Karierę miał Boniek. I Marciniak
Utarło się w tej naszej piłkarskiej społeczności, że „karierę to miał Boniek”. A Adam Marciniak?
(śmiech) Uważam, że też miałem karierę. Jak już powiedziałem, chyba przy okazji rozmowy z Łukaszem Kadziewiczem, nie mam problemu z takim nazewnictwem. Generalnie uważam, że to, co się robi zawodowo, to jest to kariera. Tak jak wspomniałeś, utarło się w Polsce, że karierę miał Boniek. On miał po prostu karierę wielką. Ja zrobiłem dużo, dużo mniejszą, ale wciąż to jest kariera. I uważam, że jak ktoś gra w czwartej lidze też ma karierę, jeśli zarabia w ten sposób pieniądze. Nie lubię takiej fałszywej skromności i udawanej kurtuazji.
Podejmując decyzję o odwieszeniu butów na kołek byłeś spełnionym piłkarzem?
Sądzę, że tak. Nie mam poczucia niedosytu. Wydaje mi się, że osiągnąłem bardzo dużo jak na skalę swojego talentu, a raczej jego brak. Nie mówię tego z jakąś fałszywą skromnością, ale nigdy nie należałem do wyróżniających się chłopaków w juniorach i w życiu bym nie pomyślał, że zagram tyle spotkań w Ekstraklasie, czy uda mi się zadebiutować w reprezentacji Polski. Wydaje mi się, że osiągnąłem dużo więcej, niż byłem do tego predysponowany.
Głośno mówiłeś o tym, że twoim celem jest zagranie 300 spotkań w Ekstraklasie. Zabrakło niewiele, ale jednak zabrakło.
Był to taki mały cel w tych ostatnich latach, ale nie ubolewam jakoś specjalnie. Gdy doliczymy do tego 24 spotkania w ekstraklasie cypryjskiej, to będziemy mieli 300 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Z piłkarskiej sceny schodziłeś jednak nieco niżej. Na drugoligowym boisku, gdzieś pośrodku bloków w Jastrzębiu-Zdroju. Tak sobie wyobrażałeś to ostatnie spotkanie w roli piłkarza?
Szczerze mówiąc – nie przykładam aż tak wagi do tego typu wydarzeń, więc nie miałem w głowie żadnego scenariusza. Natomiast gdybyś zapytał mnie kilka sezonów temu, to raczej bym nie założył, że to się odbędzie na stadionie w Jastrzębiu. To wszystko było pokłosiem decyzji poprzedniego dyrektora sportowego, który zdecydował o moim przesunięciu do drugiej drużyny. Natomiast samo to, jak trener Marcin Pogorzała zorganizował pożegnanie, było bardzo miłe. Fajnie, że o mnie nie zapomniał, w tym ostatnim meczu wpuścił na kilka minut, potem mnie ściągnął. Chłopaki zrobili szpaler, więc był to bardzo, bardzo miły gest ze strony sztabu drugiego zespołu.
Czym żyje Adam Marciniak po karierze?
Patrząc na ciebie w ostatnich tygodniach, można odnieść wrażenie, że jesteś połączeniem wszystkich piłkarzy kończących granie. Nie ukrywałeś, że prowadzisz niepiłkarski biznes, teraz jest praca w mediach, bycie trenerem, praca w ŁKS-ie. Od samego początku miało to tak wyglądać, czy cały czas próbujesz znaleźć miejsce dla siebie?
Nie, nie miałem takiego planu i cały czas zastanawiam się jeszcze, gdzie jest to moje miejsce. Nawet nie tyle w sporcie, co w ogóle. Może wyjdzie tak, że to będą różne zajęcia na całe życie? Choć nie ukrywam, że teraz edukacja w kierunku zawodu trenera bardzo mnie zajmuje i zaczynam łapać bakcyla. Natomiast tak, w końcowych latach kariery z kumplem otworzyliśmy biznes niezwiązany z piłką. Później, już po zakończeniu, pojawiły się media, trenerka.
Jedyne co mogę powiedzieć, to że cieszę się z tego, że pracy jest dużo i nie ma czasu na bezczynność, na jakieś sentymentalne podróże w przeszłość. Żyję z dnia na dzień. Dużo się dzieje. Nawet więcej niż działo się, kiedy byłem piłkarzem. Na tyle, że musiałem zrezygnować z tego biznesu pozapiłkarskiego, ponieważ obecnie pracuję w sztabie drugiego zespołu i z trenerem Matysiakiem w Departamencie Rozwoju Indywidualnego. Już teraz ledwo udaje mi się to wszystko dopiąć, więc na biznes nie miałbym czasu. Uznałem, że jeśli nie zostanę przy piłce teraz, to później powrót pewnie nie będzie możliwy. A do biznesu poza piłkarskiego zawsze można wrócić. W dowolnym momencie życia.
We wszystkim co będziesz robił będziesz taki dobry jak w komentowaniu? Właściwie od pierwszego meczu można przeczytać sporo pozytywnych opinii. Chociażby takich, że nie słychać, że jesteś ełkaesiakiem, a komentujesz, z tego co widziałem, głównie spotkania ŁKS-u.
Bardzo mi miło, że są takie opinie albo przynajmniej, że taka jest twoja opinia. Nie komentuję tylko meczów ŁKS-u, generalnie to mecze pierwszoligowe. Ale nie ukrywam, że te mecze ŁKS-u na początku były dla mnie wyzwaniem, bo muszę być obiektywny, pomimo swoich oczywistych sympatii i preferencji. I jest to o tyle trudne, że czasami mam wrażenie, czy przypadkiem nie jestem zbyt surowy dla ŁKS-u, albo nie faworyzuje drużyny przeciwnej starając się zachować obiektywizm. Natomiast co do samego współkomentowania, to nigdy nie miałem problemu z posługiwaniem się słowem, więc to jest ciekawe doświadczenie. I oczywiście też nie tak łatwe jak mi się wydawało wcześniej, ale bardzo interesujące i dobrze się w tym czuję.
Po tym, jak otworzyłeś konto na Instagramie i dzielisz się na nim uśmiechem, żartem i dystansem, można odnieść wrażenie, że telewizja była wręcz idealnym miejscem dla ciebie.
Podoba mi się ta atmosfera mediów. I tak jak powiedziałeś, ten Instagram też założyłem trochę w takim celu, żeby ludzie lepiej mnie poznali. To, co tam czasem się pojawia, to w zasadzie jest to, jaki ja jestem, jaki zawsze byłem. Czyli zawsze mnie dużo, zawsze mnie pełno, głośno, dużo gadam, oczywiście nie zawsze z sensem, ale zwykle z dobrą energią i tak, żeby było zabawnie. Myślę, że to też mi pomaga, czy to w występach w studio telewizyjnym, czy w trakcie komentowania meczu, iż po prostu lubię dużo gadać, lubię opowiadać historie, a jednak praca w mediach daje taką możliwość, że można się troszeczkę otworzyć. No i dlatego dobrze się z tym czuję.
A myślisz, że żyjemy już w takich czasach, w których mimo setek spotkań na poważnym poziomie, trofeów, grze w reprezentacji, bez obecności w mediach społecznościowych mało kto zerknął by na ciebie po zakończeniu kariery?
Trudno powiedzieć. Akurat wydaje mi się, że w tym, że trafiłem do TVP, po prostu pomogła moja znajomość z Kubą Polkowskim, który wtedy był wicedyrektorem w telewizji. Znał mnie z FootTrucka, generalnie nasze drogi przecinały się podczas mojej kariery i wiedział mniej więcej, jaką jestem osobą.
Dzisiaj jest taki świat, że nie wystarczy być merytorycznym i nie zawsze najwięksi fachowcy brylują w swoich branżach. Chyba trochę to zaczyna wyglądać tak, że brylują ci, którzy potrafią najlepiej się sprzedać. I może coś w tym jest, że przez to jaki jestem, czyli głośny, z poczuciem humoru i dużo mówiący, dostałem szansę. Nie wiem, trzeba pytać ludzi z mediów, którzy dzwonią i zapraszają do programu.
Adam Marciniak został trenerem
Chciałbym na chwilę wrócić do ŁKS-u, twojej ostatniej rundy w drugiej drużynie i pracy w Departamencie Rozwoju Indywidualnego, gdzie pomagasz młodym zawodnikom. Czy Adam Marciniak jest postacią, od której młodzi piłkarze mogą w obecnych czasach czerpać?
Może powiem tak: zawsze byłem osobą bardzo kontaktową, skracającą dystans. Czy to jest pani, która sprząta szatnię, czy to jest prezes klubu, czy to jest ktoś na wysokim stanowisku, czy ktoś bardzo skromniutki. Ja do wszystkich ludzi podchodzę tak samo, jestem równiez otwarty. Raczej ani nie okazuje jakiegoś nadmiernego respektu czy dystansu, że ktoś jest “wysoko nade mną”, ani nie przyjmuje wywyższającej postawy tylko dlatego, że to akurat ja mam wyższą pozycję w danym momencie.
Przez ostatnie pół roku fantastycznie się odnajdywałem w szatni, miałem świetny kontakt z młodymi chłopakami. Często żartowałem, że w duszy pozostaję młodzieżowcem, więc myślę, że Departament Rozwoju Indywidualnego i praca w sztabie drugiego zespołu to miejsca skrojone pode mnie. Lubię klimat szatni i spędzać czas z tymi młodymi chłopakami. Myślę, że wielu z nich też lubi spędzać czas ze mną, rozmawiać. Ja nie tworzę sztucznych barier, a mam nadzieję, że swoim doświadczeniem boiskowym, życiowym również, pewne rzeczy będę mógł im przekazać, przed pewnymi błędami, które ja popełniłem, będę mógł ich ostrzec. I poniekąd trochę ich mentorem faktycznie być.
A ty masz jakiegoś swojego trenerskiego mentora, który zainspirował cię do tego, żeby obrać taką drogę po karierze?
Nie. Miałem to szczęście, że spotkałem wielu dobrych trenerów, od których bardzo dużo się nauczyłem. Zarówno rzeczy piłkarskich, jak i życiowych. Ale żeby kogoś nie pominąć, to zawsze wskazuję jedną osobę i to jest Adam Nawałka. Wydaje mi się, że zarządzaniem zasobami ludzkimi wyprzedził swoje czasy przynajmniej o dekadę. Myślę, że dzisiaj ta detaliczność trenerów, to dbanie o każdy szczegół, to jest coś, co w polskiej piłce zapoczątkował trener Nawałka.
Natomiast nie mam jakiegoś wzoru trenerskiego, jeśli chodzi o styl gry, ustawienie, na którym się wzoruje. Nie mam w tym momencie ambicji, żeby aspirować do bycia pierwszym trenerem. Nie zamierzam się z nikim ścigać na taktykę, rywalizować z trenerami, którzy są w zawodzie już ileś lat na to, kto jest mądrzejszy. Ale uważam, że zarówno mój charakter, jak i moje doświadczenie powodują, że mogę być za kilka miesięcy, a może lat, ciekawą wartością dodaną dla sztabu szkoleniowego. Jako to fajne uzupełnienie, jako jeden z tych elementów, które tworzą całościowo dobry sztab. Czyli pierwszy trener, analityk, trener jakiś pasjonat top z taktyki i ja, ta osoba jako były zawodnik, który też może być dobrym łącznikiem między drużyną, a pierwszym trenerem. Na ten moment najbardziej widzę się w takiej roli, to może być moja działka.
Patrząc z perspektywy zawodnika, który trochę pograł na tym najwyższym poziomie, kursy trenerskie pozwalają spojrzeć na piłkę w nieco inny sposób?
Pewnie trochę tak. Natomiast nie jest też tak, że ja poszedłem na kurs i to mi otworzyło oczy, że praca trenera wygląda tak i tak, no bo też w tym świecie żyłem. Aczkolwiek jest wiele rzeczy bardzo ciekawych dla zawodnicy, bo po prostu wielu rzeczy piłkarze nie widzą. Na przykład tego, jak układane są mikrocykle, dlaczego taki środek treningowy, dlaczego inny i tak dalej. Więc jest dużo rzeczy, o których słucham z ogromną ciekawością, lubię o tym dyskutować, lubię się nie zgadzać, lubię zadawać pytania, zarówno na kursach, jak i od początku tego sezonu, pracując z trenerem Matysiakiem. Chcę, żeby mi tłumaczył i wyjaśniał. Wracając do kwestii mentora – można powiedzieć, że na ten moment najwięcej w tej codziennej pracy uczę się od trenera Matysiaka.
Trener Matysiak po poprzednim sezonie jest w ŁKS-ie trochę gloryfikowaną postacią, bo objął drużynę w bardzo trudnym momencie i zdołał dać kibicom trochę radości. Współpracując z nim na co dzień faktycznie widać, że to jest potencjał na topowego trenera?
Myślę, że nie tyle potencjał, co to jest po prostu bardzo dobry trener na już. Pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Wydaje mi się, że w tym słabym poprzednim sezonie było kilka spotkań, czy długie fragmenty tych spotkań, gdzie trener dał dużo radości kibicom. Sprawił, że parę razy ludzie bili brawo, uśmiechnęli się, ucieszyli. Nawet to, jak po ostatnim meczu kibice skandowali nazwisko trenera Matysiaka z Galery, też wiele mówi o jego pracy.
Patrząc na twoją historię można odnieść wrażenie, że ŁKS to idealnie miejsce do tego, żeby na wielu płaszczyznach stawiać swoje pierwsze kroki. Teraz możesz czerpać od trenera Matysiaka czy sztabu drugiej drużyny, a zakładam, że kiedy wchodziłeś do zespołu jako młody piłkarz, tych postaci, które mogły być inspiracją też nie brakowało. Faktycznie tak jest, że ŁKS to dobre miejsce na start nowych wyzwań?
ŁKS to najlepsze miejsce do wszystkiego. A odpowiadając poważnie, pewnie miałem dużo szczęścia, że zaczynałem swoją karierę piłkarską w takim momencie, iż miałem szatnię pełną doświadczonych piłkarzy, nawet bardzo doświadczonych. Można wymienić Bogusia Wyparłę, Igora Sypniewskiego, Rafała Niżnika, Dzidka Leszczyńskiego, Artura Kościuka. I to tak wymieniłem jednym tchem, na szybko. Później pojawili się Tomek Hajto, Tomek Kłos, Marcin Adamski, więc było się na pewno od kogo uczyć.
Teraz, rozpoczynając swoją edukację w kierunku bycia trenerem, też mam to szczęście, że mogę uczyć się na co dzień od trenera Matysiaka. Obecnie jestem przy drugim zespole, więc czerpię od trenerów, którzy naprawdę są bardzo przygotowani, mają dużą wiedzę, są pełni pasji. Każdy dzień w drugim zespole to jest dla mnie duża nauka i ciekawe doświadczenie do tego, aby o piłce rozmawiać, pytać, przedstawiać swój punkt widzenia. Na pewno zatem mam dużo szczęścia w swoim życiu, że trafiam na dobrych ludzi, przy których mogę się rozwijać.
Ogłoszenie twojego dołączenia do sztabu drugiej drużyny nastąpiło trochę niespodziewanie. To była reakcja na sytuację zespołu w tabeli i na to, jak wygląda ostatnio jego forma, czy był to raczej zaplanowany proces, który miał się wydarzyć?
Myślę, że po trochu jedno i drugie. Klub miał pewien plan wobec mnie. Skoro robię te kursy, skoro zadeklarowałem się, że chcę się kształcić w kierunku bycia trenerem, to klub nakreślił mi bardzo fajną ścieżkę rozwoju. Oczywiście, za co też jestem wdzięczny, zaakceptował to, że łączę to z pracą w mediach i czasami w weekendy muszę to po prostu dzielić z innymi swoimi obowiązkami. Wspólnie z prezesem Grafem podjęliśmy taką decyzję, że będzie to dobry moment, abym wspomógł drugi zespół swoim doświadczeniem i osobowością, a także będzie to dobry czas do tego, żebym już teraz zobaczył, jak wygląda codzienna praca w sztabie, żeby to było również z korzyścią dla mnie. Wierzę w to, że będzie to też z korzyścią dla tego zespołu, bo to, że ja na tym będę korzystał, to jestem pewny.
Już po pierwszym tygodniu mogę powiedzieć, że bardzo dużo zobaczyłem, bardzo dużo się nauczyłem i będę chciał też dać tej drużynie tyle, ile mogę. Przy okazji chciałbym podziękować trenerowi Geredze, bo wziął mnie pod swoje skrzydła. Właśnie on zdaje sobie sprawę, że choć jestem członkiem sztabu, to na razie mam taką tabliczkę “uczę się”. Dużo mi pomaga, tłumaczy i podsyła ciekawe materiały, a ja bardzo to doceniam.
Chciałbym dopytać jeszcze o jedną rzecz, która brzmi dość enigmatycznie, czyli Departament Rozwoju Indywidualnego. Na swoim Instagramie dzielisz się tym, że oglądasz i analizujesz dużo spotkań. Jesteś osobą, która ma pomóc młodemu zawodnikowi w rozwoju, wskazać mu drogę, czy raczej taką, która po analizie pokazuje mu co zrobił źle, a co może zrobić lepiej?
Cała idea Departamentu Rozwoju Indywidualnego ma na celu to, żeby najzdolniejszym piłkarzom z akademii klub dał wszystkie możliwe narzędzia do rozwoju. Jest kilka takich obszarów w Departamencie, na które zwracamy uwagę: piłkarski, motoryczny, fizjoterapeutyczny, a także społeczny i my te wszystkie elementy koordynujemy.
Trenerzy motoryczni ŁKS-u, pod kierownictwem trenera Dawida Piątkowskiego, po odpowiednich testach, napisali zawodnikom dodatkowy program treningowy, który z nimi realizują, za to fizjoterapeuci przygotowują zestawy ćwiczeń funkcjonalnych. My odbywamy z nimi dodatkowe treningi, które mają zniwelować ich deficyty piłkarskie, a także jeszcze udoskonalić te rzeczy, które są dobre. Plus to, co często widzisz na Instagramie, czyli też analizujemy ich mecze i próbujemy wyłapać jeszcze coś, co możemy w ich grze poprawić. Po każdym meczu spotykamy się z tą grupą zawodników, rozmawiamy, pokazujemy co można zrobić lepiej, na co zwrócić uwagę. To jest taki pełen monitoring tych najzdolniejszych chłopaków.
Czyli to, że Antek Młynarczyk wystrzelił ostatnią z formą i gra tak, jak do tej pory w ŁKS-ie jeszcze nie grał, to między innymi twoja zasługa?
Niestety nie, bo program obejmuje chłopaków od rocznika 2007. Antek jest po prostu za stary, więc niestety tutaj cegiełki nie dołożyłem.
To na samo zakończenie trudne pytanie, ale chciałbym zapytać o perspektywę nie byłego zawodnika, a eksperta telewizyjnego – na co stać ŁKS w tym sezonie?
Na pewno na dobrą grę. Myślę, że Rycerze Wiosny pokazali, że są powtarzalni, mają swój styl, grają bardzo intensywnie, a to jest w dzisiejszym futbolu bardzo ważne. Na co ich stać? Wiadomo, że to jest sport i tu się wiele rzeczy może wydarzyć. Chociażby tak jak w ostatnim spotkaniu z Wisłą Płock, kiedy grali bardzo dobrze, a jednak przegrali. A myślę, że byli drużyną lepszą niż Wisła. Natomiast na to, by włączyć się w tą realną walkę o awans, jest potencjał. Czy na coś więcej? Pewnie też, ale kandydatów do miejsc 1-2 na pewno jest wielu, więc to już nie będzie takie proste. Natomiast uważam, że pierwsza szóstka jest w zasięgu.