Potrzebowali tylko małych poprawek
Początek sezonu w Anglii wygląda jak w słynnym powiedzenie, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Arsenal miał po drodze swoje kłopoty, choć powrót Martina Odegaarda i kilku podstawowych obrońców powinien pomóc. Po remisie z Chelsea traci jednak aż dziewięć punktów do pierwszego miejsca. Manchester City z kolei przeżywa największy kryzys od lat, a w sobotę przegrał dodatkowo z Brighton 1:2. To czwarta z rzędu porażka The Citizens we wszystkich rozgrywkach, czyli seria, jakiej za kadencji Pepa Guardioli jeszcze nie przeżywali.
Tym trzecim w powiedzeniu jest oczywiście Liverpool. W poprzednim sezonie The Reds długo liczyli się w walce o tytuł, ale na koniec zeszło z nich powietrze. Zakończyli na trzecim miejscu z bezpieczną przewagą nad czwartą Aston Villą, co było wyznacznikiem pewnego postępu, jednak finisz pozostawił spory niedosyt. Z ośmiu ostatnich meczów Premier League Liverpool wygrał tylko trzy, a jeszcze przed tą serią został wyrzucony przez Manchester United z Pucharu Anglii, a w Lidze Europy w ćwierćfinale rozprawiła się z nim Atalanta.
Można było odnieść wrażenie, że ogłoszenie przez Kloppa jeszcze w styczniu decyzji o odejściu z klubu sprawiło, że wszyscy poczuli się przytłoczeni przez emocje. Piłkarze bardzo chcieli wygrać, co tylko się dało, dla odchodzącego menedżera i choć byli w grze o cztery trofea, to skończyli z jednym – w dodatku najmniej prestiżowym Pucharem Ligi. Niemiec zostawił drużynę swojemu spadkobiercy w trudnym położeniu. Może nie wymagała dokonania rewolucji kadrowej, ale pomijając już kwestię miłości do Kloppa na Anfield, to zawsze wymagające, gdy zespół, który i tak liczy się w walce o najwyższe cele, trzeba zrobić taki, który je zdobywa. Trudniej wykonać kilka małych dociągnięć niż stworzyć coś od nowa.
Najlepszy start w historii
Slot pokazuje jednak, że zadanie go nie przerosło. Nie sili się na to, by udawać poprzednika i to wielki atut. Jest sobą zarówno w kontaktach z mediami i piłkarzami, jak i w kwestii podejścia do gry Liverpoolu. Holender zaadaptował się do pracy w Premier League doskonale, ale i tak wyniki, które jak na razie osiąga, przerastają najśmielsze oczekiwania.
Po jedenastu kolejkach w lidze The Reds mają pięć punktów przewagi nad drugim Manchesterem City i dziewięć nad grupą ekip, którą poza Arsenalem tworzą jeszcze Chelsea, Nottingham Forest oraz Brighton. W Lidze Mistrzów są jedyną ekipą z kompletem czterech zwycięstw po czterech kolejkach fazy ligowej. Od początku sezonu rozegrali 17 meczów, z których tylko jeden zremisowali i jeden przegrali. Pozostałych 15 to zwycięstwa, co sprawia, że Slot zalicza najlepszy start jako menedżer Liverpoolu w 132-letniej historii klubu. Obawy o to, że menedżera światowej klasy zastąpił ktoś, kto dotąd pracował tylko w Eredivisie, zupełnie zniknęły.
Odrodzenie Gravenbercha
Trudno w prosty sposób powiedzieć, co tak naprawdę poprawił Holender. To nie jest bowiem tak, że sprowadził nowych piłkarzy i zmienił całkowicie styl gry. Latem Liverpool planował przede wszystkim wzmocnić pozycję „szóstki” w pomocy. Plan A zakładał sprowadzenie Martina Zubimendiego z Realu Sociedad, jednak Bask został w klubie i okazało się, że planu B… nie ma. The Reds, jak robili to już w przeszłości, nie szukają zastępstw, gdy nie udaje się im sprowadzić celu numer 1. Okno transferowe zakończyli, ściągając okazyjnie Federico Chiesę z Juventusu i zapłacili już Valencii za bramkarza Georgiego Mamardaszwilego, ale wypożyczyli go z powrotem do hiszpańskiego klubu.
Slot pracuje więc niemal z dokładnie tą samą grupą, co Klopp w poprzednim sezonie. Nikt ważny nie odszedł, a przyszedł tylko Chiesa, który i tak rozegrał dotąd 80 minut. Na brak „szóstki” udało się znaleźć rozwiązanie z wewnątrz, bo okazało się, że w tej roli w taktyce nowego trenera idealnie sprawdza się Ryan Gravenberch. Były pomocnik Ajaxu i Bayernu to jak dotąd bez wątpienia największy zwycięzca kadencji Slota. Wychodził w pierwszym składzie w każdym z 11 meczów ligowych, podczas gdy w poprzednim sezonie robił to 12-krotnie na dystansie 38 kolejek. Jest trzeci w drużynie w liczbie celnych podań, drugi w liczbie kontaktów z piłką, trzeci w liczbie wybić i odbiorów, prowadzi w klasyfikacji przechwyconych podań i jest w niej trzeci w całej Premier League, a także wygrywa pojedynki powietrzne z najlepszą skutecznością w lidze. Obok niego mniej pracy w obronie ma Alexis Mac Allister, a potencjał ofensywny pokazuje Curtis Jones, który błyszczał szczególnie w ostatnich tygodniach.
Niewielkie szlify u liderów
Zyskali też piłkarze, którzy już odgrywali ważne role. Trent Alexander-Arnold nie rzuca na kolana grą w ofensywie, ale znacząco poprawił się w obronie. Wykonuje średnio o 20 podań mniej na mecz, przez co spadły mu wskaźniki jeśli chodzi o kreowanie sytuacji, za to w defensywie zalicza najwyższą średnią odbiorów w karierze. Slot po kilku treningach zwrócił mu uwagę na drobne detale w kwestii ustawiania się względem skrzydłowych rywali, co mocno Anglika zaskoczyło. – Wezwał mnie po jednym z treningów i myślałem, że będzie mi suszył głowę. Tymczasem on włączył analizę i pokazał mi, że jeśli w danej akcji ustawię się pod trochę innym kątem albo będę próbował zabierać mu piłkę inną nogą, to będę skuteczniejszy. Umówiliśmy się, że ma być dla mnie bardziej „surowy” w takich kwestiach i widzę dużą poprawę – tłumaczył niedawno Alexander-Arnold. Wskazówki trenera musiały być dobre, bo skuteczność odbiorów bocznego obrońcy Liverpoolu wzrosła z 31% w poprzednim sezonie do 62,5% obecnie.
Do życiowej formy wrócił też Virgil van Dijk, a świetnie spisują się gracze ofensywni. Mohamed Salah ma już 10 goli i 10 asyst we wszystkich rozgrywkach, więc kwestią czasu jest przebicie zeszłorocznych osiągnięć (kolejno 25 goli i 14 asyst). W życiowej formie jest Luis Diaz, który spośród skrzydłowych i napastników zyskał u Slota najwięcej. Kolumbijczyk gra mniej chaotycznie i nowy menedżer często ustawia go bliżej światła bramki. Efekt? Więcej strzałów z pola karnego, mniej chaotycznych rajdów skrzydłem i już dziewięć goli. Trzy z nich Diaz strzelił w meczu Ligi Mistrzów z Bayerem Leverkusen (4:0), gdzie Slot ustawił go na środku ataku. Bardzo dobrze spisują się również Cody Gakpo i Darwin Nunez, dzięki czemu urazy Chiesy i Diogo Joto nie ograniczają Liverpoolu w ofensywie.
Mniej emocji, więcej analizy
Zestawiając The Reds z tego sezonu z wersjami tej drużyny za kadencji Kloppa, widać pewne różnice taktyczne. Alexander-Arnold rzadziej wchodzi w rolę środkowego pomocnika, co sprawia, że korzystają Gravenberch i Jones. Ataki rzadziej opierają się na szybkich zrywach, a częściej rozgrywa akcje spokojnie w ataku pozycyjnym. Liverpool nadal dominuje nad rywalami w kwestii posiadania piłki, ale średnia jego wartość spadła do 57% – to najniższy współczynnik od 10 lat. Nieco niżej ustawiają pressing i jego intensywność wyrażana statystyką PPDA. To wskaźnik tego, ile zagrań wymieniają średnio rywale, zanim dana drużyna wykona akcję w obronie (doskok pressingowy, próbę odbioru itp). Znacznie spadła średnia strzałów – z 20,6 na mecz w poprzednim sezonie do 13,9 – ale współczynnik uderzeń celnych wzrósł – z 33,7%, co było dopiero 11. wynikiem w Premier League, do 41,2%. Dzięki temu średnia jakość szansy Liverpoolu wzrosła.
The Reds odwrócili obraz meczów w swoim wykonaniu z ostatnich lat. Tak naprawdę już od końcówki sezon 2021/22 regułą było to, że pierwsi tracili gola i potem rzucali się do odrabiania strat. Zwykle im się to udawało, choć w momencie największej zapaści w tym czasie, czyli w trakcie sezonu 2022/23, mieli z tym problemy i to wpłynęło w dużym stopniu na ligowy finisz na dopiero piątym miejscu. Ostatnie lata Kloppa były wycieńczające tak samo fizycznie, jak i psychicznie. Slot dąży do większej kontroli nad meczem – do tego stopnia, że piłkarze nie kryją, że obecny styl gry wydaje im się bardziej atrakcyjny. Wielu podkreśla jednak, że teraz Liverpool gra spokojniej. To już nie jest drużyna faz przejściowych, której mecze przypominają spotkania koszykarskie. Rywale nie mogą atakować jej w dawny sposób, czyli szukając bezpośrednich zagrań przez środek boiska. The Reds są lepiej ustawieni i zorganizowani w defensywie.
Liverpool Slota przyjmuje minimalnie mniej strzałów niż w zeszłym sezonie, ale ich jakość jest niższa. Rywale osiągają w tym sezonie średnio 0,85 gola oczekiwanego na mecz. Rok temu osiągali 1,18, a w sezonie 2022/23 było to 1,34. W efekcie stracili jak dotąd najmniej goli w Premier League (6) i tylko jednego w Lidze Mistrzów. Styl gry Kloppa prowadził do otwartych meczów, w których jedna i druga drużyna miała dużo okazji, a teraz The Reds Slota lepiej ograniczają przeciwników. Regułą jest też sytuacja, w której pierwszą połowę rozgrywają spokojnie i nawet oddają piłkę przeciwnikom, by w przerwie dokonać analizy i wypunktować słabości. Idealnym tego przykładem jest mecz z Bayerem. Liverpool zaczął strzelać po godzinie – wcześniej utrzymując mecz pod kontrolą, o czym świadczy tylko jeden strzał z pola karnego ekipy Xabiego Alonso – a gdy już się rozpędził, to strzelił cztery gole.
Efekt Slota czy efekt piłkarzy?
Slot nie zmienił bardzo wiele w grze The Reds, stąd może pojawić się wrażenie, że przejął tak naprawdę gotowy zespół i nie można mówić o jakimś magicznym dotyku trenera. Oczywiście, 46-latek ma skład pełen doświadczonych piłkarzy, którzy grają ze sobą od kilku lat, ale mecze Liverpoolu wyglądają dziś zupełnie inaczej. Dla neutralnego widza mogą być wręcz nudniejsze, ale dla wielu kibiców, których poprzednie lata kosztowały dużo nerwów, oraz dla piłkarzy, którzy byli w samym środku tej nawałnicy, to poniekąd nawet miła odmiana.
To bardziej sytuacja, w której jedna i druga strona korzysta z tej współpracy. Szatnia ceni sobie, że Slot potrafi bardzo dobrze tłumaczyć kwestie taktyczne i w treningach kładzie nacisk na grę pozycyjną oraz drobne indywidualne wskazówki, jak chociażby dotyczące gry w obronie Alexandra-Arnolda. Nowy menedżer z kolei czerpie z tego, że ma zgrany skład, który wygrywał najważniejsze trofea, co ułatwia mu przekazywanie im wytycznych i łagodzi wymagające wejście do zespołu odziedziczonego po Kloppie oraz do bardzo trudnej ligi.
Słuchając wypowiedzi niektórych piłkarzy Liverpoolu, można odnieść wrażenie, że gra u Slota sprawia im trochę większą przyjemność. Albo raczej – fakt, że potrafią teraz lepiej utrzymywać się przy piłce i nie muszą w każdej akcji jak najszybciej dążyć do zdobycia bramki, przynosi im ulgę. To nie jest przytyk wobec Kloppa, a zauważenie pewnej subtelnej różnicy. Zawodnicy, którzy do tej pory musieli się „wyżyłować” w każdym meczu, cenią sobie to, że nowy menedżer ma pełne zaufanie do ich umiejętności i pozwala im samemu szukać rozwiązań na boisku.
Zbliża się czas oceny
Kilka tygodni temu Holender uprzedzał, że jego Liverpool można będzie oceniać dopiero po serii spotkań z wymagającymi rywalami. Za nimi jednak już starcia w Premier League z Chelsea (2:1), Arsenalem (2:2), Brighton (2:1) i Aston Villą (2:0) oraz z RB Lipsk (1:0) i Bayerem Leverkusen (4:0) w LM. Na przełomie listopada i grudnia dojdą jeszcze mecze z Realem Madryt i Manchesterem City, ale w obecnej formie obu tych ekip można w zasadzie odwrócić sytuację i to przed nimi roztaczać czarną wizję rywalizowania z The Reds.
To wciąż wczesny etap sezonu i nie warto ani nikogo skreślać z walki o mistrzostwo Anglii, ani także już kogokolwiek koronować, jednak Liverpool wygląda na drużynę lepszą niż w przedsezonowych przewidywaniach. Nie zaszkodził im brak transferów, nie zaszkodziło także odejście Kloppa, bo Slot okazuje się znakomicie dobranym następcą.
Odnosząc się do prośby holenderskiego menedżera, z pełną oceną można wstrzymać się do starć z Realem i City, ale musiałoby w nich dojść do klęski The Reds, by zmienić zdanie. Wygląda na to, że na Anfield nie będzie potrzebny żaden sezon przejściowy, a przy stratach i kłopotach dwóch głównych rywali, to zaraz będzie główny kandydat do tytułu.