Piłkarze Bodo/Glimt poddani absurdalnym przepisom
W środowy wieczór niedawny rywal Jagiellonii Białystok w eliminacjach Ligi Mistrzów sprawił niemałą niespodziankę. Mistrzowie Norwegii świetnie rozpoczęli zmagania w fazie ligowej Ligi Europy, wygrywając przed własną publicznością po szalonym meczu 3:2 z FC Porto.
Samo spotkanie, a właściwie wydarzenia poprzedzające jego rozegranie brzmią dość absurdalnie. Jak relacjonuje Polsat Sport, piłkarze Bodo/Glimt zostali dość mocno zaskoczeni, gdy okazało się, że muszą spełnić wymogi, jakie stawia UEFA. Chodzi o formę ich dotarcia na stadion.
Narzekania na wpływ na środowisko
Choć większość zawodników norweskiego zespołu mieszka w okolicy obiektu Aspmyra, musieli zgromadzić się w odległości… 220 metrów od niego, po czym wsiąść do autobusu i dojechać nim pod stadion. Choć brzmi to absurdalnie, to właśnie tak nakazują przepisy dotyczące spotkań w europejskich pucharach.
W rozmowie z norweską telewizją NRK obrońca Bodo/Glimt Villads Nielsen wyjaśnił, skąd tak absurdalne wymagania. – Tego typu wymaganie ma oficjalnie służyć do integracji zespołu przed meczem, a później do filmowania piłkarzy przybywających na stadion. W sumie mieliśmy około 30 sekund na rozmowy przedmeczowe i było to śmieszne i głupie – przyznał.
Jak można było się spodziewać, od razu podniesiony został temat zanieczyszczeń i walki o ochronę środowiska. Dziennik “Avisa Nordland” opisał całe zdarzenie jako “absurdalne i komiczne“, po czym dodał, że była to “kompletnie niepotrzebna jazda autokarem“.