HomeKoszykówkaZapowiadamy sezon NBA. 30 pytań dla 30 drużyn. Część 2 – Zachód

Zapowiadamy sezon NBA. 30 pytań dla 30 drużyn. Część 2 – Zachód

Źródło: własne

Aktualizacja:

W nocy z wtorku na środę wystartuje kolejny sezon NBA. Rozgrywki zainaugurują Boston Celtics, którzy przed starciem z New York Knicks odbiorą mistrzowskie pierścienie i powieszą kolejny mistrzowski baner pod kopułą hali TD Garden. I znów ruszy koszykarska karuzela.

Victor Wembanyama, Luka Doncić i LeBron James

Victor Wembanyama, Luka Doncić i LeBron James (fot. Associated Press / Alamy)

Zanim jednak to nastąpi, zadajemy kluczowe pytania dla wszystkich 30 drużyn NBA w przeddzień startu rozgrywek. W części drugiej kluby z Konferencji Zachodniej (alfabetycznie), a część pierwszą z drużynami ze Wschodu przeczytacie tutaj.

Dallas Mavericks: Ile paliwa w baku ma jeszcze Klay Thompson?

Być może nigdy nie przypuszczał, że odejdzie z San Francisco, ale stało się. Poprzedni sezon był rozczarowującym zakończeniem tej pięknej historii, która trwała 13 lat i przyniosła łącznie cztery mistrzostwa. Warriors nie chcieli spełnić żądań finansowych Thompsona, szczególnie po sezonie, w którym w końcu stracił etat startera. Na pożegnanie, w swoim ostatnim meczu w koszulce Wojowników, jeden z najlepszych niegdyś strzelców w lidze spudłował wszystkie 10 prób i nie zdobył ani jednego punktu (po raz pierwszy od debiutanckiego sezonu). Problemy zdrowotne zabrały mu wiele i sprawiły, że pewne rzeczy utracił bezpowrotnie. Pytanie brzmi więc, kim może być dla Mavericks w nowym sezonie. Słabe występy w meczach przedsezonowych i duże problemy ze skutecznością sprawiły, że o optymizm coraz trudniej. Z drugiej strony, największym atutem 34-latka nadal jest przestrzeń, jaką kreuje innym samą swoją obecnością na parkiecie. Powinien więc z miejsca pomóc drużynie, która w finałach przeciwko Celtics trafiła tylko 31,6 proc. swoich trójek.

Denver Nuggets: Czy Nikola Jokić ma odpowiednie wsparcie?

Drugi rok z rzędu Nuggets pożegnali ważnego zawodnika mistrzowskiej ekipy. I tak jak odejście Bruce’a Browna można było jeszcze jakoś przeżyć, tak utrata Kentaviousa Caldwella-Pope’a będzie dla drużyny trenera Michaela Malone’a bardzo bolesna. 31-latek to jeden z najlepszych graczy 3-and-D w całej lidze. Idealny zawodnik od zadań specjalnych, który na potwierdzenie swojej wartości ma nie jeden, a dwa mistrzowskie tytuły. Od nowego sezonu zagra w Orlando, gdzie dla młodej ekipy Magic będzie nieocenionym wsparciem. Jednocześnie dla Nuggets to znów oznacza spadek jakości wokół Nikoli Jokicia. Ruchy kadrowe mistrzów z 2023 roku blokują duże umowy największych gwiazd (przy czym dwóch z trzech najlepiej zarabiających zawodników Denver, czyli Jamal Murray i Michael Porter Jr. nigdy nie zagrali w Meczu Gwiazd) i niechęć władz klubu do płacenia wysokiego podatku. Nie da się ukryć, że w Kolorado wieje stagnacją. Nie ma tam impulsu, by ruszyć do przodu, a Malone – szkoleniowiec Nuggets od 2015 roku – coraz częściej wygląda na wypalonego.

Golden State Warriors: Kim może stać się Jonathan Kuminga?

Niełatwe życie w San Francisco miał Jonathan Kuminga, który wchodząc do ligi w 2021 roku był jednym z najmłodszych graczy w NBA. Potrzebował więc dużo czasu i walki, by wkupić się w łaski trenera Steve’a Kerra, czego efektem był najlepszy jak dotychczas sezon 22-letniego skrzydłowego. Dla Warriors jest niezwykle potrzebnym zastrzykiem energii. Niezwykle atletyczny zawodnik w minionych rozgrywkach kończył przy obręczy skuteczniej niż LeBron James! Nadal musi pracować nad trójką, co tylko ułatwi mu granie. Nadal ma ogromny potencjał. Władze kalifornijskiej drużyny jak dotychczas nie chciały słyszeć o jego transferze. Traktują go jak swoją przyszłość, ale też jednocześnie nie chcą dać mu maksymalnego przedłużenia kontraktu i niewykluczone, że spróbują oddać go za jakąś gwiazdę, która byłaby gotowa grać drugie skrzypce do Stephena Curry’ego, szczególnie że jemu nie zostało już wiele sezonów na topie.

Houston Rockets: Jak dalej budować zespół?

Po latach bycia czerwoną latarnią ligi stali się wreszcie zespołem… przeciętnym. Ale to akurat bardzo dobra wiadomość dla Rockets, którzy w ubiegłym sezonie wygrali dokładnie tyle samo meczów (41), co przegrali (41). Sprowadzili weteranów i wykonali krok do przodu pod nowym trenerem w osobie Ime Udoki. I tu pojawia się pytanie: co dalej? Latem nie doszło do wielkich zmian. Ci sami weterani będą wciąż uczyć tę samą młodzież. Część tej młodzieży – jak Alperen Sengun czy Jalen Green – gotowa jest wykonać naprawdę duży krok. Jednocześnie coraz trudniej może być trenerowi znaleźć minuty dla wszystkich utalentowanych i obiecujących młodych zawodników. Wszystko to zmierza więc w kierunku transferu. Rockets są w bardzo dobrej pozycji, by włączyć się do walki o kolejne duże nazwisko na rynku wymian. Odrębną kwestią pozostaje to, czy i kiedy takie nazwisko rzeczywiście się na rynku pojawi.

Los Angeles Clippers: Co z tym zdrowiem Kawhia Leonarda?

Jeśli jest zdrowy, to nie ma w lidze bardziej kompletnego po obu stronach parkietu zawodnika. Sęk w tym, że nie jest zdrowy, a przynajmniej nie, gdy to naprawdę ma znaczenie. W ubiegłym sezonie rozegrał 68 spotkań w fazie zasadniczej. Najwięcej od siedmiu lat! Znów był znakomity i efektywny. Wrócił na poziom All-NBA. Jednak problematyczne kolano znów dało o sobie znać w fazie play-off. Leonard rozegrał tylko dwa spotkania i w 60 minut gry zdobył tylko 24 punkty. Wyraźnie nie był sobą. I kto wie, czy kiedykolwiek jeszcze będzie. Ostatnio sam przyznał, że najpewniej już do końca kariery kolano będzie mu dokuczać. Także z tego powodu ostatecznie nie pojechał na igrzyska do Paryża, bo amerykańska kadra wolała pewniejszego Derricka White’a. Clippers nie rozumieli tej decyzji, choć potem okazało się, że Kawhi po letnim zabiegu na kolanie nie zdąży normalnie rozpocząć przygotowań, a jego występ w pierwszych meczach nowych rozgrywek stoi pod znakiem zapytania. A od tego sezonu przez trzy kolejne lata zarabiać będzie średnio 50 mln dol. rocznie. To dużo, jak na zawodnika, który od czasu zdobycia mistrzostwa w barwach Toronto Raptors w 2019 roku nie miał jeszcze w pełni zdrowego roku.

Los Angeles Lakers: Czy JJ Redick sprawdzi się jako trener?

To spore ryzyko wziąć na trenera absolutnego debiutanta, szczególnie do tak dużego i medialnego zespołu jak Lakers. Fani kalifornijskiej drużyny liczą, że Redick będzie jak Steve Kerr, który zdobył mistrzostwo w swoim debiutanckim sezonie na ławce trenerskiej Warriors, a nie jak Derek Fisher, który z kolei w swoich debiutanckich rozgrywkach w roli trenera poprowadził Knicks do… 17 zwycięstw, osiągając tym samym najgorszy wynik w historii klubu. Nowy szkoleniowiec obejmuje Lakers w dość trudnym momencie, bo drużyna ma za sobą kolejny rozczarowujący sezon, mimo że LeBron James i Anthony Davis wreszcie byli naprawdę zdrowi. Niewiele się tymczasem w składzie ekipy z L.A. zmieniło, dlatego ta zmiana ma wyjść przede wszystkim od Redicka, który ma za sobą spore doświadczenie w roli zawodnika. Po zakończeniu kariery dał się poznać jako ciekawy i kreatywny ekspert w mediach, a jego pomysły na pewno mogą wprowadzić w Mieście Aniołów powiew świeżości. 40-latek zaczyna jednak tak naprawdę od podstaw, bo chce, by Lakers generowali więcej rzutów z dystansu, co powinno im pomóc znaleźć lepszy balans w ofensywie niż za czasów zwolnionego po poprzednim sezonie Darvina Hama.

Memphis Grizzlies: Czy Ja Morant jest godzien zaufania?

To chyba najbardziej ekscytujący zawodnik w całej lidze. Ma w sobie takie pokłady energii i jest tak eksplozywny, że prawie niemożliwe jest go upilnować. Szybki, skoczny, kreatywny. Trochę jak młody Derrick Rose. Przez chwilę wydawało się, że Morant wskoczy do ligowej topki tak jak swego czasu najmłodszy MVP w historii ligi. Tak się jednak nie stało. Przez głupie decyzje i problemy zdrowotne w ostatnich dwóch sezonach rozegrał łącznie tylko 70 meczów. Kłopotów wizerunkowych narobił sobie przez “zabawy” z bronią. Dwa takie incydenty kosztowały go też zresztą sportowo, bo gdy po pierwszym zawieszeniu – na osiem meczów – nie poszedł po rozum do głowy, to druga kara okazała się już bardziej dotkliwa. Liga wykluczyła go z gry na 25 pierwszych spotkań minionego sezonu. Wrócił i miał uratować Grizzlies po ich fatalnym początku. Zdążył rozegrać jednak tylko dziewięć meczów (z czego w sześciu prowadził Memphis do zwycięstw), po czym musiał przejść operację barku, która zakończyła jego rozgrywki. Teraz zapowiada wielki powrót jako wreszcie szczęśliwy, a co za tym idzie groźny zawodnik. Najpierw musi jednak udowodnić, że Grizzlies znów mogą mu zaufać.

Minnesota Timberwolves: Czy Anthony Edwards wejdzie na poziom MVP?

W ubiegłym sezonie jeden z najbardziej spektakularnie grających graczy w lidze stał się jej najlepszym rzucającym obrońcą, prowadząc po drodze T-Wolves do jednego z najlepszych sezonów w historii organizacji. Wilkom dopiero po raz drugi od początku powstania klubu udało się awansować do finałów konferencji! Porównania Edwardsa do Michaela Jordana nie są wcale takie bezpodstawne. Oczywiście, nie chodzi tutaj do końca o poziom gry i osiągnięcia, bo pod tym względem niemal nikt się z Jordanem równać nie może, ale “Ant-Man” ma w sobie coś elektryzującego i przynajmniej stylistycznie jest dziś chyba najbliżej MJ-a. 23-latek ma też pewną old-schoolową aurę, dzięki której po obu stronach parkietu może dominować nie tylko umiejętnościami i atletyzmem, ale też głową. Minneapolis to już jego miasto, a nie będzie wcale niespodzianką, jeśli niedługo NBA będzie jego ligą. Na razie po kolei odhacza wszystkie przystanki w karierze młodego zawodnika. Na koncie ma już dwa występy w Meczu Gwiazd, jeden wybór do drugiej najlepszej piątki graczy ligi oraz olimpijskie złoto, które zdobył w Paryżu jako ważna postać amerykańskiej kadry u boku m.in. LeBrona Jamesa i swojego ulubionego Kevina Duranta. Teraz tak jak oni musi w pełni poświęcić się koszykówce. Sam przyznaje, że dopiero w fazie play-off uświadomił sobie, że by wejść na kolejny poziom nie może już sobie odpuszczać.

New Orleans Pelicans: Jak rozwiążą sytuację Brandona Ingrama?

To byłoby bardzo udane lato dla Pelicans, gdyby nie fakt, że wygląda ono na… niedokończone. Ściągnięcie Dejounte Murraya było ciekawym pierwszym krokiem. Daje tej drużynie nowe możliwości i może odblokować wciąż ukryty potencjał. Jednocześnie braki w strefie podkoszowej sprawiają, że trudno traktować ekipę z Nowego Orleanu jak kandydata do topowego miejsca w Konferencji Zachodniej. W rotacji jest zresztą teraz za dużo rąk do jednej tylko piłki. Już od jakiegoś czasu najbardziej “na wylocie” jest Brandon Ingram. W idealnym świecie Pelikany wytransferowałaby go za środkowego jeszcze przed startem rozgrywek. Sęk w tym, że Ingram ma za sobą fatalne występy w fazie play-off, a na dodatek po zakończeniu nadchodzącego sezonu kończy mu się umowa. W związku z tym nie ma aż tak dużej wartości, szczególnie że jego nowy klub zapewne ryzykowałby, że transfer po 27-letniego skrzydłowego będzie jak swoiste wypożyczenie. Pytanie więc, w jaki sposób Pelicans chcą tę sytuację rozwiązać. Być może najpierw sprawdzą, jak to wszystko wygląda w obecnym kształcie, by przekonać się, że taka konstrukcja składu jest po prostu wadliwa.

Oklahoma City Thunder: Czy naprawdę są już gotowi?

Tylko jedna drużyna miała w ubiegłym sezonie lepszy bilans. To Boston Celtics, czyli mistrzowie. Celtics i Thunder byli też dwoma jedynymi zespołami, które w poprzednich rozgrywkach uplasowały się w najlepszej piątce efektywności ataku i obrony. To wszystko robi tym większe wrażenie, że Thunder byli najmłodszą drużyną w całej lidze. Cały czas zresztą są! Mają już jednak doświadczenie zebrane w fazie play-off. Mimo porażki wyciągnęli cenne lekcje. Co więcej, latem dodali do składu jednego z najlepszych graczy od zadań specjalnych w osobie Alexa Caruso oraz zaadresowali swoją największą bolączkę, ściągając Isaiaha Hartensteina do wzmocnienia strefy podkoszowej. Środkowy co prawda straci początek rozgrywek z powodu kontuzji reki, natomiast nie zmienia to faktu, że Thunder są na najlepszej drodze, by wrócić do wielkiego finału po raz pierwszy od 2012 roku, a może nawet zdobyć pierwszy mistrzowski tytuł od czasu przenosin z Seattle do Oklahomy.

Phoenix Suns: Jak dużo zmieni rozgrywający?

Calutki poprzedni sezon Suns grali bez rozgrywającego. Skład prowadzony przez trzy gwiazdy zakończył sezon już w pierwszej rundzie fazy play-off. Słońca spróbują raz jeszcze, choć trochę inaczej, bo latem udało im się znaleźć rozgrywającego. I to tanio! A dla tej drużyny to kluczowe, bo Suns – głównie przez kontrakty swoich trzech największych gwiazd – jako pierwszy klub w historii za jeden tylko sezon zapłacą łącznie ponad 400 milionów dolarów w kontraktach i podatku. Biorąc pod uwagę te ograniczone możliwości finansowe, całkiem nieźle udało im się więc uzupełnić rotację. Dużym przechwytem jest przede wszystkim Tyus Jones, który podpisał kontrakt na jeden rok o wartości 3,3 mln dol. 28-latek jest definicją solidności. Ma już spore doświadczenie w roli “jedynki” i wydaje się idealnie dopełniać gwiazdorskie trio Phoenix, które teraz powinno po prostu znacznie lepiej funkcjonować w bardziej poukładanej ofensywie. Jones to bezpieczny wybór. Zawodnik, który świetnie potrafi opiekować się piłką, a do tego sam może przymierzyć zza łuku. Dodajmy do tego fakt, że nowym trenerem klubu jest Mike Budenholzer, który w przeszłości potrafił budować świetne systemy ofensywne zarówno w Atlancie, jak i w Milwaukee.

Portland Trail Blazers: Gdzie szukać nadziei?

Ostatnie lata z Damianem Lillardem w Portland nie były najlepsze, ale pierwszy sezon bez jednego z najlepszych graczy w historii klubu okazał się katastrofą. Blazers zaliczyli wszak najgorsze od niemal dwóch dekad rozgrywki, wygrywając tylko 21 meczów. Zajęli ostatnie miejsce w konferencji, a na domiar złego tak słabe wyniki nie przyniosły im wyboru w czołówce tegorocznego draftu. Największą nadzieją pozostają więc 20-letni Scoot Henderson oraz 21-letni Shaedon Sharpe, przy czym ten pierwszy ma za sobą mocno przeciętny debiutancki rok, a ten drugi przez kolejne problemy zdrowotne rozpocznie sezon z opóźnieniem. W takiej sytuacji trudno w Portland o optymizm przed zbliżającymi się rozgrywkami, które mogą okazać się “być albo nie być” dla trenera Chaunceya Billupsa.

Sacramento Kings: Ile zmienia DeMar DeRozan?

Po wielkim sukcesie, jakim był awans – po 16 latach czekania! – do fazy play-off w 2023 roku, poprzedni sezon zakończył się jednak rozczarowaniem. Kings nie byli już tak efektywni w ataku, a do tego mieli spore kłopoty w obronie. Latem postanowili więc, że skupią się na tym, co tak świetnie wychodziło im w rozgrywkach 2022-23 – na atakowaniu. Długo szukali wzmocnienia, aż w końcu ściągnęli do siebie DeMara DeRozana. Weteran ligowych parkietów to wciąż zabójczy strzelec na półdystansie i zawodnik, który od 11 lat nie schodzi ze średnią punktów poniżej 20 na spotkanie. Jest też godzien zaufania (w ubiegłym sezonie żaden gracz nie rozegrał więcej minut) i powinien pomóc w końcówkach, jako jeden z najlepszych graczy od domykania meczów w lidze. Dodanie go do składu to jasny sygnał, że Kings chcą dalej bić się o czołówkę Konferencji Zachodniej. Z drugiej strony, DeRozan wcale nie pasuje idealnie do potrzeb tej drużyny. Pewne problemy rozwiązuje, a pewne może tworzyć, szczególnie jako ktoś, kto potrzebuje piłki w rękach, nie grozi rzutem za trzy i raczej słabo broni.

San Antonio Spurs: Czy awansują do fazy play-off?

Victor Wembanyama zachwycił cały świat, ale na razie za jego świetną grą nie idą zwycięstwa Spurs. Dość powiedzieć, że teksańska ekipa z francuskim gigantem – i najlepszym debiutantem ligi – w składzie wygrała dokładnie tyle samo spotkań, co bez niego sezon wcześniej, czyli zaledwie 22 z 81 meczów. Już po raz piąty z rzędu Spurs nie awansowali do fazy play-off, co jest ich najdłuższą taką passą w historii. Latem do składu dołączyło jednak kilku weteranów, w tym m.in. Chris Paul, który będzie bardzo potrzebnym tej drużynie rozgrywającym. W jego kontrakcie znalazł się zresztą zapis, który wyraźnie mówi o oczekiwaniach Spurs na kolejny sezon, bo “Point God” otrzyma dodatkowe pieniądze, jeśli zespół wygra co najmniej 35 spotkań. Byłaby to spora poprawa względem poprzednich rozgrywek, natomiast raczej będzie to za mało na walkę o fazę play-off. Dość powiedzieć, że na wyrównanym Zachodzie bilans 46-36 dał w zeszłym sezonie dopiero 10. miejsce i udział w turnieju play-in. Drużyna z Jeremym Sochanem w składzie musi więc uzbroić się w cierpliwość. Nie od razu wskoczą do ligowej czołówki, natomiast nadchodzący sezon ma być krokiem w dobrą stronę.

Utah Jazz: Kto jest przyszłością tego zespołu?

Minęły już dwa lata, odkąd wytransferowali Donovana Mitchella oraz Rudy’ego Goberta. To miał być początek gruntownej przebudowy Jazz, ale nie do końca tak się stało. Lauri Markkanen okazał się za dobry, a trener Will Hardy za utalentowany, by w Salt Lake City mogli rzeczywiście spaść na dno i potem się od niego odbić. A to wbrew pozorom częsta taktyka obierana przez kluby NBA. No bo w tej chwili Jazz znajdują się tak naprawdę w dość nieciekawym położeniu. Są jednocześnie zbyt słabi, by walczyć o najlepszą ósemkę i zbyt mocni, by walczyć o najwyższe wybory w drafcie. Brak jasno określonego kierunku sprawia, że fani Utah muszą przygotować się na kolejny nijaki sezon. Poszukiwania nowej twarzy zespołu trwają. Być może… nie ma jej jeszcze nawet w składzie. Na razie liderem pozostaje Markkanen, który tego lata przedłużył kontrakt i przynajmniej do końca przyszłych rozgrywek nie będzie mógł zostać wytransferowany.

Czytaj więcej o NBA:

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Kolejna porażka polskiej kadry. Coraz więcej ciemnych chmur nad selekcjonerem
Rusza Puchar Świata w skokach narciarskich. Co warto wiedzieć przed sezonem?
Eliminacje MŚ 2026: Koszyki, format, baraże [ZASADY, TERMINY]
Mieli walczyć o tytuł, są najgorsi w NBA. Philadelphia 76ers w coraz większej dziurze
Sędziowie Malec i Stefański ukarani. PZPN odsunął ich od pracy w kolejnych meczach
Najlepszy ofensywny trener – Julian Nagelsmann. Sekrety taktycznego geniusza
Jakub Mądrzyk: Gra w Bayernie Monachium jest moim marzeniem [WYWIAD]
Gutka: Guardiola chce uczestniczyć w zmianach w Manchesterze City. Wyzwań nie brakuje
To może być następny rywal Mameda Chalidowa! Hit marketingowy i sportowy
Nie ma goli napastników, nie ma mistrzostw. Bezkrólewie w Legii