Kapitalne wejście w mecz
Od pierwszego gwizdka sędziego lepiej spisywali się gracze gospodarzy. Świetnie wykorzystywali brak skuteczności Nowojorczyków, którzy tego dnia byli bardzo źle dysponowani. Osłabiona drużyna gości miała fatalną skuteczność swoich rzutów, a zwłaszcza gwiazda Knicks – Jalen Brunson – który swoje premierowe punkty zdobył dopiero w drugiej kwarcie.
Kolejna ćwiartka to tylko udokumentowanie swojej wyraźnej przewagi i dominacji po stronie graczy w żółtych koszulkach. Goście co prawda poprawili skuteczność rzutów w porównaniu do pierwszej kwarty, w której trakcie trafili tylko 27 proc. rzutów z gry. Jednak mimo progresu to wciąż Pacers byli w tym meczu nie do zdarcia. Na przerwę obie drużyny schodziły przy wyniku 69:41 dla Indiany. To był pogrom.
Remis w starciu o finał Wschodu
Obraz gry nie zmienił się również w drugiej połowie tego meczu. Wręcz przeciwnie – Pacers powiększali swoją i tak już wysoką przewagę. Procent trafionych rzutów przez gospodarzy był imponujący i nie pozostawiał żadnych złudzeń co do tego, kto to spotkanie wygra. Indiana dominowała i po trzeciej kwarcie prowadziła aż 38 punktami.
Ostatnie 12 minut odbyło się już bez większych emocji. Obie drużyny postanowiły oszczędzać swoich zawodników przed kolejnymi spotkaniami. Zatem zdecydowanie i zasłużenie Pacers wygrali z Knicks 121:89 i wyrównali stan rywalizacji. Kolejny mecz odbędzie się w Nowym Jorku w nocy z wtorku na środę o 2:00 w nocy czasu polskiego.