Tymoteusz Puchacz ma jedną z najbardziej pokręconych karier w polskim futbolu. 26-letni skrzydłowy to wychowanek Lecha Poznań, który w 2021 roku trafił do Unionu Berlin, ale nie zdołał się przebić w Bundeslidze. Furory nie zrobił także w Trabzonsporze. W swoim CV ma także Panathinaikos, FC Kaiserslautern i Holstein Kiel, skąd zimą 2025 roku trafił do Plymouth Argyle (drugi poziom rozgrywkowy w Anglii).
W Plymouth rozegrał 18 meczów i zanotował jedną asystę, a jego klub spadł do League One (trzeci poziom). 1 lipca Puchacz wróci do Holstein Kiel, które z kolei spadło do 2. Bundesligi. Ale niemiecki klub prawdopodobnie się z nim pożegna.
– Nikt nie mówi głośno, ale cały czas w kontekście transferu Tymka, dużo do powiedzenia ma Union Berlin, bo ma jakieś pieniądze zagwarantowane od kolejnego transferu. W lipcu 2021 zapłacili za niego 2,5 mln euro, a na Transfermarkcie jest znak zapytania przy kwocie jego transferu do Holsteinu. Wydaje mi się, że Holstein nie miał kasy, więc Union mógł sobie zagwarantować 70-80 procent sumy od transferu, więc dlatego go wypożyczył. Nie wiem, gdzie to się skończy, ale może to się skończyć w… Białymstoku! – ujawnił Mateusz Borek w “Mocy Futbolu”.
– Są duże problemy z zatrzymaniem lewego obrońcy Joao Moutinho. Poza tym Mateusz Skrzypczak [piłkarz Jagiellonii i przyjaciel Puchacza [ red] robi mu dobry PR. Chętnie bym zobaczył Puchacza w Ekstraklasie, bo widać, że nie jest to piłkarz na dużą piłkę zachodnią. Ma wielką ambicje, prowadzi się sportowo, jest fajny, inteligentny, wesoły, ale to nie jest piłkarz, który zawojuje Włochy, Anglię, Bundesligę czy inne dobrej ligi. Jestem ciekaw, czy on zrobił postęp przez te lata zagranicą. Czy w takiej Jagielloni z marszu zostałby wielkim zawodnikiem, jak na poziom Ekstraklasy – powiedział Borek.