Przypomnijmy, Arkadiusz Milik nabawił się kontuzji kolana tuż przed Euro 2024. Wydawało się, że 31-latek ominie niemiecki turniej, ale wykuruje się na inaugurację Serie A. Jednak powrót reprezentanta Polski ciągle się przedłużał. W listopadzie odwiedził kultowego profesora Marianiego z rzymskiej kliniki Villa Stuart i otrzymał od niego zielone światło na powrót do treningów z drużyną. Później jednak pojawiały się kolejne komplikacje. Na tyle poważne, że w lutym Milikowi pozwolono wrócić do Polski, by tam kontynuować rehabilitację.
Za nami połowa marca i już 29 kolejek Serie A, a Milik wciąż nie powąchał murawy w tym sezonie. Trudno nawet określić, kiedy będzie gotowy do gry. Ale pojawiło się światełko w tunelu, bo klub ściągnął napastnika ponownie do Turynu. W poniedziałek trafił do kliniki medycznej, gdzie przeszedł szczegółowe badania. Ich wyników jednak jeszcze nie znamy.
– Jego powrót, małymi kroczkami, wydaje się jednak zbliżać, nawet jeśli rzeczywisty stan zdrowia polskiego zawodnika jest nieznany – komentuje “Tuttosport”.
Juventus w kryzysie
Gdy Milik w końcu wróci do zdrowia, to będzie rywalizował nie tylko z Dusanem Vlahovicie, ale także z Randalem Kolo Muanim, który zimą został wypożyczony z Paris Saint Germain, ale większym problemem Polaka jest fakt, że zastanie drużynę kompletnie rozbitą. Latem Juventus przejął trener Thiago Motta, a dyrektor sportowy Cristiano Giuntoli wydał na wzmocnienia niemal 200 milionów euro, ale zamiast nowej jakości, są stare problemy.
Juventus kompletnie rozczarowuje. Najpierw we wstydliwym stylu odpadł z Ligi Mistrzów już w 1/16 finału, a potem przegrał z Empoli w ćwierćfinale Pucharu Włoch. W zeszły weekend Atalanta rozbiła zespół Motty 4:0 w Turynie i tym samym wybiła z głowy kibicom Juventusu marzenia o scudetto. Po niedzielnej porażce 0:3 z Fiorentiną, fani Starej Damy muszą się zacząć obawiać o… awans do przyszłej edycji LM.