Przyjęło się, że w lidze angielskiej towarzystwo dzieli się na dwie grupy. Pierwszą stanowi Big Six, czyli Arsenal, Chelsea, Liverpool, Manchester City, Manchester United oraz Tottenham, a drugą właściwie cała reszta. W ostatnich latach to nie zawsze jest regułą, bo chociażby Aston Villa i Newcastle przebiły się do pierwszej czwórki, a wcześniej jeszcze przed spadkiem z ligi do europejskich pucharów awansowało Leicester City, nie wspominając już o zdobytym FA Cup oraz oczywiście o mistrzostwie Anglii z 2016 roku.
Tak czy inaczej, na hasło „best of the rest”, kibice Premier League rozumieją, o czym mowa. Tak określa się kluby spoza Wielkiej Szóstki, jednak w nich nadal roi się od klasowych zawodników. W tym zestawieniu postanowiłem stworzyć jedenastkę z ich przedstawicieli i wyróżnić szczególnie tych, dla których kluby pokroju Crystal Palace, Bournemouth czy Brentford stanowią tylko przystanek w karierze i za chwilę powinni wypłynąć na szersze wody.
W tym celu przyjąłem kilka kryteriów.
Po pierwsze – Newcastle oraz Aston Villa, które w dwóch ostatnich sezonach wchodziły do Ligi Mistrzów, się nie liczą. Wskazywanie takich nazwisk jak Alexander Isak, Ollie Watkins czy Emiliano Martinez to pójście na skróty i lekkie oszukiwanie.
Po drugie – nie wybieram zawodników, którzy grali już w klubach z Big Six, nawet jeśli te odrzuciły ich w młodym wieku, a teraz znów się nimi interesują. To chociażby eliminuje Marca Guehiego, a więc podstawowego stopera reprezentacji Anglii z Euro 2024. Guehi to wychowanek Chelsea, gdzie zaliczył dwa występy w Pucharze Ligi, później został skreślony i dziś z Crystal Palace wyciągnąć chce go wiele bogatszych klubów.
Po trzecie – wybieram maksymalnie dwóch zawodników z jednej drużyny.
Postawiłem na tradycyjny, angielski system 1-4-4-2. Zatem do dzieła.
*****
Bramkarz: Mads Hermansen (Leicester City)
Ostatnio Duńczyk jest kontuzjowany, ale już przedtem zdążył pokazać klasę. Wprawdzie jego Leicester City nie zachowuje wielu czystych kont, jednak Hermansen i tak ratuje zespół od utraty jeszcze większej liczby goli. W pamięci został jego znakomity występ na stadionie Arsenalu, gdzie mimo porażki 2:4 bramkarz Lisów wyrównał rekord ligi w liczbie obronionych strzałów. Pokazał też, że jest bramkarzem uniwersalnym – rok temu w Championship miał mniej pracy między słupkami, za to wymagano od niego dobrej gry nogami i radził sobie w tym elemencie znakomicie, a teraz w wyższej klasie musi się już uwijać. Patrząc przez pryzmat zaawansowanych statystyk „goli oczekiwanych”, Hermansen uchronił Leicester City od utraty ponad 11 dodatkowych bramek. Nic dziwnego, że już słychać, że po sezonie 20 mln euro zapłaci za niego Inter.
Prawy obrońca: Daniel Munoz (Crystal Palace)
Skoro nie można według przyjętych kryteriów postawić na Guehiego, to obronę Crystal Palace będzie reprezentował występujący na jej prawej stronie Kolumbijczyk. Daniel Munoz trafił do Anglii zimą 2024 roku, ale to może być krótki pobyt. Już solidne występy w lidze belgijskiej w barwach Genk zapewnił mu zainteresowanie dużych firm. Tam Munoz w blisko 150 meczach strzelił 19 goli i dołożył 20 asyst. W Palace wiosną po przyjściu Olivera Glasnera w trakcie 13 kolejek pracy Austriaka był obrońcą, który zaliczył w Premier League najwięcej asyst (4), a w obecnych rozgrywkach zdobył już dwie bramki, dołożył dwie asysty i jego ofensywa gra dała Orłom kilka rzutów karnych. Munoz świetnie spisuje się również w reprezentacji Kolumbii, z którą dotarł m.in. do finału Copa America i w trakcie turnieju strzelił dwa gole oraz zaliczył asystę, jednak w samym meczu o złoto pauzował za czerwoną kartkę.
Środkowy obrońca: Jarrad Branthwaite (Everton)
Jego pominięcie w kadrze na Euro 2024 było sporym szokiem. Branthwaite miał mocne argumenty w dyskusji o tym, który angielski stoper był najlepszy w poprzednim sezonie Premier League. Wciąż młody (rocznik 2002) obrońca Evertonu świetnie gra w powietrzu, co zawdzięcza znakomitym warunkom fizycznym (195 cm wzrostu) i dobrze czuje się z piłką przy nodze. Po udanym wypożyczeniu do PSV Eindhoven przebił się do jedenastki The Toffees i zeszły sezon zakończył z trzema golami. Początek obecnego stracił z uwagi na uraz, ale po powrocie jego zespół zyskał nową jakość w obronie. Nie ma przypadku w tym, że Everton bez Branthwaite’a na boisku traci średnio 1,8 gola w Premier League, a gdy Anglik gra, ta średnia spada do 0,7 na mecz. Latem bardzo zabiegał o niego Manchester United.
Środkowy obrońca: Murillo (Nottingham Forest)
O mały włos, a już mówilibyśmy o Murillo jako piłkarzu klubu z dużymi ambicjami. W lidze brazylijskiej grał niewiele, bo opuszczał Corinthians po zaledwie 27 występach, ale to wystarczyło, by zainteresować Inter, Napoli oraz Manchester City. Stoper wybrał jednak walczące wtedy o utrzymanie Nottingham Forest i to okazuje się strzałem w dziesiątkę. To zespół, który notuje w tym sezonie Premier League największy postęp w defensywie – dzięki niej przecież klub z City Ground zakończył rok 2024 jako wicelider! – a Murillo razem z Nikolą Milenkoviciem wyrastają na duet, który budzi strach. Brazylijczyk jest w tej parze tym bardziej mobilnym stoperem, który też częściej rozgrywa i choć nie jest aż tak wysoki jak na piłkarza na swojej pozycji (183 cm wzrostu), to znakomicie gra w powietrzu pod obiema bramkami. Ponadto niesamowicie trudno go minąć – jest szybki, zwrotny i szeroki jak dwudrzwiowa szafa. Podobno Liverpool chętnie kupiłby go po sezonie, by najpierw uczył się od Virgila van Dijka, jeśli ten przedłuży umowę, lub zastąpił go, gdyby Holender odszedł.
Lewy obrońca: Antonee Robinson (Fulham)
Chyba flagowa postać tej jedenastki, skoro kryterium ma być przeskok do lepszego klubu. Żaden obrońca w Premier League nie zaliczył większej liczby asyst od początku poprzedniego sezonu niż Robinson. As Fulham ma 12 takich zagrań, a do tego nie zapomina o zadaniach w defensywie. Jest bardzo skuteczny w pojedynkach i od początku poprzedniego sezonu ma też najwięcej przechwyconych podaniach w ligach TOP 5. To idealny następca Andrew Robertsona w Liverpoolu, choć przyjąłby go każdy klub z ambicjami w Anglii czy też poza nią. Już raz było blisko. Amerykanin przechodził testy medyczne w Milanie, który wyhaczył go jeszcze w Wigan. Podczas nich wyszło jednak, że ma problemy z sercem. Skończyło się na strachu. Okazało się bowiem, że nierówne i szybsze bicie serca u Robinsona wynika z jego… zamiłowania do kawy. W tamtym okresie przyznawał, że wypijał ją co najmniej 5-6 razy dziennie, ale teraz już całkowicie ją odrzucił.
Prawy skrzydłowy: Bryan Mbeumo (Brentford)
Kameruńczyk, choć wygląd tego nie zdradza, ma 25 lat i wkracza w najlepszy piłkarski wiek. W tym sezonie Premier League strzelił już 10 goli i formą imponował przede wszystkim na początku rozgrywek. Wcześniej tworzył znakomity duet z Ivanem Toneyem, a gdy ten odszedł do klubu z Arabii Saudyjskiej, Mbeumo stał się w Brentford samcem alfa. Cechuje go świetny zmysł do gry kombinacyjnej i uniwersalność. W tym zestawieniu mógł być wpisany na obu skrzydłach lub na środku ataku, ale padło na jego ulubioną prawą stronę. Innym atutem Mbeumo jest skuteczność. W siatce ląduje w tym sezonie częściej niż co trzeci jego strzał.
Defensywny pomocnik: Carlos Baleba (Brighton)
Do takiej jedenastki można by było wybrać jeszcze kilku innych piłkarzy Brighton, jak np. japońskiego skrzydłowego Kaoru Mitomę albo kapitana Lewisa Dunka, który jest już po 30-tce, jednak swoją postawą zasłużył na to, by zagrać dla klubu z czołówki. Na potrzeby tego, by ten skład miał ręce i nogi, wybór padł jednak na Carlosa Balebę. Kameruńczyk za chwilę skończy 21 lat, Brighton sprowadził go z Lille 27 mln euro i niebawem sprzeda zapewne z niezłą przebitką, podobnie jak grających wcześniej na tej pozycji Moisesa Caicedo czy Alexisa Mac Allistera. Szczególnie, że na rynku jest popyt na defensywnych pomocników, którzy potrafią coś więcej niż tylko odbierać piłkę. Baleba musiał chwilę przebijać się do jedenastki Mew, jednak w tym sezonie notuje jeden z największych indywidualnych postępów w lidze.
Ofensywny pomocnik: Eberechi Eze (Crystal Palace)
Kolejny obok Robinsonsa gracz, w przypadku którego aż prosi się, żeby zmienił klub na jakiś z angielskiej lub europejskiej czołówki. Eze to piłkarz ceniony przez Pepa Guardiolę i Manchester City już rzekomo węszył wokół niego, a biorąc pod uwagę nadchodzącą rewolucję kadrową w tym zespole, temat może powrócić. Eze to lider Crystal Palace, szczególnie po odejściu najpierw Wilfrieda Zahy, a potem Michaela Olise. Jego problemem jest brak zdrowia, bo przez kontuzje tylko w lidze opuścił 35 meczów od przejścia na Selhurst Park w 2020 roku. To niemal jeden pełny sezon. Gdy jest zdrowy, Eze to gwarancja liczb, ale może to jest powód, dla którego w wieku 26 lat i mimo regularnej gry w kadrze nadal jest w Palace.
Lewy skrzydłowy Antoine Semenyo (Bournemouth)
Kolejny kandydat do nieistniejącej w Premier League nagrody rodem z NBA, czyli „most improved player” dla gracza, który z roku na rok wykonał największy progres. Semenyo to nowy lider ofensywy Bournemouth po odejściu z klubu Dominica Solanke i przyjął tę rolę bez problemu. 24-latek w minionych rozgrywkach strzelił osiem goli, a teraz już ma pięć, więc jest na dobrej drodze, by przebić ten wynik. Przed transferem do Bournemouth imponował też w Championship – przez półtora sezonu w barwach Bristol City uzbierał 14 goli i 14 asyst. To ruchliwy skrzydłowy, który podejmuje wiele prób dryblingów i strzałów. W przeliczeniu na 90 minut gry w Premier League, częściej od Semenyo uderza tylko Jhon Duran, a przecież gwiazdor Bournemouth spędził na boisku o ponad 900 minut więcej niż superrezerwowy Aston Villi. Jeśli zespół Andoniego Iraoli będzie dalej punktował tak dobrze i skończy sezon wysoko w tabeli, to oferty za Semenyo powinny spływać z wielu kierunków.
Napastnik: Jarrod Bowen (West Ham)
Największa gwiazda West Hamu ma już 28 lat i biorąc pod uwagę zeszłoroczne przedłużenie umowy aż do 2030 roku może się okazać, że klub go nie wypuści, jednak Jarrod Bowen zdecydowanie zasługuje na to, by w przyszłości bić się o ważniejsze trofea niż Liga Konferencji. Zresztą Młotom i tak idzie zbyt słabo, by awansować nawet do tych rozgrywek, na czym Anglik mocno traci. To w tym sezonie najlepszy strzelec oraz asystent West Hamu. W poprzednim też zdobywał najwięcej bramek, a w liczbie asyst o jedną wyprzedzili go tylko dwaj koledzy. Nie ma mowy o dobrej grze londyńczyków bez udziału Bowena. Ponadto to gracz zespołowy i taki, któremu trudno przypisać jedną pozycję. Tu jest napastnikiem, gdzie gra regularnie od dwóch lat, ale dobrze czuje się także na skrzydle lub jako zawodnik podwieszony za typową, fizyczną „dziewiątką”.
Napastnik: Matheus Cunha (Wolverhampton)
Brazylijczyk nie grał wprawdzie w klubie z Big Six, ale do Wolverhampton trafił z Atletico. W Madrycie nie spełnił oczekiwań, dlatego wysoka kwota transferowa (50 mln euro) mogła szokować, a w zrobieniu dobrego pierwszego wrażenia w Anglii nie pomógł Cunhi fakt, że w pół sezonu od przyjścia zimą 2023 roku strzelił dla Wilków tylko dwa gole. Poprawa nadeszła wraz z początkiem minionych rozgrywek. Pod wodzą Gary’ego O’Neilla Cunha odżył. Angielski menedżer uczynił z niego centralną postać ofensywy i Brazylijczyk gra na szpicy, jednak ma swobodę w poruszaniu się i dzięki temu kreuje kolegom masę sytuacji. W zeszłym sezonie dało to 12 goli i 7 asyst, a teraz ma w tych statystykach odpowiednio liczby 10 i 4. Niedawno zachwycił z Manchesterem United w Boxing Day, kiedy zdobył bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego. Ostatnich 16 miesięcy to jego najlepszy czas w karierze i już słychać, że mocno wpadł w oko Mikelowi Artecie. Arsenal potrzebuje wzmocnień w ataku, a Hiszpan lubi piłkarzy uniwersalnych, dobrych technicznie i zaangażowanych w pracę dla całej drużyny. Brzmi jak idealny opis Cunhi.