PONAD DEKADA NA ZAPLECZU
Choć St. Pauli pełni dość istotną rolę na piłkarskiej mapie Niemiec i jest to klub powszechnie znany, nie może się poszczycić wielkimi piłkarskimi tradycjami. Popularność „Piratów” bierze się bowiem w dużej mierze z pochodzenia (potrafiąca dostarczyć wrażeń dzielnica Hamburga), poglądów kibiców (skrajnie lewicowych) i specyficznej atmosfery na stadionie. Poza tym trudno sięgać po argumenty czysto sportowe, które miałyby przysparzać sławy tej ekipie. W swojej ponad 100-letniej historii tylko pięć razy udało się jej awansować do Bundesligi, ani razu nie skończyła sezonu w elicie w pierwszej połowie tabeli, w gablocie na próżno szukać poważnych trofeów, a najbliżej było w 2006 roku, gdy sensacyjnie udało się wówczas dotrzeć do półfinału Pucharu Niemiec – ale tam mocniejszy okazał się Bayern Monachium, który bez większych problemów wygrał 3:0.
Po raz ostatni piłkarze z Millerntor-Stadion z Bundesligi spadli w 2011 roku. Żeby dobitnie uświadomić, jak wiele lat od tamtego czasu minęło, wystarczy przypomnieć, że ligę wygrywała wówczas Borussia Dortmund Jurgena Kloppa, do Ligi Europy Niemcy wysyłali Hannover 96 i FSV Mainz, a tercet najskuteczniejszych piłkarzy tworzyli Mario Gomez, Papiss Demba Cisse i Milivoje Novaković. Od tamtego fiaska w walce o utrzymanie hamburczycy ocierali się wprawdzie o awans, ale nigdy nie udało im się postawić kropki nad i. Dwa razy kończyli rywalizację na czwartym miejscu, dwa razy na piątym, ale bywały też lata znacznie mniej owocne i zakończone tuż nad strefą spadkową.
ASYSTENT TRENERSKIM ODKRYCIEM
Gdy więc w lipcu 2020 roku drużynę przejął mający za sobą udany okres spędzony w zespołach młodzieżowych Timo Schultz, nikt za specjalnie nie nastawiał się na sukces. W debiutanckim sezonie w seniorskiej piłce aktualny szkoleniowiec FC Koeln skończył na dziesiątym miejscu, ale już w kolejnym jego zespół spisywał się znakomicie i po 27 kolejkach cieszył się pozycją lidera z czterema punktami przewagi nad czwartym miejscem. Z ostatnich siedmiu spotkań przegrał jednak aż trzy, a drugie tyle zremisował. Apetyty działaczy i kibiców udało się jednak rozbudzić do tego stopnia, że w lecie nie trzeba było gryźć się w język i można było zapowiedzieć walkę o upragniony awans. Po fatalnej jesieni – zakończonej na piętnastej pozycji – Schultz stracił jednak pracę, a drużynę pozwolono tymczasowo poprowadzić jego młodemu i niedoświadczonemu asystentowi Fabianowi Huerzelerowi.
Urodzony w Teksasie szkoleniowiec (zresztą jako syn Szwajcara i Niemki) został jednak przyjęty przez szatnię znakomicie. Nie zdążył jeszcze ani razu usiąść na ławce i poprowadzić piłkarzy w meczu, a zawodnicy już cmokali z zachwytu nad jakością treningów i ofensywną wizją gry, którą próbował zaszczepić w drużynie. To było o tyle zaskakujące, że 29-latek miał mizerne doświadczenie w piłce. Coś tam kopał, chwilę nawet jako zawodnik rezerw Bayernu, ale dość szybko uznał, że z tej mąki chleba nie będzie i zainteresował się troszeczkę inną profesją. Wprawdzie wciąż pojawiał się na boisku, ale już nie z zadaniem kopania piłki, a rozstawiania pachołków i wymyślania kolejnych ćwiczeń. To zaprowadziło go do pracy w młodzieżówkach niemieckiej drużyny narodowej, skąd wspomniany Schultz – prowadzący przez pewien czas zespół U-18 – zabrał go do Hamburga.
BRAWUROWA SERIA
Kiedy przejmował St. Pauli zespół był tuż nad strefą spadkową, ale tylko dzięki bilansowi bramkowemu, bo gorszy miały mające tyle samo punktów zespoły Arminii Bielefeld i Magdeburga. Huerzeler na dobry początek wygrał jednak… dziesięć meczów z rzędu. „Piraci” zaliczyli więc skok na czwartą lokatę i na siedem kolejek przed końcem tracili do miejsca gwarantującego baraże tylko cztery „oczka”. Wtedy jednak przyszły pierwsze wpadki i choć drużyna młodego Amerykanina w tamtej rundzie przegrała tylko dwa razy, nie zdołała ostatecznie wylądować na podium.
W tym sezonie jednak ekipa z Hamburga prezentuje się znakomicie. Przede wszystkim punktuje na świetnym poziomie, a tak poza tym gra piłkę ofensywną i przyjemną dla oka. 31-latek trzyma się ustawienia 3-4-3, które na potrzeby poszczególnych spotkań może delikatnie modyfikować. Właściwie już od przerwy zimowej St. Pauli uchodziło za faworyta do awansu, a w ostatni weekend korki od szampanów mogły w końcu wystrzelić. Po zwycięstwie 3:1 z VfL Osnabrueck zawodnicy Huerzelera przesunęli się na pierwszą lokatę w tabeli i zapewnili sobie powrót do Bundesligi po 13 latach.
NIEZAWODNY DŻOKER
Choć wśród największych gwiazd tego zespołu wymienimy Marcela Hartela, Johannesa Eggesteina czy Jacksona Irvine’a, to na docenienie zasługuje również Polak – Adam Dźwigała. 28-latek podpisał kontrakt z klubem w grudniu 2020 roku i od tamtego czasu zdążył zapracować już sobie na spory szacunek. Wprawdzie obrońca jest głównie dżokerem i rzadko zdarza mu się występować od pierwszej minuty, to swoją rolę wypełnia dzielnie. W tym sezonie spędził na boisku 731 minut, w poprzednim 1187, w jeszcze wcześniejszym 743. Ilekroć jednak już się na murawie melduje, można na nim polegać. To zaowocowało zresztą tej wiosny przedłużeniem kontraktu z klubem i wieloma słowa pochwał ze strony przełożonych.
Trudno liczyć na to, że skoro w 2. Bundeslidze Dźwigała na ogół siedział na ławce rezerwowych, to po awansie się to zmieni. Nawet jednak w takim układzie nie sposób nie docenić pozycji, jaką wyrobił sobie w klubie z Hamburga, który po długiej nieobecności powróci na najwyższy poziom rozgrywkowy.