowiskiem.

Tak, zresztą właśnie dzisiaj przyszedł opiekun lodowiska i zapowiedział, że będą mrozić lodowisko, więc należy się spodziewać wielkich rachunków za prąd. Cracovia jest jedynym klubem w Polsce, który zarządza czterema nieruchomościami – stadionem, ośrodkiem treningowym, bursą i lodowiskiem, co generuje ogromna koszta. Strategicznie będziemy musieli zmodyfikować organizację tego segmentu. W tym momencie budżet poświęcany na zarządzanie nieruchomościami jest większy niż bodajże trzy kluby Ekstraklasy mają na całą swoją działalność. Podkreślam – mówimy tylko o pieniądzach potrzebnych do zarządzania nieruchomościami.

Gigantyczne koszta.

Gigantyczne. Połowę budżetu Cracovii wydajemy na hokej i nieruchomości. Połowę – na piłkę nożną.

W jaki sposób chcecie to zmienić?

Chcielibyśmy rozmawiać z władzami miasta, żeby ujednolicić sposób zarządzania stadionami w Krakowie. Obecnie na innych zasadach działa Hutnik, Wisła i my, Cracovia. Wisła nie dzierżawi obiektu, my dzierżawimy, co sprawia, że ponosimy znacznie większe koszta. Nie atakuję tutaj Wisły – chciałbym to podkreślić. Po prostu zależałoby nam, żeby wszystkie kluby w Krakowie funkcjonowały w tym temacie na takich samych zasadach. Tak jak jest w Łodzi w przypadku Widzewa i ŁKS-u, jeżeli chodzi o nieruchomości. Mamy nadzieję, że uda nam się dojść do porozumienia w tej sprawie.

Wróćmy do tworzenia struktur – ile osób dołączyło do Cracovii za twojej kadencji?

Około 15. Zwiększyliśmy zatrudnienie w dziale marketingu, biznesu czy w biurze zarządu. Do tego oczywiście wzmocnienie pionu sportowego, np. Jarosławem Gambalem, który został dyrektorem działu skautingu.

Właśnie – sport.

Poprawa wyniku to nasz cel nadrzędny w najbliższym czasie. Chcemy wejść do górnej ósemki. To cel minimum na ten sezon, krok do przodu. A w jeszcze następnym – już chcemy wejść do czołówki i wtedy z tego będziemy rozliczać zespół.

Pewnie trzeba będzie zwiększyć nakłady na pierwszy zespół, by to osiągnąć.

Ale to nie tak, że Cracovia nie chce wydawać pieniędzy i nie wydaje, tylko oszczędza. Choćby teraz zapłaciliśmy za transfery Bartosza Biedrzyckiego z Polonii Warszawa czy Henricha Ravasa z New England Revolution. Chodzi o racjonalność wydawania. Ostatnio słyszałem wywiad dyrektora sportowego Jagiellonii Białystok Łukasza Masłowskiego, który powiedział, że woli iść w tematy nieoczywiste, za to racjonalne. Uważam to za słuszne podejście. To nie tak, że Jagiellonia czy Cracovia nie ma pieniędzy. Chodzi o pewne wartości finansowe, których po prostu nie powinno się przekraczać. Są zasady, których należy się trzymać.

Masłowski mówił o Kajetanie Szmycie.

Też rozmawialiśmy z tym zawodnikiem, a tak naprawdę z jego agentem, i widziałem te wartości, o których mówił dyrektor Masłowski. Ale widziałem też inne oczekiwania finansowe 23-latków z pierwszej ligi i ich menedżerów, które były ogromne i nie do przyjęcia. Według mnie to praca organiczna, którą kluby muszą wykonać i w jakiś sposób to zatrzymać. Dla mnie to niezrozumiałe, dlaczego mam dodatkowo płacić agentowi, bo jego zawodnik odpowiedzialny za ofensywę strzelił pięć goli czy zanotował pięć asyst.

Brzmi absurdalnie.

Zgadza się. Inny przykład – nie zapłacę zawodnikowi trzy razy więcej niż powinienem, bo jest młodzieżowcem i jego menedżer wprost podaje to jako powód takich, a nie innych oczekiwań. Nie mogę tego zrobić choćby dlatego, że pensja takiego piłkarza będzie oddziaływała na resztę. Ten zawodnik ma pensje X, a nie jest czołowy w drużynie, więc czołowy piłkarz będzie chciał 2 razy albo 3 razy tyle. I trudno mu się dziwić. Przepis o młodzieżowcu powinien zostać zmodyfikowany, bo w obecnym kształcie psuje rynek.

Jak bardzo nierealne oczekiwania skomplikowały Cracovii letnie okno transferowe?

W pewnym stopniu, kilku zawodników odpuściliśmy, ale myślę, że to dotyczy wszystkich w Ekstraklasie. To ogólny problem.

Zmieniając perspektywę z kupującego na sprzedającego – udało wam się dobrze zarobić na transferze Patryka Makucha do Rakowa Częstochowa.

Sprzedaliśmy Patryka po niełatwych i długich negocjacjach, które trwały ponad miesiąc. Wydaje mi się, że to był najtrudniejszy transfer, który kiedykolwiek przeprowadzałem. Ale finalnie doszliśmy do porozumienia i oby Patrykowi się wiodło. Kiedy żegnaliśmy się w trakcie zgrupowania w Warce, życzyłem mu powodzenia, poza dwoma meczami – z nami. Jest stworzony pod styl preferowany przez trenera Marka Papszuna. Wierzymy, że Mick van Buren godnie go zastąpi w naszej drużynie.

Będą kolejne transfery z klubu? Przede wszystkim pytam o Otara Kakabadze i Benjamina Kallmana.

Każdy zawodnik jest na sprzedaż, jeśli pojawią się racjonalne oferty. Do tej pory za żadnego zawodnika się takie nie pojawiły. Kiedy słyszałem o propozycjach za Otara na poziomie kilku milionów euro, to tylko się uśmiechałem…

…chciałbyś taką ofertę dostać za niego.

Chciałbym i pewnie długo byśmy się nie zastanawiali, czy siadać do negocjacji, czy nie. Ale nie było takich. Natomiast fajnie było oglądać naszego piłkarza, tutaj z Cracovii, który daje radę w mistrzostwach Europy i w meczu z Hiszpanią robi asystę. Udało się z Otarem porozmawiać i przed spotkaniem, i zaraz po w szatni. W ten sposób trochę udało się w ten sposób wirtualnie uczestniczyć.

Czyli obaj zostają?

Na ten moment zostają i są ważnymi postaciami zespołu. Za rok Benjaminowi kończy się kontrakt z Cracovią i na pewno usiądziemy w najbliższej przyszłości do rozmów o jego przedłużeniu. Oferty, które moglibyśmy analizować, musiałyby być z górnej półki. Nie mamy przymusu, by zarabiać. To, co mieliśmy, już tego lata zarobiliśmy.

Skoro rozmawiamy o transferach – ciągle nie macie dyrektora sportowego i nie będziecie mieli. W jaki sposób wygląda proces transferowy w Cracovii?

Uczestniczy w nim kilka osób. Jarek Gambal jako szef działu skautingu, Tomek Przekaza jako szef działu analiz, Filip Trubalski jako dyrektor techniczny, trener Dawid Kroczek jako trener pierwszego zespołu, dyrektor akademii i ja, jako prezes.

Rozmowy zaczynamy od tego, czy nie mamy na tę pozycję chłopca z akademii i czy faktycznie konieczny jest transfer spoza klubu. Potem Jarek przedstawia analizę skautingową, że tak powiem mentalną. Tomek – liczby, Filip – wartości finansowe, kontakt z agentem i klubem. Trener – mówi o swoich oczekiwaniach. Ja wysłuchuję i patrzę na finanse. Do tej pory nie mieliśmy sytuacji, że ktoś powiedział kategoryczne: „nie”. W takiej sytuacji ja musiałby rozstrzygać, jakie działania podejmujemy w związku z tym.

Pojawił się w naszej rozmowie trener Dawid Kroczek, który objął Cracovię na początku kwietnia i stanowisko zachował. Czym cię przekonał?

Wiedzą na temat futbolu i wizją tego, jak chciałby prowadzić zespół. Może trochę zaryzykowałem, ale intuicja podpowiadała mi, że warto, tak jak wcześniej w Widzewie w przypadku Janusza Niedźwiedzia, który również nie był oczywistym wyborem, a zapewnił klubowi z Łodzi awans do Ekstraklasy i utrzymanie.

Przy czym nie chciałbym sprowadzać wyników do jednej osoby – pierwszego trenera. Na to wpływ ma cały sztab, obecnie jedenaście osób.

Kroczek objął Cracovię po remisie 2:2 z ŁKS-em Łódź i zwolnieniu Jacka Zielińskiego. To dla ciebie najtrudniejszy moment pierwszego półrocza w Krakowie?

Tak. Pierwszy raz w karierze powiedziałem trenerowi, że jeśli nie odniesie zwycięstwa, zostanie zwolniony. Na prośbę szkoleniowca rada drużyny także o tym wiedziała, od początku tygodnia poprzedzającego mecz z ŁKS-em. To była ciężka sytuacja i nigdy wcześniej nie musiałem sobie z czymś takim radzić.

Dlaczego zdecydowałeś się najpierw niejako uprzedzić trenera Zielińskiego o ewentualnych konsekwencjach, a następnie faktycznie go zwolnić?

Widziałem po trenerze, że jest zmęczony sytuacją, choćby po rozmowach w szatni po remisie z Koroną Kielce. W końcu doszedłem do wniosku, że ten impuls stał się konieczny, niezbędny.

Zaczęło się dobrze, bo w debiucie Kroczka Cracovia pokonała Jagiellonię Białystok 3:1, ale w następnej kolejce przegrała z Puszczą Niepołomice 0:1.

Przyznam się – po tym spotkaniu obawiałem się, że spadniemy do pierwszej ligi. Bolesne uczucie.

Kamila Glika najwyraźniej zabolała rozmowa w szatni z drużyną po porażce z Ruchem w Chorzowie. Ta sytuacja została wyjaśniona?

Wyjaśniona, od razu następnego dnia. Nie ma między nami złej krwi. Rozmawiamy z zespołem normalnie. W Warce rozmawialiśmy z radą zespołu i mam poczucie, że razem zmierzamy w tym samym kierunku. Sprawa jest zakończona. 

To co właściwie powiedziałeś zawodnikom? Zarzuciłeś im, że sprzedali mecz?

Nie, to totalna bzdura. Padły męskie słowa, że musimy zmienić mentalność – my, wszyscy w klubie, żeby działać z poczuciem, że Cracovia musi wygrywać, wygrywać i wygrywać. A nie na zasadzie, że dobra, za tydzień się odrobi, nic się nie stało. Tak w skrócie, streszczam w ugrzecznionej formie. Ale nie padło nic z tego, o czym mówiło się i pisało w mediach. Żadnych granic nie przekroczyłem. Gdyby tak było, nie miałby problemu z przyznaniem się do błędu i przeproszeniem.

Mniej więcej w tym samym czasie dyrektor sportowy Zagłębia Lubin Piotr Burlikowski zarzucił ci, że zabrałeś mu medal za trzecie miejsce w sezonie 2015/16. O co chodzi w tej historii?

Nie wiem. Trudno mi powiedzieć. Znam Piotra osiem lat. Chciałem go jako dyrektora sportowego do Widzewa, ale wybrał Zagłębie. Szczerze nie wiem. Stwierdził, że powiedział to, bo nie oddzwoniłem. Faktycznie, tak było, ze względu na natłok pracy w Cracovii zapomniałem oddzwonić tego dnia, kiedy Piotr telefonował, a potem było mi wstyd, że mi wypadło to z głowy i już tego nie zrobiłem. Przyznaję.

Ale też to nie jest argument za tym, by tworzyć jakieś historie, w których zabrałem komuś medal. Prawda jest taka, że wówczas w Zagłębiu byłem krótko, dwa albo trzy miesiące, to był przede wszystkim sukces poprzedniego prezesa Tomasza Dębickiego, Piotra, trenera Piotra Stokowca i reszty sztabu szkoleniowego, dopiero na samym końcu mój.

To zabrałeś ten medal czy nie?

Nie. Jak mogłem zabrać medal? Przecież jest określony protokół Ekstraklasy, który jasno mówi, kto powinien wyjść na dekorację i komu medal przysługuje. O ile dobrze pamiętam, wychodziłem po prezesie Dębickim. Potem miałem medal w Lubinie, oddałem na aukcję na chorą lubiniankę i zrobiłem sobie replikę, zresztą bardzo trudno było znaleźć kogoś, kto by się tego podjął. To cała historia.

To kto zabrał medal Piotrowi Burlikowskiego?

Nie mam pojęcia. Dziwię się tej wypowiedzi. Bardzo cenię pracę Piotra i dużo się od niego nauczyłem, ale nie rozumiem, o co mu chodziło. Kiedy początkowo Jarek Gambal powiedział mi o tym wywiadzie, myślałem, że sobie żartuje. Nawet nie chciałem tego sprawdzać, ale wysłał mi link. Dalej trudno było mi uwierzyć.

Dwie trudne wizerunkowo sytuacje w krótkim czasie.

Trzeba było sobie z nimi poradzić. Co do wypowiedzi Piotra, już nic nie mogę dodać, natomiast co do rozmowy w szatni w Chorzowie… Kiedyś w Zagłębiu po meczu z Miedzią wszedłem do szatni i powiedziałem kilka słów, które paść nie powinny. To był mój błąd. Uczyłem się futbolu, zawiniłem, przeprosiłem. Naprawdę nie mam z tym problemu, by przyznać się, że zawiniłem. Czy za to, co mówiłem po Ruchu powinienem przepraszać? Uważam, że nie. Były nerwy, ale musiały być, bo wiosna była daleka od wymarzonej. I na pewno nie będzie zgody na to, by powtórzył się drugi taki sezon.

Długo drżeliście o utrzymanie.

Pierwszy raz miałem taką sytuację. W Widzewie mimo wszystko mieliśmy większą kontrolę nad końcem sezonu. Tutaj wiele spraw nam się rozjeżdżało, chociażby przez reguły i zasady przyjęte w klubie. Niezależnie od tego, czy byśmy się utrzymali, czy nie, musieliśmy wywiązać się z różnych zobowiązań.

W końcu udało się utrzymać.

Uważam, że gdybyśmy nie wygrali z Rakowem Częstochowa, spadlibyśmy prawdopodobnie do pierwszej ligi. Było nerwowo. Robiliśmy wszystko, co możliwe, żeby temu zapobiec. Po meczu ze Śląskiem we Wrocławiu, rozmawiałem z kibicami Lecha Poznań, którzy byli z nami na sektorze gości i prosiłem, żeby czasem nie przerywali ostatniego meczu z Koroną Kielce, bo ewentualny walkower w przypadku naszej porażki z Rakowem oznaczałby naszą degradację.

Wygraliście, utrzymaliście się, a Kroczek został na stanowisku.

Został, bo zasłużył. Mecze z Rakowem czy Górnikiem wygraliśmy dzięki pracy sztabu i finalnie piłkarzy. Taktycznie te spotkania były świetne z naszej strony i to nam dało komplet punktów. Mogę przyznać, że rozmawiałem z Dawidem Szulczkiem i Mariuszem Misiurą i wybieraliśmy między tymi trzema szkoleniowcami. Ostatecznie uznaliśmy, że Kroczek zapracował na szansę w kolejnym sezonie.

Jaki to jest trener z twojej perspektywy? Bardziej psycholog czy analityk?

Jedno i drugie.

Jaka ma być Cracovia z prezesem Dróżdżem i trenerem Kroczkiem?

Chciałbym, żeby była mniej pragmatyczna niż czasem wiosną, ale wszystko zweryfikuje boisko i sytuacja. Przykład meczu z Rakowem – trener powiedział przed spotkaniem na zebraniu pionu sportowego, że proszę się spodziewać, że nie będziemy mieli piłki i będziemy czekać na kontrataki, bo na tym etapie rozwoju zespołu inną metodą nie odniesiemy zwycięstwa. I to się sprawdziło.

Odpowiadając na pytanie jednym zdaniem – chcemy rozwijać młodych piłkarzy i być w górnej ósemce. To nasz cel sportowy.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Liverpool był szybszy niż Barcelona! The Reds kontraktują cel transferowy Blaugrany
Bartosz Frankowski: „Chcemy to odpracować”. Mateusz Borek: „Kara powinna być adekwatna”
Siemieniec doradzał Marczukowi w kwestii transferu. “Rozmawiałem z nim jako trener, ale też kumpel”
Oficjalnie: FC Barcelona potwierdziła kontuzję piłkarza! Niepokojące wieści
Adrian Siemieniec nie jest zadowolony z tego aspektu w Jagiellonii. “Musimy robić to lepiej”
Transfer Walukiewicza! Trafia do klubu, który świetnie promuje obrońców
Romelu Lukaku witany przez fanów Napoli jak zbawca! Totalne szaleństwo
Tegoroczny nabytek Lecha wyróżniony! Będzie miał szansę na debiut w drużynie narodowej
Jakub Świerczok wraca do Ekstraklasy! Jest na testach [NASZ NEWS]
Słodko-gorzkie wieści dla kibiców Legii. Wiadomo, co z Tobiaszem i Jędrzejczykiem przed rewanżem z Dritą!